czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XXVIII

Selena spacerowała wraz z Nickiem po parku, ciesząc się chwilą oddechu. Nie długo zaczynało się lato i wakacje, ale ona nawet nie zauważyła, jak mijały kolejne dni. Tyle się ostatnio wydarzyło, że właściwie nie zwracała uwagi na kolejne, mijające dni. Ciąża Demi była dla niej zupełnym zaskoczeniem i kompletnie wybiła ją z rytmu. Nigdy nie spodziewałaby się, że jej rozważna i rozsądna przyjaciółka, ta która zawsze przestrzegała ją przed robieniem głupot, sama postąpiła nieodpowiedzialnie i musiała ponieść konsekwencje swoich czynów. Czarnowłosa zaśmiała się ironicznie. Dziewczyny wiecznie ostrzegały ją przed wpadką, a jednak to nie ona skończyła, jako nastoletnia matka. Los bywał jednak przewrotny i to był tego najlepszy dowód. Nick trzymał ją za rękę, a ona dała mu się prowadzić, jak mała dziewczynka, grzecznie i bez protestów, co kiedyś byłoby nie do pomyślenia. Dawniej prędzej dałaby się porwać komuś obcemu niż zaufać młodszemu z braci Jonas. Prędzej by się z nim pokłóciła i zwyzywała od najgorszych, a później walnęła focha i czekała, by ją przeprosił, co oczywiście by się nie wydarzyło, ona by była jeszcze bardziej wściekła, a on zaszczyciłby ją jedynie złośliwym uśmieszkiem, który tak strasznie ją irytował.  Wiele się zmieniło od tamtego czasu, cała wieczność od ich ostatniej kłótni, a nawet jeśli dochodziło między nimi do sprzeczek, to tylko po to by, podgrzać atmosferę. Spojrzała kątem oka na swojego chłopaka, choć nie lubiła go tak nazywać. Nie lubiła w ogóle nazywać łączącej ich relacji. Byli ze sobą, dobrze się czuli w swoim towarzystwie i nie potrzebowali przyklejać do tego żadnych etykietek. To i tak nic, by nie zmieniło ani nie przyniosło dodatkowych gratyfikacji. I nie było sensu psuć tego, co udało im się zbudować w dość szybkim tempie. 
- O czym tak myślisz?
Zapytał w końcu, przerywając ciszę, która towarzyszyła im odkąd wyszli z jego domu. Nick ostatnio nie był zbyt rozmowny. Zapewne martwił się o brata, który przechodził właśnie przyspieszony kurs dorastania. Starał się tego nie okazywać i czasem nawet żartował z tego, ale wiedziała, że w głębi duszy mocno mu współczuł i odczuwał ulgę, że to nie on jest na jego miejscu. Ona z resztą też. 
- O wszystkim i o niczym... przede wszystkim o Demi. - Selena zauważyła już czwartą lub piątą kobietę z wózkiem, która minęła ich w parku. Albo wcześniej ich nie zauważała wcale albo teraz miała małą obsesję na ich punkcie. To drugie było jednak bardziej prawdopodobne. Widywała ostatnio same ciężarne lub matki. Dwukrotnie już przyśniło jej się, że rodzi i wcale nie było to nic przyjemnego. Obudziła się w środku nocy, przemęczona i przerażona, że coś takiego mogłoby się jej przytrafić. Chociaż z drugiej strony nie było to aż tak mało prawdopodobne, choć przeważnie uważali, ale no właśnie... przeważnie. Z pewnością jednak mieli więcej szczęścia niż rozumu. Gdyby im się przytrafiło to samo... To wolała nie myśleć, co by się stało z tym biednym dzieckiem. - I o nas.
- I co z nami? 
 Przystanęli mniej więcej w połowie drogi do wyjścia z parku, a on przytulił ją do siebie. Wdychała przez chwilę przyjemny zapach jego perfum, czując się naprawdę bezpiecznie w jego ramionach. Patrzył na nią, czekając na odpowiedź, a ona w myślach wyklinała się od idiotek za to, że poruszyła ten temat, choć powinna siedzieć cicho. 
- No... jakbym się zachowała, gdybym była w ciąży, jak ty byś się zachował.
Zastanawiał się intensywnie, co jej odpowiedzieć. Widziała to. 
- Nie wiem i nie chcę się dowiadywać. Mam nadzieję, że ty też nie.  
Oczywiście, że nie chciała. Nie wyobrażała sobie, że musiałaby się stać tak odpowiedzialna w tak młodym wieku. Ale z drugiej strony ten temat strasznie ją nurtował. Zwłaszcza, gdy widziała, jak Joe stawał na wysokości zadania i dbał o Dems, a podobno nie byli razem i dalej łączyła ich zwykła przyjaźń. Tak przynajmniej twierdziła przyszła mama. Selena zastanawiała się, jakby to było z Nickiem. Zostawiłby ją samą czy może wspólnie zmierzyliby się z problemem. Strasznie ją to gnębiło. 
- Chociaż taka mała Selena z czarnymi włoskami nie byłaby zła, oczywiście gdyby miała mój ugodowy charakter. 
- Nick, to nie jest zabawne. - Uderzyła go w ramię. Próbował ją rozśmieszyć, ale jej wcale nie było do śmiechu. Nie zamierzała mieć dzieci. Nigdy. Jednak teraz bała się tego, jak ognia i ta wizja przerażała ją bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. 
- To może nie, ale fakt, że mój brat będzie miał dziecko z dziewczyną, która ma go tak naprawdę gdzieś, choć on jest na każde jej zawołanie, już tak. 
Przewróciła oczami na słowa Nicka. Chłopak uważał, że Dem wykorzystuje Joe'go, co nie było prawdą. 
- Tłumaczyłam ci, że to nie tak... Z resztą nie mówimy teraz o nich, tylko o nas. - Przypomniała mu cel tej rozmowy, z którego zapewne chciał zboczyć. - To, jak byś się zachował, gdybym zaszła? - Spytała, chcąc wreszcie usłyszeć to od niego. Znów długo milczał, u uśmiech zszedł z jego twarzy. - No więc? - Ponagliła go, zniecierpliwiona. 
- Nie wiem, Sel. 
Wzruszył ramionami, a ona trochę się rozczarowała, choć nie mogła od niego wymagać, że zadeklarowałby jej całkowite wsparcie. 
- Nie chcę cię oszukiwać, bo nie wiem, jakbym się zachował. Może dobrze, może źle, ale to nieważne, bo ten problem nas nie dotyczy.
Złapał ją za ramiona i uśmiechnął się, próbując trochę ją pocieszyć. Ceniła jego szczerość, ale gdzieś głęboko w środku, bardzo głęboko, pragnęła usłyszeć coś innego. I może właśnie to oznaczało, że nie do końca są sobie pisani i nie będą razem wiecznie. Nie tak, jak Joe i Demi, którzy może i mijali się przez cały czas, ale to, jak się traktowali, jak zależało im na sobie, mówiło o wiele więcej o ich uczuciu niż wszystkie jej chwile spędzone z Nickiem razem wzięte. 
- Wracajmy już. - Odpowiedziała po chwili, nagle robiąc się strasznie zmęczona. 
- Sel?
- Hmmm? 
- To nie jest najlepszy czas na takie rozmowy. - Wiedział, że nie jest tak idealny jak jego starszy brat, poza tym uważał za bezsensowne takie gdybanie. - Póki co jesteśmy młodzi, niedługo zaczynają się wakacje, a ostatnio mamy już wystarczająco dużo problemów, żeby dokładać sobie jeszcze kolejne zmartwienia...
- Właściwie to masz rację. - Przez to wszystko zupełnie nie potrafiła się odnaleźć. Współczuła Dem i martwiła się o nią, ale musiała zgodzić się z Nickiem.
- No to co, jedziemy do mnie, czy do ciebie?
- Do ciebie, ale najpierw zajedźmy do Dem, bo pewnie twój brat już przywiózł ją ze szpitala. - Widziała, jak pokwiał jedynie twierdząco głową i zaczął grzebać w kieszeni, szukając kluczyków od samochodu. Nick również  martwił się bardzo o Joe, całą sprawę z ciążą, wielką kłótnię brata z ojcem Demi i ogólnie całym tym bałaganem. - Ale obiecaj mi jedno...
- Co takiego?
- Że będziesz uważał i myślał odpowiednią częścią ciała.
- Uwierz, naprawdę nie spieszy mi się do zostania nastoletnim ojcem. - Odpowiedział pewnie i odpalił silnik, po czym ruszyli w stronę domu rodziny Lovato.
Po dłuższej chwili doszła do wniosku, że porównywanie Nicka do Joe było kompletnie bezsensowne Bo choć rzeczywiście nie był księciem na białym koniu, to ona również nie należała do typowych księżniczek. To właśnie czyniło ich relację zupełnie inną od pozostałych. Za to jednego mogła być pewna. Z Nickiem nigdy nie będzie się nudzić. 

*

Siedzieli w ciemnym, wymalowanym na brązowo korytarzu już prawie trzy kwadranse, czekając na swoją kolej. Po tygodniu spędzonym na oddziale, Demi mogła wreszcie wrócić do domu, co ogromnie ją cieszyło, bowiem z całego serca nienawidziła szpitali. By dostać wypis musiała jeszcze odbyć kontrolne USG, aby upewnić się, że z dzieckiem wszystko w porządku. Nadal była to dla niej kompletna abstrakcja, mimo wszystko jednak starała się przywyknąć do tej świadomości. Jakby tego było mało cała poczekalnia wypełniona była po brzegi ciężarnymi w średnim wieku, które bez przerwy mierzyły ją pogardliwymi spojrzeniami, bądź posyłały jej ironiczne uśmieszki. Czuła się dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy odwiedzali ją rodzice. Ojciec bowiem nadal nie potrafił pogodzić się z tym, że w najbliższej przyszłości zostanie dziadkiem. I chociaż w stosunku do niej za wszelką cenę próbował udawać, że jest inaczej, Joe nadal był dla niego wrogiem publicznym numer jeden.
- Nie przejmuj się nimi, bo nie warto... 
Usłyszała cichy, piaskowy głos swojego najlepszego przyjaciela tuż przy  uchu. Jednocześnie poczuła, jak splątał jej palce ze swoimi, próbując jakoś dodać jej otuchy.
- Wiem, ale... - Z dziwnymi spojrzeniami zdążyła się już pogodzić, jednak natrętne myśli nie chciały dać jej spokoju. - Joe, co my zrobimy, kiedy już się urodzi?
 Była okropnie zagubiona, w końcu byli zwykłymi nastolatkami, nie mieli pracy, pieniędzy ani też jakiegokolwiek pojęcia o opiece nad dziećmi.  Rozważała już wszystkie możliwe opcje. Przez króki moment, bardzo krótki, rozważała nawet adopcje, jednak nie potrafiła  wyobrazić sobie, żeby ktoś obcy wychowywał tę małą istotę.
- Będziemy szczęśliwi, że jest już na świecie i nie musimy więcej włóczyć się po szpitalach. 
 Odparł Joe, uśmiechając się serdecznie. Nawet jeżeli czuł presję związaną z nową sytuacją to wiedział jednak, że musi wspierać w tym zagubioną Dem.
- A co jeśli....
- Wszystko będzie dobrze i jestem pewny, że sobie poradzimy. - Pocałował ją w czoło, choć nie był pewien, czy to aby na pewno nie przekracza granic przyjaźni. Mimo wszystko jednak wiedział, że teraz tego potrzebowała. Oboje potrzebowali. - Ewentualnie zostawimy delikwenta z wujkiem Nickiem i ciocią Seleną, żeby trochę odpocząć. 
Sam się obawiał, jak uda mu się pogodzić szkołę, pracę i zajmowanie się dzieckiem oraz Demi, jednak starał się tego nie pokazywać. Doskonale wiedział bowiem, że ona teraz otrzebuje wsparcia, a nie wymyślania kolejnych problemów.
- Joe? - Zaśmiała się delikatnie na taką odpowiedź z jego strony. Zawsze wiedział, jak poprawić jej humor. Tak samo było i teraz. Swoim podejściem sprawiał, że czuła się o wiele pewniej, bezpieczniej. 
- Hmmm?
- Dziękuję. - wyszeptała, kładąc głowę na jego ramieniu. 
W ciągu ostatniego tygodnia dziękowała mu zdecydowanie zbyt wiele razy. Wiedziała jednak, że to i tak niewiele, patrząc na to jak wiele dla niej robił. Joe był  bowiem niezwykle słowny i zawsze dotrzymywał obietnic. Przez cały czas siedział przy jej łóżku, rozmawiał z lekarzami, a nawet starał się poprawić mocno nadszarpnięte relacje z Trevorem oraz panem Lovato. Może nie wychodziło mu to najlepiej, ale była mu ogromnie wdzięczna. Za to że był i się starał. Nic więcej nie mogła od niego wymagać.
- Pani Lovato? - Z zamyślenia wyrwał ją bliżej nieznany, męski głos. Spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła młodego, nie więcej niż trzydziestoletniego, brązowowłosego mężczyznę w granatowym kitlu. - Zapraszam do gabinetu.
Na chwiejnych nogach podniosła się z niewygodnego, drewnianego krzesła, nawet na chwilę nie puszczając dłoni Josepha.
- Zapraszam. - Ponowił prośbę lekarz zupełnie nieprzypominający starszego, miłego ordynatora oddziału, który jak dotąd się nią opiekował. - Proszę się nie bać, ja naprawdę nie gryzę. 
- Przepraszam.
 Była ogromnie zażenowana całą tą sytuacją, a w dodatku na plecach czuła lustrujące ją spojrzenia wszystkich tych ciężarówek, które przez ostatnie czterdzieści pięć minut starały się, jak najdosadniej okazać im swoją niechęć i dezaprobatę.
- Spokojnie, nic się w końcu nie stało. - Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, zapewne widząc przerażenie w jej oczach, po czym zwrócił swoją uwagę na chłopaka towarzyszącego dziewczynie. - A jeżeli boi się pani wejść sama, to przyszły tata może nam potowarzyszyć.
- Joe? - Z błaganiem w oczach popatrzyła w stronę swojego najlepszego przyjaciela. 

*

 Przez następne trzy kwadranse siedziała jak na szpilkach w ciasnym, przesadnie jasnym i sterylnym pomieszczeniu, które wbrew wszelkim zasadom wywoływało w niej uczucie klaustrofobii. Jakby tego mało przez cały czas czuła się potwornie skrępowana, kiedy tylko młody ginekolog zaczynał zarzucać ją lawinami bardzo osobistych pytań. Przy okazji zdążyła się też nasłuchać, że badania kontrolne nie wyszły rewelacyjnie i powinna o siebie dbać, szczególnie teraz, kiedy była odpowiedzialna także za swoje dziecko, ale dla niej nadal była to czarna abstrakcja. Najchętniej uciekłaby stąd i zaszyła się gdzieś, z dala od pouczających ją ludzi, którzy jak zwykle wszystko wiedzieli lepiej. Na całe szczęście jednak był przy niej Joe, tylko dlatego wytrwała tak długo. Naprawdę nie mogła sobie wymarzyć lepszego człowieka, który stanąłby na jej drodze. Nawet jeśli był współwinny całego tego problemu, to i tak robił dla niej najwięcej. Oczywiście dziewczyny również bardzo ją wspierały, ale tylko on wiedział, co tak naprawdę czuła. A zrozumienia właśnie teraz potrzebowała najbardziej.
- Myślę, że teraz najważniejsze jest przywrócenie pani ogranizmu do odpowiedniego stanu, więc przepiszę trochę suplementów do obowiązkowego zażywania. No i dobrze by było gdyby i kwas foliowy został włączony w najbliższym czasie...  
 Kontynuował swój blisko półgodzinny wywód trochę zasępiony trzydziestolatek siedzący po drugiej stronie biurka, przeglądając wyniki morfologii, która rzeczywiście nie prezentowała się najlepiej.
- Przez jak długi czas? - Wydusiła z siebie cicho, starając się wyglądać poważnie.
- Suplementy na razie przez miesiąc, a czy dalej będą potrzebne, zadecydujemy po następnej wizycie i ponownym wykonaniu badań. Kwas foliowy natomiast profilaktycznie przez całą ciążę.
- A poza tym, jakieś inne zalecenia? 
Joe wypalił w momencie, kiedy lekarz poczynił krótką pauzę, co w ciągu ostatnich blisko trzydziestu minut było rzadkości. 
- Dużo odpoczynku, mało stresu i zdrowa dieta... a no i proszę nie słuchać tych wszystkich ciotek i babć, że teraz musi pani jeść za dwoje, ma pani jeść dla dwojga. 
Lekarz puścił do niej oko, ale ona wcale bardziej się nie rozluźniła. Przeciwnie, czuła, że stresuje się jeszcze gorzej. Kiedy cała jej rodzina się dowie, że będzie miała dziecko, zapewne stanie się głównym tematem plotek i ostracyzmu. 
- No to, jak już wszystko jasne zapraszam na fotel, zobaczymy, co tam słychać. 
Zaprosił ją na fotel, który jej samej kojarzył się z niezbyt przyjemnym, pierwszym badaniem i bólem potęgowanym przez nieprzyjemny wziernik. Spojrzała z przestrachem na Joe, który pokrzepiająco się uśmiechnął i poczuła się troszkę lepiej, choć towarzyszyło temu zażenowanie. Nigdy nie pomyślałaby, że jej najlepszy przyjaciel będzie oglądał ją w takiej sytuacji. Spełniła jednak prośbę ginekologa i chwilę później siedziała, a właściwie leżała na fotelu, słysząc bicie własnego serca. Joe, który do tej pory siedział na krześle, podszedł do niej i złapał ją za dłoń. Mogła to dołączyć do listy rzeczy i spraw, za które była mu wdzięczna.
- Może wreszcie się pani rozluźni, gdy narzeczony jest obok. 
Lekarz uśmiechnął się nieznacznie, cały czas uważnie patrząc na ekran monitora. Pokazał im pęcherzyk z zarodkiem, serduszko, ale nie usłyszeli jego bicia, obiecał im to na następnej wizycie. Podał im także wszystkie wymiary, informując, że są książkowe. Myślała, że to już koniec, że będzie mogła wstać z fotela, wyjść z gabinetu, czekać na wypis i opuścić to przeklęte miejsce. Tęskniła już za domem, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że atmosfera będzie napięta. Jednak myliła się. Lekarz wciąż obserwował to, co działo się na monitorze, a z wyrazu jego twarzy nie za wiele dało się wyczytać. 
- Hmmm...
Spojrzał w zapis jej wcześniejszego badania, który spoczywał na jego biurku i potem znów w monitor USG. 
- Tego tu wcześniej nie było... przepraszam na chwilę. 
Wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych. Dems myślała, że zaraz się rozpłacze. 
- Joe, widziałeś jego minę, coś jest nie tak i pewnie będę musiała tu zostać, a ja tego nie chcę. 
- Spokojnie, Dem, wszystko jest w porządku, a on jest po prostu bardzo dokładny. 
Chłopak ukucnął przy niej i jeszcze mocniej ścisnął jej dłoń. Może to głupie, ale w tym momencie pomyślała, że chciałaby, aby ich dziecko, miało jego ciepłe, brązowe oczy. I ten spokojny, kojący głos, który uwielbiała. 
- Nie chcę, żeby coś mu się stało. - Nie była gotowa zostać matką, ale skoro zaszła już w ciążę, to nie chciała jej stracić. 
- Nic się nie stanie, zobaczysz, ma silną mamę i bierze z niej przykład. 
Pogłaskał ją po kolanie, by dodać jej otuchy. Nigdy nie miała bliższego przyjaciela, który robiłby dla niej tak wiele samym słowem. 
- Tak, chyba mówisz o jego tacie... - Uśmiechnął się, słysząc jej słowa. Dalej trochę dziwnie czuła się, myśląc o nim, jako o ojcu swojego dziecka, ale jakoś z drugiej strony nie potrafiła sobie wyobrazić, że jego miejsce w tej sferze jej życia, mógł zająć ktoś inny. Chciała dodać coś jeszcze, ale wtedy do środka wszedł lekarz, wspólnie z ordynatorem, którego już znała. Zaczęła się naprawdę stresować. Obaj do niej podeszli i starszy z ginekologów, wpatrywał się w monitor, tak jak wcześniej robił to młodszy. Demi myślała, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi. 
- Przepraszam, czy możemy wreszcie dowiedzieć się, co się dzieje? 
Joe zapytał w końcu, bo widział, jak ona się denerwuje. Sama nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Na szczęście on zrobił to za nią. 
- Tak, myślę, że możemy już wam pogratulować dwóch zdrowych serduszek. 
Starszy z lekarzy uśmiechnął się do nich, ale oni chyba nie do końca zrozumieli. 
- Co... ale jak to?
Joe spytał ponownie, bo tak samo, jak ona nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Choć dla niego to było bardziej zagmatwane, ona przeczuwała, co za chwilę usłyszą. 
- Zostaną państwo rodzicami bliźniaków. 

*

Miley obserwowała swojego chłopaka, który stał przy oknie i czekał aż jego siostra wróci w końcu ze szpitala. Nie zapomniał przy tym pomścić na Joe’go, który jego zdaniem był największym zbrodniarzem, chodzącym po świecie. A kiedy ona się wtrącała i mówiła, że to naprawdę odpowiedzialny chłopak, który nie ugina się od obowiązków, to najpierw patrzył na nią, jak na wariatkę, a później przestawał się do niej odzywać. Czasem nawet do końca dnia. Przyzwyczaiła się do tego. Tak, jak i do tego, że wszystkie ich rozmowy i spotkania kręciły się tylko wokół starszego z Jonasów i jego beznadziejności. Irytowało ją to, bo chociaż martwiła się o Dems, to jednak była pewna, że krzywda się jej nie stała i nie stanie. Przecież wszyscy jej pomogą. Z Joe na czele. Czasem tylko było jej tak cholernie przykro, że chłopak nie zwraca na nią uwagi, że właściwie przestała dla niego istnieć, jako dziewczyna, a została bardziej słuchaczem zażaleń i wyzwisk kierowanych w stronę przyszłego ojca. Zwłaszcza, gdy patrzyła, jak Nick traktuje Sel, czy właśnie, jak Joe opiekuje się jej drugą przyjaciółką. Może i wychodziła na egoistkę, ale potrzebowała go, tylko dla siebie, chociaż na pięć minut.
- Myśli, że jak ją przywiózł do domu, to jest wielkim bohaterem. Palant!
Odezwał się w końcu, komentując widok za oknem. Westchnęła tylko i wstała z łóżka, kładąc na szafkę obok niego książkę, którą przeglądała od dobrych kilkunastu minut. Wiedziała, że teraz wysłucha całej wiązanki lepszych i gorszych epitetów. I musiała to jakoś przerwać, bo była pewna, że inaczej nie wytrzyma.
- Zrobił to, bo mu zależy i na niej, i na dziecku. – Stanęła obok niego, odchylając firankę, którą ktoś kiedyś przypalił papierosem, po czym został ślad w postaci niewielkiej dziury. Joe pomagał wysiąść Demi z samochodu, a później wziął w ręce jej szpitalną torbę. Tą samą, którą następnego dnia razem z Seleną jej zawiozły. Ale dla jej chłopaka i tak był zerem. 
- Znów go bronisz. 
Trevor odszedł od okna i stanął przy biurku, zakładając ręce na piersi. No tak, pewnie teraz się obrazi, a ona zmęczona jego milczeniem, pójdzie do Demi albo wróci do domu. Cudownie.
- Muszę, bo ty znów przesadzasz. – Odezwała się w końcu po chwili, zastanawiając się czy jest sens wałkować ten sam temat, skoro i tak nie dojdą do porozumienia, a jedyne co osiągną, to pogorszenie nastroju. 
- On zabawił się kosztem mojej siostry, wykorzystał ją, a teraz mami obietnicami wspólnej przyszłości. Naprawdę nie widzisz tego? 
Znała te słowa na pamięć. A gdy próbowała mu tłumaczyć, że nikt tu nikogo nie wykorzystał i Dems też jest współwinna, to odpowiadał jej, że jego siostra nie pcha się facetom do łóżka i ona, jako jej przyjaciółka powinna o tym wiedzieć. 
- Nie zostawi jej i zadba o to dziecko. – Dalej nie widziała sensu wchodzenia w tą głupią rozmowę, ale jeśli już zaczęła to ją dokończy, ze wszystkimi tego konsekwencjami. – Z resztą to mogło się przytrafić każdemu, nam też. – Jeśli oczywiście uprawialiby seks, co ostatnio wydarzyło się lata świetlne temu. Podeszła do niego i położyła głowę na jego ramieniu. Zachowywał się, jak dupek ostatnio, ale tak cholernie za nim tęskniła, że miała to gdzieś. 
- Nie, bo my jesteśmy rozsądni. 
Odpowiedział i objął ją w pasie. Przez krótką chwilę wydawało jej się, że jest tak, jak było dawniej.
- Jasne. – Spojrzała na niego z powątpiewaniem. – A nie pamiętasz, jak…? – Kiedyś poniosło ich, gdy odwoził ją do domu. Zjechali na pobocze i nawet przez myśl im nie przeszło, by się zabezpieczyć. 
- To było szaleństwo…
Chyba sobie przypomniał, bo uśmiechnął się nieznacznie, a ona mocniej się do niego przytuliła. Może wreszcie wszystko wróci do normy. 
- Koleżanka urządza ognisko na plaży w tę sobotę, może byśmy poszli, co? – Stwierdziła, że to pomogłoby mu się oderwać obsesyjnych myśli na temat ciąży Demi i planów zamordowania Joe. No i byliby razem, z dala od problemów. 
- Nie mam nastroju. 
Odsunął się od niej i znów sposępniał. Poczuła, jak pod powiekami gromadzą się jej łzy. 
- W takim razie nic tu po mnie, cześć. – Chciała stąd, jak najszybciej wyjść, bo nie była w stanie dłużej z nim wytrzymać. Myślała, łudziła się, miała nadzieję, ale nic z tego. Przynajmniej na razie. 
- Co? O co ci chodzi? 
- Mówisz, że Joe zachował się, jak dupek, ale sam się tak zachowujesz w stosunku do mnie! – Wykrzyczała mu w końcu to, co od dłuższego czasu leżało jej na sercu. – Naprawdę starałam się ciebie wspierać, ale przeginasz i to poważnie. – Powiedziała już nieco spokojniej. – Przeżywasz ciążę swojej siostry, jakby stało się jej coś okropnie złego i Joe był za to odpowiedzialny. 
- No a tak nie jest?
- Nie, ludziom przytrafiają się o wiele gorsze nieszczęścia. – Musiał to w końcu zrozumieć. Musiał albo inaczej oboje zwariują. Wszyscy zwariują. 
- Ty też jesteś przeciwko mnie?
Pewnie chodziło mu o to, że nawet Patrick i ich mama jakoś pogodzili się z tym faktem i dawno przeszła im złość. Teraz zastanawiali się, jak pomóc Dems i jej nienarodzonemu dziecku. Trevor uznał to za zdradę. Tak, jakby toczył jakąś wojnę, tylko nie wiadomo o co. Chodził nerwowy, poirytowany i często wybuchał złością. A to odbijało się na wszystkich. 
- Wręcz, przeciwnie, jestem po twojej stronie i dlatego proszę cię, żebyś odpuścił. – Zbliżyła się do niego i pogładziła kciukiem po wewnętrznej stronie dłoni, by się trochę uspokoił. – Po za tym, ty naprawdę myślisz, że udałoby mu się ją zaciągnąć do łóżka, gdyby tego nie chciała?
- No… nie.
Odpowiedział jej po dłuższym zastanowieniu, a ona czuła, że odniosła mały sukces. 
- No właśnie. Z resztą lubiłeś go przecież. - Mocno się zaprzyjaźnili, Trevor często bywał u niego w domu, grali razem w piłkę i pozytywnie go oceniał. 
- No ale, jak mam go lubić teraz, jeśli on i moja mała siostrzyczka… oni razem, a ona jest taka młoda jeszcze…
- Przypominam ci kochanie, że Dems ma tyle lat, co ja, a to ci jakoś nie przeszkadza, by być ze mną. – Spojrzał na nią, jakby dopiero teraz to sobie uświadomił. – Wiesz, ona bardzo przeżywa całą tę sytuację, a teraz nie powinna. Chcesz, żeby naprawdę źle się poczuła i rozchorowała? – Brała go pod włos, ale wiedziała, że to powinno poskutkować. Trevor bardzo kochał swoją siostrę i chciał dla niej wszystkiego, co najlepsze. Nawet jeśli czasem dziwnie to okazywał.
- No dobra. 
 Znów dłużej się zastanawiał, jakby usilnie nad czymś myślał. 
- Nie będę się tak na niego wściekać i postaram to zaakceptować, ale dalej będę miał na niego oko i jak tylko wywinie jakiś numer to się z nim rozprawię. 
Pogroził palcem, a ona się roześmiała. Czasem swoją troską, którą roztaczał nad Demi przypominał nadopiekuńczego tatusia. Aż strach pomyśleć, co się będzie z nim działo, gdy kiedyś, w bardzo dalekiej przyszłości, będą mieli córeczkę. Pewnie nie pozwoli jej wyjść z domu do osiemnastego roku życia. 
- Wiem, że nie pozwolisz, by spadł jej włos z głowy, ale Joe też nie. – Kto, jak kto, ale chłopak dbał o nią od samego początku tej ich pokręconej przyjaźni. Teraz to się na pewno nie zmieni. Zwłaszcza teraz. 
- Ale chyba mam już dość rozmów o Jonasie…
Uśmiechnął się znacząco i przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Chwilę później smakowała jego ust i przypomniała sobie, jak bardzo jest to przyjemne. Wczepiła palce w jego włosy i nie mogła powstrzymać szybko bijącego serca. Czuła się zupełnie tak, jak wtedy, gdy całowali się po raz pierwszy. 
- Zdecydowanie też mam dość tych rozmów. – Odpowiedziała mu, kiedy oderwali się od siebie, a ona wreszcie uspokoiła oddech i zaczerpnęła powietrza. 
- To, co robimy dziś wieczorem? 
Zadał jej najzwyklejsze w świecie pytanie, a ona cieszyła się tak, jakby właśnie poprosił ją o rękę. 
- Przyjedź do mnie, moich rodziców nie będzie. – Miała w głowie plan na romantyczny wieczór, tylko we dwoje, bez fizycznej i mentalnej obecności wszystkich innych. 
- Mmm… brzmi bardzo zachęcająco. 
Wyszeptał jej do ucha, a po plecach przebiegł ją przyjemny dreszcz. Pocałowała go namiętnie, dając przedsmak tego, co czeka go dziś wieczorem. 
- Ale teraz musisz mi wybaczyć, bo idę do Demi. – Mimo wszystko nie zapominała o przyjaciółce. Po za tym ta nie wybaczyłaby jej, gdyby dowiedziała się, że była u nich w domu, a nawet do niej nie zajrzała. Trevor mruknął, wyrażając niezadowolenie, a ona się roześmiała i już nie było jej w pokoju. 


12 komentarzy:

  1. Ha wreszcie rozdział i jak zawsze świetny. Ale.. Zawsze jest jakieś ale. Czemu Joe i Demi jeszcze ze sobą nie porozmawiali, czemu nie są jeszcze razem. Oby teraz przez całą ciążę nie robili podchodów do siebie, tylko wreszcie sobie wszystko wyjaśnili. Z tymi bliźniakami to już po prostu mistrzostwo świata. Mało mieli problemów, będą mieli jeszcze więcej, ale mam nadzieję, że szczęście później też będzie podwójne. Dobrze, że brat Demi trochę odpuścił i mam nadzieję, że Miley nadal będzie go stopować. Jeszcze tylko ojciec, ale każdemu dziadkowi mięknie serce, jak zobaczy wnuka, a tutaj dwóch. Może będzie parka. Czekam na nn i mam nadzieję, że nie tak długo jak na ten. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy oni w końcu będą razem? Nie rozumiem tego... Bliźniaki mnie rozwaliły... Joe ma talent! jak coś już robi to porządnie!
    Czekam na next i mam nadzieję że między naszymi gołąbeczkami coś się zacznie dziać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak słów .......
    Rozdział świetny.!
    Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział kiedy kolejny już nie mogę sie doczekac :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czytam rozdzial o 00:38 bo dopiero znalazlam chwile czasu. Rano musze wstac ale to nic xd boze nooo czemu oni nie sa razem :(( joe sie spisal za bardzo i beda blizniaki xdd ciekawi mnie mina pana lovato i blizniakow xdd oraz reszty. Czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  6. nie spodziewałam się że będa to bliźniaki,czekam na relacje państwa lovato,będzie się działo w następnych....

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow XD Ale żeby bliźniaki XDD no nieźle. Wg to dobrze ze Joe ją tak wspiera :D

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy bedzie kolejny????

    OdpowiedzUsuń
  9. Dziwne to wszystko. Ale dowaliłaś z tymi bliźniakami xD Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy następny rozdział??????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????

    OdpowiedzUsuń
  11. KIEDY NASTĘPNY ROZDZIAŁ

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy następny rozdział

    OdpowiedzUsuń