sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział XXVII

Joe obserwował Demi, która leżała na szpitalnym łóżku i przez cały czas płakała Powiedział jej, że lekarz powiadomił  już rodziców i zapewne w tej chwili są w drodze do szpitala. Wpadła w panikę i poprosiła go, by z nią został. Początkowo nie był jej prośbą zachwycony, ale przemyślał to i stwierdził, że tak będzie najlepiej. Po za tym nie chciał zostawić Dems samej skoro był współwinny całego tego zamieszania. Może nawet bardziej niż ona, bo był przecież doświadczony i mógł pomyśleć. Prosił ją, by przestała płakać, bo pamiętał słowa lekarza, który wyraźnie zakazł denerwowania jej. No ale rozumiał też, że bała się reakcji państwa Lovato. On też się trochę tego obawiał, ale wolał nie okazywać tego przy niej. Zamiast tego pocieszał ją.
- Nie płacz już. - Czuł się tak, jak wtedy, gdy była załamana po akcji z Brassem. Wtedy też bolało ją jego cierpienie. I nie chciał, by się ono pogłębiało. Ścisnął przyjaźnie jej dłoń i co go zdziwiło, nie odsunęła jej. Odgarnął jej włosy z czoła, poprawił poduszkę i spytał czy na pewno niczego nie potrzebuje. I w tej właśnie chwili do sali weszli jej rodzice. Automatycznie odsunął się od Demi, ale ona wcale nie chciała go puścić. Pomyślał z goryczą, że nie kochała go, a i tak w najgorszych chwilach zwracała się do niego o pomoc i szukała schronienia przed najgorszymi ciosami w jego ramionach.
- Dzień dobry. - Odezwał się w końcu, patrząc na ich surowe miny. Odpowiedzieli mu skinieniem głowy. Zapewne uważali go teraz za najgorszego zbrodniarza chodzącego po ziemi, bo zrobił dziecko ich córce. Ale przecież do niczego jej nie zmuszał. Sama chciała, bardziej nawet niż on. Tylko, że tego nie mógł im powiedzieć.
- Jak się czujesz?
Pani Lovato podeszła do łóżka córki cała roztrzęsiona. Pewnie nigdy nie spodziewała się, że jej grzeczna i ułożona córka, której od lat wpajała różne zasady zostanie nastoletnią matką.
- Pytasz jej, jak się czuje? Jeszcze pogłaszcz ją po główce za to, że zaszła w ciąże z tym tutaj...
Pan Lovato prychnął ironicznie i wskazał na Joe'go. Nie mógł mieć do niego pretensji o to. Gdyby sam był ojcem młodej dziewczyny, to pewnie zabiłby gościa, który by ją tknął. No i być może nie długo przekona się, jak to jest. Chociaż chyba wolałby syna. Chłopaków nie trzeba przynajmniej tak pilnować.
- Przestań! Nie słyszałeś, co mówił lekarz? Teraz potrzeba jej trochę spokoju, a porozmawiać możemy później.
Rodzice Demi chyba zapomnieli, że on i ona też znajdują się w pomieszczeniu i rozmawiali tylko ze sobą.
- Taaak? Gdyby nie wchodziła mu do łóżka, to teraz by nie cierpiała. Myślałem, że jesteś mądrzejsza, na wiele ci pozwalaliśmy, rozpieszczaliśmy, a ty zawiodłaś nasze zaufanie... - Tu zwrócił się bezpośrednio do niej. - Myślałaś, że ujdzie ci to na sucho? O nie moja droga, zaszłaś w ciążę, to proś teraz przyszłego tatusia, by się tobą zajął.
- Tato, proszę cię... - Rozpłakała się jeszcze mocniej. Wiedziała, że będzie zły, ale nie myślała, że aż tak. Narozrabiali razem z Joe, ale myślała, że jej ukochany tata to zrozumie. Matka i przyjaciel zaczęli ją uspokajać.
- O nic nie musi mnie prosić, bo sam dobrze wiem, jak się zachować. - Odpowiedział stanowczo Joe panu Lovato.
- Szkoda, że nie wiedziałeś tego wcześniej, gdy się do niej dobierałeś!
Mierzyli się teraz wzrokiem. Nie chciał się z nim kłócić, ale nie mógł pozwolić na takie traktowanie Dems.
- Proszę pana... - zaczął, tym razem spokojniej. - Biorę całą odpowiedzialność za to, co się stało i zajmę się Demi i naszym dzieckiem. - Zauważył, jak upór i wściekłość w oczach pana Lovato ustępują miejsca niedowierzaniu. Pewnie spodziewał się czegoś innego z jego strony.
- Demi musi skończyć szkołę.
Odpowiedział mu, spoglądając na córkę.
- I skończy ją, prawda? - Złapał dziewczynę za dłoń, bo jemu samemu też na tym zależało. Nie pozwoli, żeby zmarnowała sobie życie, przez chwilę przyjemności i nie uwagi. Pokiwała głową na tak, a on się do niej uśmiechnął i otarł łzę z jej policzka. Tak cholernie prościej byłoby, gdyby byli razem.
- Co zamierzacie dalej? Macie jakieś plany?
Tym razem zapytała ich pani Lovato. Popatrzyli na siebie. Dobrze wiedzieli, że pod wyrażeniem "jakieś plany" kryło się tak naprawdę słowo "ślub". Nie, nie planowali ceremonii ślubnej, co więcej nawet nie zamierzali być razem ze względu na dziecko. To znaczy, on chciał być z nią, ale ona go nie kochała, więc nie wchodziło to w grę.
- Dems skończy szkołę, a ja znajdę jakąś pracę. Po za tym mieszkam w dużym domu, tylko z bratem, więc w każdej chwili może się do mnie wprowadzić. - Wiedział, że w tym momencie jego przyjaciółka jest przerażona, ale musiał to powiedzieć. W ten sposób na jakiś czas uspokoi jej rodziców. Z resztą jemu by się to podobało. - A jeśli nie będzie chciała to wynajmę jej mieszkanie. - Żeby nie musiała go oglądać i dołować się, że nie jest tym, z którym pragnęła założyć rodzinę.
- Jak to jej? Ma tam mieszkać sama z dzieckiem?
Jej ojciec wyraźnie się tym oburzył. Pewnie myślał, że Joe chce się wymigać od obowiązków i dlatego zostawi tam Dems samą. Jak bardzo się mylił.
- Joe się przejęzyczył, tato. Chciał powiedzieć, że razem tam zamieszkamy. - Żaden chłopak nie dbał o jej dobro, tak jak on. Nawet Darren. Wyglądał na zmęczonego, zmartwionego i przejętego, a jednak siedział tu razem z nią, stawiając czoło jej ojcu. Po za tym zdawało jej się, że wszystko już dokładnie przemyślał. To w pewien sposób jej imponowało, ta jego odpowiedzialność i zaradność. Jak mogła w ogóle pomyśleć, że nie chce go znać, skoro przy nim czuła się najlepiej i najbezpieczniej.
 Demi stanęła w jego obronie, co było naprawdę miłe z jej strony. No ale tak właśnie postępują przyjaciele.
- Na razie i tak Demi nigdzie się nie musi wybierać, bo ma gdzie mieszkać.
 Odezwała się pani Lovato, chyba trochę zła, że nie planują nawet zaręczyn. I się raczej tego nie doczeka.
- No cóż myślę, że powinniśmy iść, zapytać lekarza, kiedy będziesz mogła wyjść ze szpitala.
Ojciec Demi nawet na nią nie spojrzał, a matka ucałowała ją w czoło i powiedziała, że jeszcze do niej przyjdzie, po rozmowie z lekarzem.
- Tata mnie nienawidzi! - Znów się rozkleiła, ale nie mogła się pogodzić z tym, że jej ukochany tatuś traktował ją z taką chłodną rezerwą. Była jego oczkiem w głowie, jego córunią, na którą nigdy nie krzyknął, nie ukarał i nie obraził się. Aż do tej chwili.
- Spokojnie, musi trochę ochłonąć, oswoić się z tym, ale przejdzie mu na pewno. - Starał się ją pocieszyć, ale marnie mu to szło. Demi zaniosła się jeszcze większym płaczem, więc usiadł przy niej i pogłaskał po ramieniu, tak jak robił to za każdym razem, gdy ranił ją Darren. - Proszę cię, Dem, przestań już. To ci nie służy. - Miał na względzie dobro jej i dziecka. Już i tak wystarczyło, że leżała w szpitalu. Nie potrzebowali dodatkowych wrażeń.
- Zawiodłam go. - Odwróciła się twarzą do okna i położyła delikatnie na lewym boku, bo brzuch cały czas ją pobolewał.
- Nie zawiodłaś go, nikogo nie zawiodłaś, bo jesteś tą samą wspaniałą i mądrą dziewczyną, co przed ciążą.
Popatrzyła na niego przez chwilę. Wszyscy mogli być przeciwko niej, ale on zawsze stał przy niej. I w jakiś niewytłumaczalny sposób cieszyła się, że to on będzie ojcem jej dziecka.
- Chce mi się spać. - Oczy same jej się zamykały i była naprawdę zmęczona.
- To śpij, ale może najpierw byś coś zjadła, na co masz ochotę? - Na dole był sklep, a z tego co pamiętał, to na grillu nic nie tknęła. - Pójdę i coś ci kupię.
- Nie, Joe, zostań ze mną, proszę. - Złapała go za rękę. Nie chciała, żeby wychodził, żeby zostawiał ją samą.
- Dobrze, nigdzie nie pójdę. - Przypomniał sobie, że ostatnio właśnie w ten sposób, spłodzili swoje nienarodzone jeszcze dziecko.
- A położysz się przy mnie? - Wiedziała, że prosi o zbyt wiele, ale potrzebowała jego bliskości.
Wahał się czy spełnić jej prośbę, by później znów nie odsunęła go od siebie i nie zaczęła unikać. Nie przeżyłby tego kolejny raz. Jednak uczucia wzięły górę i chwilę później leżał już obok niej, z jedną ręką na jej talii.
- Joe?
- Tak?
- Ja naprawdę chciałabym z tobą zamieszkać.

*

 Zupełnie wykończony i skołowany opuścił na chwilę salę, by udać się do automatu z kawą. Przez ostatnią godzinę cierpliwie uspakajał coraz to nowe fale płaczu Demi, która zdążyła streścić mu możliwie każdy z istniejących czarnych scenariuszy. W dodatku cały czas pomiędzy kolejnymi pociągnięciami nosem bełkotała o tym, jak bardzo jej rodzice są zawiedzeni i źli. Jednakże po długich staraniach udało mu się ją jakoś uspokoić. Bo chociaż sam był naprawdę przytłoczony nadmiarem  intensywnością całego, obfitego w niespodzianki dnia, to wiedział, że z ich dwójki to właśnie Demi potrzebuje największego wsparcia. Prawdę powiedziawszy nadal nie docierało do niego, że za niecałe siedem miesięcy zostanie ojcem. Sama myśl o nieprzespanych nocach i zmienianiu pieluch była dla niego kompletną abstrakcją. Sam był jeszcze dużym dzieckiem, niedorostkiem, który powinien czerpać z młodości jak najwięcej pozytywów, tymczasem musiał przejść kurs błyskawicznego rodzicielstwa i odpowiedzialności. Nie zamierzał jednak uciekać, bo naprawdę kochał Dem, no a poza tym dał jej słowo. A on zawsze dotrzymywał obietnic.
- No a już myśleliśmy, że się ciebie nie doczekamy. - Zaraz, kiedy tylko zamknął za sobą drzwi stanął twarzą w twarz z bliźniakami, którzy zdecydowanie nie wyglądali na najszczęśliwszych. - W końcu mamy chyba do omówienia kilka ważnych kwesti...
- Zapewne. - Odpowiedział mało entuzjastycznie. Spodziewał się tego, że Trevor i Patrick wpadną w szał, kiedy tylko się dowiedzą, dlatego na wszelki wypadek odczekał jeszcze pół godziny po tym jak zmęczona histerią Demi w końcu zasnęła, by przypadkiem się na nich nie natknąć. - Ale czy musimy naprawdę bawić się w to dzisiaj? Myślę, że dla wszystkich to aż nadmiar atrakcji.
- Jak widać, ostatnio lubiłeś się bawić, to teraz nagle ci się odechciało? - Zapytał  Trevor, cudem powstrzymując od tego, by nie rzucić się na niego z pięściami. 
- Bardzo zabawne. - Odpowiedział z przekąsem i chciał ich wyminąć, jednak Patrick złapał go za ramię, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. - Jeżeli przyszliście tylko po to, żeby się powyżywać to z łaski swojej nie dzisiaj, bo nie mam nastroju...
- Nie tylko po to.
- No więc? - Chciał jak najszybciej zakończyć ten przykry obowiązek. Wiedział, że będzie musiał wytłumaczyć się z tego wszystkiego pojedynczo każdemu z klanu Lovato, jednakże w tym momencie marzył tylko i wyłącznie o tym, żeby napić się kawy, a potem wrócić do sali Demi, gdzie przynajmniej panował spokój.
- Wiesz, Jonas, jesteś kompletnym idiotą. - Dopowiedział za brata jak do tej pory milczący Patrick. On również nie wyglądał na najszczęśliwszego człowieka pod słońcem i właściwie to wcale mu się nie dziwił. - Bo przecież nasza siostra nie mogła sobie znaleźć normalnego chłopaka, tylko najpierw pieprzonego damskiego boksera, a teraz niedojrzałego, bezmyślnego dziecioroba!
Przechodzący korytarzem ludzie patrzyli się na nich dziwnie, jednak im było wszystko jedno. Wiedzieli, że nic już nie zmienią, a jednak czuli ogromną potrzebę wygarnięcia wszystkiego, co im leżało na sercu.
- No tak, bo najłatwiej zwyzywać mnie od najgorszych! - Joe starał się zrozumieć ich zdenerwowanie, ale zdecydowanie nie miał ochoty na wysłuchiwanie kolejnych obelg dotyczących jego osoby. W końcu nie zrobił tego specjalnie. - A do waszej wiadomości, nie jestem taki jak Brass i nie ucieknę, bo nagle zrobiło się poważnie. Nie mam zamiaru zostawić Demi samej z dzieckiem. 
- Tłumacz się, tłumacz i obiecuj złote góry. - Patrick popatrzył na niego z politowaniem. - My już doskonale wiemy, jak będzie. Zanim dzieciak się urodzi, już dawno będziesz miał kolejną naiwną, a to my będziemy musieli oglądać, jak nasza siostra niszczy sobie życie, bo zamiast iść na studia będzie sama siedzieć w pieluchach!
- A może myślicie, że specjalnie wpakowałem w to siebie i ją, co?! - Joe naprawdę był wściekły.  Kochał Demi i choć nie był pewien, co do jej uczuć, to na pewno nigdy by jej nie skrzywdził.
- Gdybyś raz pomyślał mózgiem, to teraz nie byłoby tego problemu! - Trevor ze złości prawie rzucił się z pięściami na równie poirytowanego całą tą sytuacją Josepha, na całe szczęście jednak ktoś skutecznie utrudnił mu przejście do, niezbędnych według jednego z bliźniaków, konkretów.
- Czy wyście już kompletnie powariowali? - Miley zdzieliła swojego chłopaka po głowie, a Patricka zmierzyła lodowatym spojrzeniem. Naprawdę miała dosyć tej całej dziecinady. - Bo widzę, że koniecznie chcecie kolejnych problemów, jakby już teraz było ich mało...
- Tak, przecież trzeba pogłaskać go po główce i podziękować za to, że zrobił dziecko naszej siostrze! - Patrick zdecydowanie podniósł głos z każdą kolejną sekundą coraz bardziej zirytowany. I gdyby nie fakt, że Miley stała pomiędzy nimi a Joe, to już dawno zapewne rzuciłby się na niego z pięściami.
- Nie wiem czy zauważyliście, ale do tego  trzeba dwojga.
- Gdyby zastanowił się chociaż przez chwilę, to nic by się nie stało! -  Trevor na samą myśl, co Jonas robił z jego małą siostrzyczką, miał mdłości. Wiedział doskonale, że jest już prawie dorosła i moment, kiedy zaczną uganiać się za nią chłopaki nadejdzie, liczył jednak, że będzie wybierała tych z większą ilością oleju w głowie. Niestety jednak Dem gustowała w idiotach.
- Przecież nie zrobił niczego, czego by nie chciała. Przestańcie w końcu całą winę zrzucać tylko na niego. - Kochała Dem jak siostrę, jednak zupełnie nie rozumiała, dlaczego wszyscy patrzą na całą tę sytuację przez pryzmat jej krzywdy, a całą winę za jej spowodowanie zrzucali na Joe. - Rzeczywiście, nie postąpił za mądrze, ale nie on jeden. Zrozumcie w końcu, że to ich wspólna sprawa.
- Naprawdę nie zostawię jej z tym wszystkim samej. - Odpowiedział Joe na swoją obronę, zauważając, że słowa Mils choć na chwilę ostudziły zapędy chłopaków.
- Mamy taką nadzieję, ale pamiętaj, że jak...
- Tak wiem. - Przerwał zanim Patrick dokończył swoje czarne scenariusze. - Nie zamierzam zwiać, naprawdę.
Bliźniacy obserwowali go, nie odzywając się nawet słowem. Doskonale wiedział, że dalej mieli ochotę rozerwać go na strzępy, ale przynajmniej starali się tego nie okazywać. 
- Idziemy do niej. - Odezwał się Trevor, lustrując Joe'go wzrokiem. Ciężko było mu uwierzyć, że chłopak wpędził ich siostrę w takie problemy. Jednak Miles miała rację. Demi też powinno się oberwać za brak rozsądku. 
- Nie. - Odpowiedział mu stanowczo Joe. - Ledwo, co udało mi się ją uspokoić i nie pozwolę, by przez was znów wpadła w histerię.
- Nie będziesz nam mówił, co mamy robić, a czego nie! - Patrick wyszedł przed swojego brata i z całej siły szturchnął Joe'go w ramię. Ten by mu oddał, gdyby Miley nie stanęła ponownie między nimi. 
- Przestańcie do cholery! - Krzyknęła wreszcie wkurzona ich żałosnym zachowaniem. - Joe ma rację, jutro przyjdziecie do Dems, a najlepiej będzie, jak pogadacie, gdy wróci do domu. Na spokojnie. - Spojrzała błagalnie na swojego chłopaka i złapała go za rękę. - Proszę was.
- W porządku, wracajmy do domu. - Burknął Trevor i wyrwał się z uścisku dziewczyny. 
- Joe ty też idziesz? - Spytała panna Cyrus, domyślając się jaka będzie odpowiedź.
- Nie, zostaję. - Odparł poważnie, szykując się na spędzenie nocy na twardym, szpitalnym krześle. Jednak Demi i ten mały ktoś w jej brzuchu potrzebowali go teraz. 
- W takim razie do jutra. - Uśmiechnęła się do niego pokrzepiająco i wyprowadziła chłopaków z poczekalni do wyjścia. Przez chwilę patrzył, jak odchodzą, po czym wrócił do sali, w której leżała jego przyjaciółka. Dziwnie brzmiało to słowo w obecnej sytuacji, gdy spodziewali się dziecka. Podszedł do jej łóżka i zobaczył, że się przebudziła.
- Długo cię nie było. - Spała bardzo niespokojnie i budziła się, co chwilę, w nadziei, że zobaczy chłopaka siedzącego przy niej. 
- Rozmawiałem z twoimi braćmi. - Odpowiedział jej zgodnie z prawdą. Wydała z siebie cichy jęk, który potem przerodził się w płacz. 
- Pewnie są wściekli. - Wyobrażała sobie ich reakcję. Dlatego dziwiła się, że Joe stał przed nią cały i żywy. 
- Nie, nie jest tak źle. - Usiadł obok niej i spróbował uspokoić po raz kolejny tego wieczora. - Chcieli do ciebie wejść, ale powiedziałem im, że śpisz i wrócili do domu. 
- A ty nie jedziesz? 
- Nie, zostanę z tobą. 
Ponownie ją zaskoczył. Poczuła się najważniejsza. Dla Darrena nigdy nie była, choć kochała go i on był dla niej wszystkim. Dla Joe'go jest, mimo że potraktowała go okropnie. 
- Joe... przepraszam cię. 
- Za co? 
- Za to, że nawrzeszczałam na ciebie. To było niesprawiedliwe z mojej strony i jest mi strasznie głupio. - Spuściła głowę, wstydząc się spojrzeć mu w oczy. 
- Było, minęło, wiem, że byłaś zdenerwowana i nie wracajmy już do tego. - Machnął ręką, by się nie przejmowała. - A teraz nie będę ci już przeszkadzał, bo powinnaś spać.
- Nie zostawiaj mnie tu samej! - Przytrzymała go i przylgnęła do niego mocno. - Proszę...
- Nie zostawię. 
Wiedział, że nie może liczyć na nic więcej niż przyjaźń. Wiedział, że nie powinien głaskać jej po plecach i całować w czoło, a później kłaść się obok niej i pozwolić by się wtulała. Wiedział to wszystko, a mimo to pozwalał jej na to. I wiedział, że będzie tego żałował. Prędzej czy później. 

16 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział już się nie mogę doczekać nn mam nadzieję że wkońcu będą razem

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział świetny,chce już kolejny,a kiedy będzie kolejny???

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeejuu ten rozdział jest..idealny! <333
    Kiedy ona w końcu powie mu, że go kocha noo?!
    Czemu tak rzadko dodajecie rozdziały? ;(
    Czekam na następnego ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy ona w końcu przyzna się że go kocha? Kiedy powie mu że on jest dla niej ważny nie tylko jako przyjaciel? Mam nadzieję że szybko! Rozdział świetny ;) Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale się porobiło. Ten rozdział uświadomił mi jedno. Po co tak im życie komplikujecie? Ale zrozumiałam, że ludzie właśnie robią, nic nie może być proste, bo byłoby zbyt pięknie. Dlatego wielkie brawa, że potraficie tak oddać rzeczywistość. Jedyny minusik za to, że są prawie same dialogi. Ja osobiście preferuje właśnie rozmowy w książkach i opowiadaniach, ale trochę opisu by się przydałoby, ponieważ wasz świat wydaje się nierealny, jakby to się nie działo naprawdę. Jakby byli sami bohaterowie, bez otoczenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny ten rozdział, a treść rekompensuje nam długość oczekiwania. Dobrze, że Joseph poczuwa się do odpowiedzialności i chce być z Demi, kocha ją, ale szkoda, że się rozmijają. Chociaż do końca nie wiem, co myśli Dee - czy kocha Josepha, wiem tylko, że jej na nim zależy, traktuje go jak przyjaciela. Mam nadzieję, że sobie wszystko wyjaśnią i będzie pięknie. Wkurzyli mnie bracia Demi, bo sami pewnie święci nie są, a jeden z nich spotyka się z przyjaciółką siostry, więc czemu wkurzają się na Josepha. Zresztą nie wiedzą jak to było. Wszyscy w rodzinie Lovato obwiniają tylko Joe, a przecież sam dziecka nie zrobił i nie zrobił tego wbrew Demi. Mam nadzieję, że jak emocje już opadną, a oni ochłoną to się wszystko dobrze wyjaśni i będzie pięknie. Czekam na nn. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  7. Porsze was niech oni już będę razem :D

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy następny????

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział *_* tylko dlaczego oni nie potrafią pojąć ze się kochają :(

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy bedzie kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  11. czy kolejny rozdział to bedzie?

    OdpowiedzUsuń
  12. Kiedy następny rozdział???

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy pojawi się następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że od ostatniego rozdziału minął już ponad miesiąc, jednakże nic nie mogę na to poradzić. Obiecuję jednak pojawienie się notki w przeciągu nie więcej jak siedmiu dni. Pozdrawiam. ~ M.

      Usuń
  14. wow, mam nadzieję że sobie poradzą... Demi powinna szczerze porozmawiać z Joe o swoich uczuciach, bo to by im wiele pomogło.. Ciąża tu, ciąża tam, na wszystkich blogach ciąża haha :D Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Minęły ponad 2 tygodnie a rozdziału jak nie było tak niema

    OdpowiedzUsuń