wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział XXXI

Miley wysiadła z samochodu i rozejrzała się po okolicy. Ze wszystkich stron otaczał ich piękny las, a gdzieś blisko szumiała rzeka. Nie wiedziała, gdzie jadą, bo Trevor trzymał to w tajemnicy aż do samego końca. Właściwie zaskoczył ją, gdy zadzwonił, by spakowała najpotrzebniejsze rzeczy oraz kilka ubrań i czekała na niego pod domem, bo za 10 minut po nią przyjedzie i porwie gdzieś. Myślała, że to żart, bo wcześniej jej chłopak o niczym takim nie wspominał nawet słowem. Trevor jednak nie żartował i przez całą drogę uśmiechał się tajemniczo. Nie mogła z niego nic wyciągnąć. Tymczasem zapowiadało się, że spędzą trochę czasu w zupełnej głuszy, sami, tak jak o tym od dawna marzyła. Problemy zostawili daleko w tyle, wraz z cywilizacją. 
- I jak ci się podoba? 
Stanął za nią i pocałował w ramię. Zauważyła, że zdążył wypakować ich bagaże, a także namiot. To było naprawdę ekscytujące. Czekała ich noc pod gwiazdami i pobudka o wschodzie słońca. Nic nie mogło się z tym równać. 
- Jest cudownie, naprawdę, dziękuję. - Musnęła delikatnie jego usta i rozejrzała dokładnie. W pobliżu kilku mil nie było żywego ducha oprócz nich. Już czuła ten romantyczny nastrój, który zbliżał się wielkimi krokami.
- Ale coś cię gnębi. 
Bardziej stwierdził niż zapytał. Zaczął rozbijać namiot, więc postanowiła, że mu pomoże, choć ostatni raz robiła to z pięć lat temu, gdy w raz z Dem i Sel postanowiły, że chcą spać w ogrodzie państwa Lovato. Cieszyły się na samą myśl, jednak szybko im przeszło, gdy poczuły, że jest gorąco i niewygodnie. Resztę nocy spędziły już w chłodnej sypialni Demi, gdzie było im zdecydowanie lepiej. Chłopak wbijał śledzie z jednej, a ona z drugiej strony, naśladując jego ruchy. 
- Po prostu żałuję, że twojej siostry nie ma tu z nami. Jej też by się przydał taki odpoczynek. - Zawsze i wszędzie jeździły razem, robiły mnóstwo zdjęć. Właściwie to z Trevem nigdy nie spędziła sam na sam więcej niż jednego wieczoru lub nocy. A tu mieli zostać razem na cały weekend. To było, jak sprawdzian dla ich związku. 
- Spokojnie, Dem ma Sel, Patricka, Joe'go i rodziców. Ani jej ani dzieciom nie stanie sie nic złego. 
W końcu pozostawiła rozkładanie namiotu Trevovi, bo bardziej przeszkadzała niż pomagała. Jej chłopak zdecydowanie lepiej radził sobie bez niej. 
- Dziwne, że mówisz to akurat ty, najbardziej nadopiekuńczy brat na świecie. - Roześmiała się, mając w głowie obrazy, gdy Trev nawet na chwilę nie spuszczał swojej malutkiej siostrzyczki z oka. Tak było jeszcze do nie dawna. 
- Wiem, że jest w dobrych rękach. 
Namiot stał już w całej okazałości i prezentował się naprawdę dobrze, choć Miley stwierdziła, że jego czerwony kolor nie był zbyt ładny. Ale to był zupełnie nieistotny szczegół, który nic nie znaczył. 
- A ja chciałem się tobą nacieszyć zanim wyjadę do colleg'u. 
Podszedł do niej i mocno objął w talii, a ona poczuła, że to co nieuniknione, zbliża się wielkimi krokami. Przygotowywała się na ten moment od roku, ale i tak było jej ciężko. Cieszyła się, że dostał się tam, gdzie od dawna marzył, ale jego wyprowadzka do Waszyngtonu przepełniała ją smutkiem. Znali się od zawsze, a od trzech lat byli nierozłączni. Wiedziała, że będzie za nim tęsknić.
- Nie poradzę sobie bez ciebie... - westchnęła głośno, łapiąc troki od jego bluzy. Sel miała Nicka, Demi Joe'go, a ona zostanie sama. Po za tym bała się, że Trevor pozna tam jakąś inteligentną, oczytaną studentkę, z którą będzie mógł porozmawiać o tych wszystkich matematyczno-fizycznych rzeczach, na których ona się nie znała i która będzie piękna, seksowna, czarująca. I dojrzała, starsza od niej. Bała się, że ją rzuci. A nie wyobrażała sobie, by jego miejsce zajął ktoś inny. 
- Jasne, nawet nie zauważysz, że mnie nie ma. Będziesz za bardzo zajęta robieniem wyprawki dla moich siostrzeńców.  
Żartował, bo chciał ją pocieszyć, więc uśmiechnęła się lekko, ale wcale nie było jej do śmiechu.
- Wiesz, wydaje mi się, że z tym poradzą sobie sami doskonale. - Zauważyła to już od pewnego czasu. Jej przyjaciółka spędzała z chłopakiem co raz więcej czasu, co z jednej strony ją cieszyło, a z drugiej przygnębiało. - Nie jestem im potrzebna. - Wzruszyła ramionami, czując, jak pod powiekami zbierają się jej łzy. Zdecydowanie była za bardzo związana z rodziną Lovato. 
- Ej, czy ty jesteś zazdrosna?
Roześmiał się, ale gdy zobaczył jej morderczy wzrok, od razu spoważniał. 
- Spokojnie, moja siostra nie zrezygnuje z twojego towarzystwa. Jesteś jej potrzebna dla zachowania zdrowia psychicznego. 
Pocałował ją w czoło, a ona przytuliła się do niego. 
- Może rzeczywiście masz rację. 
- Na pewno ją mam, a ty przestań się zamartwiać, bo przyjechaliśmy tu w zupełnie innym celu...
Musnął ustami jej szyję, aż przeszedł ją ten znajomy, przyjemny dreszcz i od razu poczuła się lepiej. Wyszeptał jej do ucha kilka bardzo obiecujących propozycji, a ona nie mogła się doczekać, aż je spełni. W odpowiedzi, że zgadza się na wszystko, pocałowała go namiętnie, a on wziął ją na ręce. 
- W takim razie, zabieraj się do roboty. 

*

Zmęczony, ale i szczęśliwy Joe, zaparkował swój samochód pod domem rodziny Lovato, jak to miał w zwyczaju od pewnego czasu. Codziennie zabierał Demi gdzieś, gdzie mogli pobyć sami, w spokoju, bo chociaż jej bracia nie próbowali go już zabić za każdym razem, gdy znajdował się w polu ich widzenia, to jednak dalej czuł się pod ich ostrzałem. Oboje tego potrzebowali. I ich dzieci również. Nie poruszali wtedy niebezpiecznych tematów, nie wracali do przeszłości, cieszyli się teraźniejszością i patrzyli w przyszłość, która zbliźała się do nich z każdym kolejnym dniem i co raz bardziej zaokrąglonym brzuchem Demi. Ona się bała i często powtarzała, że sobie nie poradzi, a on ją uspokajał, choć w środku sam miał wiele wątpliwości. Nie był pewien, czy uda mu się wstawać do nich w nocy, bo gdy spał, to nic nie było w stanie go obudzić. Nie wiedział, jak trzymać noworodki, by ich nie podusić, jak się nimi zajmować, czy uda mu się wpaść w rutynę i czy to wszystko go nie przerośnie. Na razie było nieźle, bo do porodu jeszcze daleko, a Dem czuła się całkiem dobrze, poranne mdłości prawie minęły, a zaczęły się prawdziwe, czasem naprawdę dziwne, żywieniowe zachcianki, które starał się spełniać. Czasami tylko płakała bez powodu, by za chwilę zacząć się śmiać i prosić, by ją przytulił. 
Stanął przed drzwiami i nacisnął przycisk dzwonka. Nie czekał długo, gdy po chwili ujrzał przed sobą sylwetkę pana Lovato. Mężczyzna spojrzał na niego badawczo. Właściwie patrzył tak na niego od momentu, gdy dowiedział się, że zostanie dziadkiem z jego winy. Czuł się przy nim, jak głupi smarkacz. 
- Dzień dobry, przyszedłem do Demi. - Starał się nie denerwować, ale ciężko mu to szło, gdy ojciec jego przyjaciółki przez cały czas bacznie mu się przyglądał. Na pewno dalej nie myślał o nim za dobrze. 
- Demi nie ma, poszła z Seleną do fryzjera. 
Tego się nie spodziewał. Nie uważał, że powinna przez całe dnie siedzieć, usychać za nim z tęskonoty i cierpliwie czekać aż do niej przyjedzie, ale bardzo chciał się z nią zobaczyć. 
-W takim razie przyjadę później, do widzenia. - Chciał, jak najszybciej stąd odjechać, bo i tak nie miał tu nic do roboty, gdy dziewczyny nie było w domu i skoro wyszła z Sel, to pewnie za szybko nie wróci. 
- Poczekaj, właściwie to chciałem z tobą porozmawiać. 
Joe stwierdził, że nie może odmówić i zrezygnowany wszedł za panem Lovato do środka. Mężczyzna zaprosił go do kuchni, gdzie chłopak usiadł na krześle, a przyszły dziadek jego dzieci stanął przy parapecie z rękami założonymi na piersi. Joe nerwowo przełknął ślinę. 
- Napijesz się czegoś? 
Będąc w szoku, pokręcił przecząco głową, przygotowując się na lawinę trudnych pytań, na które sam nie do końca znał odpowiedź. Tylko Dem je znała, ale ukrywała przed wszystkimi, przed nim również. 
- Moja córka wspominała, że pracujesz. Jak ci idzie? 
Zastanowił się przez moment. Wstawał o świcie, jechał na plac budowy, gdzie wywoził gruz i zajmował się wszystkim, co zlecali mu inni robotnicy. Był zmęczony, miał dość upału, ale wujek solidnie mu płacił, więc nie narzekał. 
- Nie najgorzej, w przyszłym miesiącu dostanę pierwszą premię. - I wreszcie będzie mógł coś odłożyć na remont i zacząć działać w tym kierunku, bo na razie wszystko to były dalekosiężne plany. - To nie jest nic wielkiego, ale na początek wystarczy. - Kontynuował dalej, gdy nie usłyszał ze strony pana Lovato żadnego komentarza. 
- I na pewno masz jakieś plany, bo nie sądzę, że do końca życia będziesz zabierał Demi na spacerki. 
Pan Lovato uśmiechnął się znacząco, a Joe poczerwieniał na twarzy, bo było mu wstyd, że przez tyle czasu nic nie potrafił zdziałać. 
- Chciałbym, żeby Dem ze mną zamieszkała, ale ona chyba nie jest do tego przekonana. - Nigdy nic nie wspominała na ten temat, a on nie chciał poruszać tej kwestii, by nie psuć tego, co było między nimi teraz. - Przygotowałem już nawet miejsce na pokój dla dzieci, trzeba je tylko trochę odświeżyć. 
- A rozmawiałeś z nią na ten temat? 
Ojciec Dem zadał kluczowe pytanie. No właśnie, nigdy o tym nie mówili, oboje krążyli, żeby nie poruszać żadnej z ważnych kwestii i rozmawiali o wszystkim, tylko nie o tym. Nie wiedział, jak ma odpowiedzieć.
- No właśnie... Wy młodzi  nie potraficie zrobić nic, jak należy. 
Joe nerwowo zmierzwił włosy. Czuł się beznadziejnie, bo rzeczywiście wyszedł na nieudacznika. Powinien już dawno rozmówić się z Dems i coś postanowić, a tymczasem zwlekał i odkładał to na odpowiedni moment, który chyba nigdy nie nadejdzie. 
- Po prostu nie chcę jej pospieszać ani naciskać... - Próbował się jakoś bronić, ale sam wiedział, że w zaistniałej sytuacji to była marna wymówka. 
- Już się za bardzo pospieszyliście i nie masz wyjścia, musisz naciskać, skoro postanowiliście wszystko zacząć od końca. 
Rozmawianie z panem Lovato na temat tego, że zapłodnił jego córkę nie było zbyt komfortowe, ale musiał przyznać, że miał on wiele racji. Musiał się w końcu dowiedzieć, jak wygląda sytuacja między nimi z jej strony. Bo z jego była jasna. Obaj usłyszeli głosy Demi i Seleny w korytarzu, a zwłaszcza tej drugiej, która śmiała się głośno. Dziewczyny weszły do kuchni i Dem uśmiechnęła się szeroko na jego widok. Sel taktownie pożegnała się z przyjaciółką, gdy go zobaczyła, tłumacząc, że ma jeszcze coś ważnego do zrobienia i wycofała z pomieszczenia w mgnieniu oka. 
- Przepraszam, że musiałeś czekać tak długo, ale Selena mnie namówiła, a wiesz jaka czasami potrafi być upierdliwa... 
Dem cały czas zerkała na ojca. Pewnie chciała, żeby sobie poszedł, ale on nie miał takiego zamiaru. Wolał na nich patrzeć i mordować swoją obecnością. 
- Ale Joe wcale się nie nudził, rozmawialiśmy przez cały czas.
Dziewczyna zbladła, słysząc jego słowa, bo pewnie wyobrażała sobie straszny wykład, a właściwie nie było tak źle, oprócz tego, że uświadomił sobie, że jest idiotą. 
- Nic się nie stało... Ładnie wyglądasz. - Zauważył, że zmieniła fryzurę i podcięła włosy. Zarumieniła się lekko i uśmiechnęła delikatnie. - To, co, mogę teraz ja cię gdzieś porwać?

*

Na całe szczęście Dems dość szybko zebrała się do wyjścia, dzięki czemu udało mu się uciec z krzyżowego ognia jednoznacznych spojrzeń, rzucanych mu przez jej ojca. W sumie mógł się tego spodziewać. Rozumiał doskonale, że chciał wiedzieć, co planuje w stosunku do jego córki. Szczerze, od dłuższego czasu sam się nad tym zastanawiał. Ale wstyd było mu przyznać się do kompletnego braku zdecydowanych działań. Po wysłuchaniu wszystkich gorzkich słów z ust pana Lovato, musiał przyznać mu całkowitą rację. Powinien w końcu zabrać się za to raz, a porządnie. Nie było sensu już dłużej tego odwlekać, dlatego też zmienił odrobinę swoje plany na resztę dnia i, zamiast do restauracji, skierował się w stronę swojego domu, trzy przecznice dalej. 
- Joe, słuchasz mnie?
- Przepraszam, zamyśliłem się... – Wzdrygnął się niespokojnie, gdy położyła mu rękę na kolanie. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego tak się tym przejmował. Przecież nie zrobił, ani nie oczekiwał od niej nic niewłaściwego.
- Zauważyłam... Stało się coś? – 
Wyglądała na naprawdę przejętą. Pewnie wyobrażała sobie, że jej ojciec urządził mu porządną awanturę i przesłuchanie. 
– Pewnie mój tata coś ci powiedział. 
- Nie... Po prostu... - Ręce trzęsły mu się przeokropnie i czuł się jak pieprzony histeryk, ale nie potrafił nic na to zaradzić. Bo naprawdę zależało mu na jak najlepszej opinii ze strony Demi.  Bo była najlepszym, co go spotkało w życiu. Bo jej ufał i kochał. Bo chciał być dobrym ojcem dla ich dwójki dzieci. Miał nadzieję, że doceni wszystko to, co dla nich robił.  Czasem może trochę nieudolnie mu to szło, ale bardzo się starał. 
- Po prostu, co? 
Zapytała, najwyraźniej zaciekawiona jego rozkojarzeniem. 
Zdecydowanie był beznadziejnym aktorem, ale co miał jej odpowiedzieć. Że jej ojciec miał rację i rzeczywiście nic nie potrafił zrobić od początku do końca porządnie? Do tego raczej wolał się nie przyznawać. Już wystarczająco beznadziejnie czuł się, egzystując w tej uczuciowej próżni tak długo. 
- Po prostu wejdźmy już do domu, bo chcę ci coś pokazać.  –  Odetchnął głęboko, że udało mu się jakoś wytłumaczyć. Wolał nie pogrążać się już więcej i od razu przejść do sedna sprawy. W końcu nigdy nie miał specjalnego talentu do załatwiania spraw rozmową. Preferował raczej czyny, aniżeli puste słowa. Wyjął kluczyk ze stacyjki, odpiął pas bezpieczeństwa, po czym okrążył samochód, by pomóc Demi wysiąść z auta. 
- Mam się bać? 
- Nie, chociaż może troszkę... – Zaśmiał się delikatnie, jednak widząc jej karcące spojrzenie, spoważniał momentalnie. 
- Przerażasz mnie dzisiaj, Joe.
Nie dodając nic do ostatniej uwagi, podążyła w kierunku dębowego ganku, a on zaraz za nią. Stosunkowo szybko otworzył drzwi wejściowe, uprzednio przez dosłownie  ułamek sekundy, siłując się z zamkiem, który miał tendencje do zacinania, po czym przepuścił ją w drzwiach. Właściwie Demi w jego domu była rzadkim gościem. Za czasów, gdy w ich relacjach karty rozdawał Darren, bywała u niego sporadycznie, kiedy akurat poważnie się pokłócili. Później przez prawie miesiąc nie przychodziła wcale, po tym, jak wtedy rano dosłownie wygoniła go z własnej sypialni. A od czasu wyjścia ze szpitala, to raczej on przyjeżdżał do niej, ewentualnie zabierał ją na plażę, do kina albo na kręgle, żeby jakoś zająć jej czas i odciągnąć od ciągłego zadręczania się skomplikowaną sytuacją z rodziną. Czas najwyższy, żeby się to zmieniło.
- Spokojnie, staraliśmy się z Nickiem wszystko dokładnie wysprzątać. – Poprowadził ją korytarzem na parterze w kierunku schodów z dumną miną. Kiedy już Demi go odwiedzała, zazwyczaj siedzieli u niego w pokoju na piętrze albo w salonie no i czasem na tarasie, jeśli dopisywała pogoda. 
- Co... to jest? 
Dziewczyna stanęła jak wryta, kiedy uchylił przed nią sosnowe drzwi, znajdujące się na samym początku korytarza i wcale nie prowadziły do jego sypialni.
- Wiem, że na razie nie wygląda to za dobrze, ale jest jeszcze wcześnie i kiedy pomaluję ściany, wyszoruję podłogę i powiesi się firanki, to będzie całkiem nieźle. 
Naprawdę w to wierzył. Dzięki Nickowi udało mu się powynosić wszystkie zalegające na podłodze szpargały do garażu. Nie chciał jednak zwalać na brata więcej roboty, więc sam wieczorami po pracy i spotkaniach z Demi wziął się za zeskrobywanie resztek starej, łuszczącej się ze ścian farby. Kiedy już skończył, porządnie wymył ściany, a teraz czekał aż wszystko dokładnie wyschnie, żeby móc wyrównać dziury i wreszcie wziąć się za malowanie. Póki, co efekt może nie był powalający, ale wszystko już sobie zaplanował. No prawie, bo zakładał trochę inną reakcję przyjaciółki.
- Dużo tu miejsca.  
- Idealnie dla dwójki dzieci. Ale chyba ci się nie podoba. – Starała się być miła, ale widział, iż daleko jej do zadowolenia.
- Nie, to nie tak, doceniam to, naprawdę, ale zagospodarowałam już miejsce dla nich w swoim domu i myślę, że tak będzie najlepiej…
Poczuł się okropnie. Jakby bez ostrzeżenia wymierzyła mu policzek. Ciągle to robiła. Odgradzała się od niego szczelnym murem, raz na jakiś czas tylko wychylając na chwilę, gdy go potrzebowała. A kiedy to on jej potrzebował, ona bała się zaangażować i go odtrącała. Po raz kolejny. Przecież starał się być cierpliwy. Rozumiał, że po traumie z Darrenem może mieć problem z zaufaniem, naprawdę chciał być cierpliwy. Ale ona ciągle wysyłała sprzeczne sygnały. Powoli już sam gubił się w ich relacjach. Raz traktowała go chłodno, czysto po przyjacielsku, drugim razem kochała się z nim w aucie przy plaży. Z jego strony nic się nie zmieniło. Ciągle ją kochał, a może nawet bardziej odkąd wiedział, że nosi dwójkę jego dzieci. Jasne, byli młodzi, ale mieli zostać rodzicami i potrzebowali wyjaśnić to wszystko, ale ona nadal jakby bała się odpowiedzialności.
- Dla kogo najlepiej? W takim razie, jakie ja miejsce zajmuje w twoim życiu? –  Zabawka, chwila zapomnienia, epizod. Te określenia chyba najbardziej pasowały do jego obecnej żałosnej sytuacji. 
- Jesteś ojcem moich dzieci, jesteś dla mnie bardzo ważny, ale...
- Ale nie chcesz ze mną być, zgadza się? – Był głupi, sądząc, że ta ciąża coś między nimi zmieni. Demi nie widziała w nim nikogo więcej prócz przyjaciela, a on narobił sobie tylko złudnych nadziei. 
- Nie powinniśmy niczego przyspieszać, przecież dobrze jest nam, tak, jak jest. 
Nie rozumiał jej. Nie było, czego przyspieszać, bo tak naprawdę nic się nie zmieniało. Oczywiście mógł poczekać. Zrobiłby to bez najmniejszego zawahania, gdyby tylko powiedziała mu, na co tak naprawdę ma czekać. 
- Nie, nie jest dobrze, to znaczy może tobie tak, ale mnie nie.  – Nie był egoistą. Myślał przede wszystkim o niej i przyszłości ich dzieci. A obecna sytuacja na dłuższą metę stawała się nie do zniesienia.
- Joe...
- Kim mam dla ciebie być? Przyjacielem? Ojcem twoich dzieci? Niechcianym problemem? – Rozżalenie i frustracja, która gromadziła się w nim tak długo, wreszcie mogła znaleźć ujście. Musiało do tego dojść. 
Jej ojciec miał racje. Naprawdę nic nie potrafił załatwić porządnie. Bo gdyby naprawdę nadawał się na odpowiedzialnego ojca to załatwiłby tę sprawę od razu, a nie zwlekał przez następne kilka tygodni.
- Przecież wiesz, że jesteś najbliższą mi osobą. 
- No właśnie nie wiem. – Złapał ją za ramiona i zmusił, by spojrzała mu w oczy, czego unikała od początku tej rozmowy. – Ty znasz moje uczucia, wiesz, kim dla mnie jesteś, a ja wciąż nie znam odpowiedzi z twojej strony. 
- Boję się powiedzieć, boję się, że wtedy wszystko się skończy... Z resztą to tylko słowa, one nic nie znaczą...
Wyglądała na zagubioną, zdezorientowaną i zdecydowanie zdenerwowaną. W kącikach jej oczu momentalnie zebrały się łzy, czego nawet przed nim nie kryła. Pozwoliła słonym strużkom swobodnie spływać po bladych policzkach, a on poczuł się, jak najgorszy idiota. Znowu przez niego płakała. Cholera jasna, przecież miał pilnować, żeby zbędnie się nie denerwowała, a tymczasem sam prokurował stresujące ją sytuacje. Był kompletnym, skończonym idiotą. 
- Ćśśśś, proszę, nie płacz… – Nienawidził patrzeć na nią w takim stanie. – Po prostu się boję, że dopóki ich nie powiesz, nigdy nie będę miał pewności, czy chcesz być ze mną, czy jesteś ze mną, czy mnie kochasz. 
Objął ją mocno, a ona ufnie wtuliła głowę w zagłębienie jego obojczyka. Szlochała spazmatycznie wylewając morze łez, podczas gdy Joe głaskał ją po włosach i szeptał jej do ucha, żeby się uspokoiła. Trwali w tej pozycji przez dłuższą chwilę. Demi powoli się uspakajała, ale mimo wszystko nie chciała odsunąć się od przyjaciela. Zdała sobie sprawę, jak bardzo nie w porządku była w stosunku do niego przez cały ten czas, który upłynął odkąd po raz pierwszy poczuła się naprawdę bezpieczna, o ironio, w momencie, kiedy uważała, że wszyscy faceci są idiotami. Ale on zawsze był inny. Pomagał jej. Troszczył się. Opiekował. Był na każde jej zawołanie. Tymczasem ona zamiast to docenić, za każdym razem skutecznie sprowadzała go na ziemię. Zdecydowanie na to nie zasługiwał.
- Joe… – Wychrypiała w końcu.
- Hmm? – Pocałował ją we włosy, już nawet nie myśląc o tym, by kontynuować tę rozmowę, która jedynie mogła zaszkodzić jej i ich dzieciom.
- Ja też cię kocham.

22 komentarze:

  1. Jezu kocham! Ten rozdział wzbudził u mnie uśmiech,płacz, zdziwienie płacz usmiech. Ciekawi mnie dalsza cześć! Co on jej odpowie? Czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu mu to powiedziała! Jestem ciekawa co dalej z tym mieszkaniem. Czy zgodzi się u niego zamieszkać?
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wreszcie coś między nimi drgnęło. Ona odważyła się mu powiedzieć o swoich uczuciach, a on jej o swoich planach. Czasu wcale nie mają tak dużo. Przecież jeszcze tylko kilka miesięcy, a bliźniaki raczej prędzej się pchają na świat niż książkowe 9 miesięcy. Ciekawe co dalej postanowią? Co tam u Nicka i Sel? Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  4. boze koncowka swietna

    OdpowiedzUsuń
  5. płacze :') o..omg to jest piękne :''''') cudowny rozdział <3 nie moge sie doczekac nn !

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział! jejku nareszcie Dems to powiedziała <3 nie mogę się doczekać następnego rozdziału asdfghjkl ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera, wreszcie! Myślałam, że już nigdy się nie doczekam tego.

    OdpowiedzUsuń
  8. boskie bomba cudo/!!
    ps.Hey ! Chciałam cię zaprosić do mnie na kilka minut lektury:
    http://somebody-zaynmalik.blogspot.com/
    http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/
    http://dark-paradise-pl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Można przyspieszyć rozdział

    OdpowiedzUsuń
  10. Ją codziennie sprawdzam bologa z świadomością

    OdpowiedzUsuń
  11. No ej już 2 miesiące a ją codzień sprawdzam i nic

    OdpowiedzUsuń
  12. dziewczyny... no kiedy nn? :'(

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy lol dawaj bo cię zlokalizuje i zabije
    :-* ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. kuźwa.... -.-
    .. kiedy bedzie nowy rozdział :'( :'( :'(
    that's all a need rn xD <3

    OdpowiedzUsuń
  15. kiedy następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  16. Przejebalas system milordzie zaczynam cię namierzyć

    OdpowiedzUsuń
  17. k i e d y n a s t ę p n y r o z d z i a ł ? ? ?

    ostatnia notka była w środku wakacji a teraz jest już środek października i nadal cisza :(((((

    OdpowiedzUsuń
  18. Nowy rozdział pojawi się wtedy, kiedy go napiszemy, niestety innej odpowiedzi napisać nie potrafię. Musicie wiedzieć, że prócz blogosfery mamy również własne życie: szkołę, pracę, uczelnię, dlatego też nie ma możliwości na częstsze wstawianie rozdziałów na BFAL. Prosimy więc o cierpliwość i szacunek w postaci niespamowania pod ostatnim rozdziałem dziesiątkami takich samych komentarzy.
    Pozdrawiam,
    ~M.

    OdpowiedzUsuń