czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział XXIV

Joe przekręcił się z boku na bok, będąc pewien, że ramieniem obejmie Demi, śpiącą przy nim, ale tak się jednak nie stało. Zamiast niej poczuł jedynie chłodną poduszkę, co podziałało na niego lepiej niż zimny prysznic. Momentalnie się przebudził. Przestraszył się, że gdzieś sobie poszła, ale zauważył ją siedzącą na parapecie i bazgrzącą coś na kartce. W pełni ubrana, oparła głowę na kolanach. Wyglądała dokładnie tak samo, jak przez kilka ostatnich dni. Czuł, że jest coś nie tak i że jej nastrój nie poprawił się nawet trochę, co więcej, jeszcze się pogorszył. Przez niego. A właściwie przez to, co działo się kilka godzin temu. On tego nie żałował, ale ona najwidoczniej tak. Spojrzał na zegarek. Było jeszcze bardzo wcześnie, jednak nie zamierzał dłużej spać. Wydostał się z pościeli w poszukiwaniu części swojej garderoby, co nie było takie łatwe, bo w nocy nie bardzo dbali o to, gdzie je rzucają. 
- Położyłam je na fotelu. - Obserwowała go kątem oka, czując się tak dziwnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Euforia i adrenalina już dawno zniknęły, a w ich miejscu pojawiła się niepewność i straszny zamęt. Nie wiedziała, jak ma się zachować względem niego, co mu powiedzieć. Nie spała od dwóch godzin. Najpierw leżała, wpatrując się w niego i zastanawiając, co on o tym wszystkim myśli, ale wysunęła się z jego objęć, bo nie mogła już znieść jego obecności. Wzięła długi prysznic i z braku zajęć poskładała jego ubranie.
Wyznała mu miłość. Tego żałowała najbardziej. Bo nie była pewna czy kocha go naprawdę czy to zwykłe zauroczenie i chwila zapomnienia. Darrena kochała kiedyś i czuła się zupełnie inaczej niż teraz. Joe ją fascynował, ale czy go kochała? Tego nie była pewna. Potrzebowała bliskości, a on jej ją zapewniał lepiej niż ktokolwiek inny. 
- Dzięki. -Odpowiedział jej i ubrał się szybko, czując się nie na miejscu, gdy ona zakrywała się przed nim od stóp do głów. Czuł się strasznie winny, bo ona teraz cierpiała. No ale do niczego jej nie zmuszał. Sama tego chciała. Był gotowy zrezygnować, gdyby tylko powiedziała "stop". Zamiast tego usłyszał jedynie, że go kocha. Ale to z pewnością nie było prawdą, bo wtedy zachowywałaby się inaczej. 
Zapanowała między nimi niezręczna cisza. Po raz pierwszy czuła się nie swojo w jego towarzystwie, choć, co za ironia, byli bliżej siebie niż kiedykolwiek przedtem. To strasznie ją przytłaczało. Nie rozumiała samej siebie. Musiała to wszystko sobie dokładnie przemyśleć i poukładać. 
Chciał coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedział co. Zwłaszcza, że Demi nie zaszczyciła go nawet jednym spojrzeniem. Nie tak sobie wyobrażał ten poranek. 
- Chyba... - Zaczął po chwili, nie mogąc już znieść dłużej tego milczenia. Chciał dotknąć jej dłoni, ale szybko zasłoniła ją mankietem bluzy. Chowała się przed nim, jak tylko się dało. 
- Myślę, że powinieneś już iść, Joe. - Przerwała mu szybko. Wiedziała, co chciał powiedzieć, a ona na razie nie chciała tego słuchać. - Wiem, że ostatnio spędzałeś tu cały swój czas i jestem ci za to bardzo wdzięczna, ale nie obraź się, chcę pobyć trochę sama. - Była wobec niego strasznie niesprawiedliwa, ale nie mogła znieść dłużej jego obecności. Miała ochotę zakopać się pod kołdrą i nigdy więcej nie wyjść z pokoju. 
- Hej, chciałem się tylko zapytać czy zjecie z nami śniadanie? - Trevor wychylił się z za drzwi, w momencie, w którym przypomniał sobie wczorajszą rozmowę z bratem i z przyjaciółmi. Na szczęście i jego siostra i chłopak byli ubrani, a jedyne co go dziwiło, to to, że w pokoju panowała grobowa atmosfera. Spodziewał się czegoś zupełnie innego.
- Nie... znaczy, Joe już wychodzi, prawda? - Spytała, patrząc na niego uważnie. Cieszyła się, że brat nie zastał ich w innej, bardziej intymnej sytuacji, bo pewnie oboje, by tego nie przeżyli. 
- Tak, tak, już się zbieram, cześć. - Odpowiedział szybko i wyszedł z sypialni, nie oglądając się za siebie. 

*

Joe nawet nie wiedział, kiedy z nieba zaczęły spływać zimne krople. Po prostu szedł szybkim krokiem nie zważając na nikogo i na nic. Nie przeszkadzało mu, że był kompletnie przemoczony, ani fakt, że przechodząc przez ulice prawie wpadł pod samochód. Wszystko wydawało się być poza nim. Zupełnie, jakby patrzył na to wszystko gdzieś z boku. Dopiero teraz uświadomił sobie, co tak naprawdę stracił.  Demi, drobną i uroczą szatynkę o wspaniałym uśmiechu. Była dla niego wszystkim i choć mogło się wydawać to irracjonalne, nie potrafił przetrwać dnia bez chwili rozmyślań nad jej osobą. Bo on naprawdę ją kochał i myślał, że to, co powiedziała mu ubiegłej nocy było prawdą, że ona również darzy go czymś więcej niż zwykłą przyjaźnią. Jednak rano skutecznie sprowadziła go na ziemię. Zupełnie tego nie rozumiał. Przecież chciała tego. Każdego jego pocałunku, pieszczoty, dotyku. Szkoda tylko, że potrakowała go jak nagrodę pocieszenia. Jak zabawkę, którą można odstawić na półkę. To właśnie bolało go najbardziej.
Nim spostrzegł, znajdował się już na ganku swojego domu. Kopnął ze złością w niczemu niewinne drzwi, kiedy zamek postanowił jeszcze bardziej uprzykrzyć mu życie. Na szczęście, w końcu mu się udało i dalej nabuzowany wpadł do środka.
- Kurwa mać, Nick, mógłbyś czasem posprzątać ten swój pierdolony chlew! - Odparł ze złością, potykając się o walające się po podłodze adidasy młodszego brata. Wszedł głebiej i cisnął z całej siły pękiem kluczy o komodę. Musiał jakoś odreagować całą tą sytuację.
- Mnie też miło cię widzieć, braciszku. -  Nick wychylił się z kuchni z promiennym uśmiechem, któy znikł momentalnie, kiedy zobaczył w jakim stanie był jego brat. - A właściwie co ty tutaj robisz?
- Mieszkam. Już od jakichś dwudziestu lat.
- Nie o to mi chodziło... - zaczął, jednak Joseph nie pozwolił mu skończyć.
- A mnie już tak.
- Joe. - Nick próbował zatrzymać na chwilę brata, jednak ten zupełnie go ignorując, skierował się do kuchni.
-  Cholera jasna! 
Usłyszał w momencie, kiedy po całym domu echem rozszedł się odgłos tłuczonego szkła, a kiedy wszedł do pomieszczenia, zobaczył jak Joe wyklinając pod nosem wszystko co możliwe, zabierał się za sprzątanie odłamków.
- Zostaw to, bo tylko sie pokaleczysz. - Podszedł i położył mu dłoń na ramieniu, jednak ten zdawał się zupełnie go nie słuchać, nadal gołymi dłońmi podnosząc resztki szklanki, będącej pierwszą i zapewne nie ostatnią tego dnia ofiarą wybuchu złości starszego Jonasa. Zastanawiał się tylko, co doprowadziło go do takiego stanu. Bo już nie pamiętał, kiedy ostatnio widział brata tak wyprowadzonego z równowagi.- Joe, przestaniesz wreszcie traktować mnie jak powietrze i szanownie powiesz o co chodzi?!
- O nic.
- Właśnie widzę. - Stwierdził, będąc prawie pewnym, kto doprowadził Joe'go do ostateczności. - Znowu pokłóciłeś się z nią o tego dupka?
- Nie twoja sprawa. 
- Daj w końcu sobie z tym spokój i zacznij żyć. - Lubił Demi i naprawdę chciał by im się udało, ale skoro ona wolała tego idiotę Brassa to powinien sobie odpuścić. I tak dziwił się, że Joe tyle czasu czekał na swoją szansę. To zdecydowanie nie było do niego podobne. - Jest tyle fajnych, ładnych, a do tego wolnych dziewczyn, wystarczy...
- Przecież powiedziałem, że nic się nie stało! - Wykrzyczał cały w złości i zacsinął mocno zęby.
- Zbyt dobrze cię znam, żeby ci uwierzyć, Joe.
- Wierz w sobie co chcesz młody, ale łaskawie odwal się wreszcie ode mnie i zajmij sobą! 
Nie wytrzymał i gwałtownie pozbierał się z posadzki kuchennej. Tego dnia wszystko szło wbrew jego planom. A co najgorsze, on nic nie mógł z tym zrobi. Czuł się tak cholernie bezsilny. Najchętniej rozpłakałby się jak małe dziecko, albo coś rozwalił. W tym momencie jednak, druga opcja była zdecydowanie bardziej odpowiednią. Nie myśląc ani chwili opuścił mieszkanie, uprzednio głośno trzaskając drzwiami. Nie miał ochoty na niczyje towarzystwo. Chciał tylko odreagować. Zapomnieć. Przestać myśleć o tym wszystkim, co tak bardzo go dołowało.
Przyspieszonym krokiem pokonywał kolejne metry, a po jego ciele bezustannie spływały kolejne zimne krople, które zapewniały mu pewnego rodzaju ukojenie. Nie odczuwał nawet dreszczy, które z każdą kolejną upływającą sekundą zaczynały obejmować jego ciało. Po prostu szedł przed siebie w doskonale znanym sobie kierunku. Zamknął na chwilę oczy, wtedy to zaczęły powracać obrazy z poprzedniej nocy. Mimowolnie przypomniał sobie smak jej ust i zapach cudownego ciała. Jednak chwilę później przez jego głowę przemknął obraz jej lodowatego spojrzenia z samego rana i tej cholernie bolesnej obojętności, której do tej pory nie potrafił sobie wytłumaczyć. Otworzył szybko oczy chcąc wyrzucić to wspomnienie z pamięci. Tak bardzo pragnął, by to wszystko było tylko złym snem. Niestety jednak nie tym razem.
Popchnął masywne drzwi i wszedł do niewielkiego pubu.
Musiał zapomnieć.

*

Demi dalej siedziała samotnie w swoim pokoju na parapecie, tępo patrząc w przestrzeń. Nogi podkulone miała pod samą brodę, a podbródek oparła na kolanach. Nie płakała. Bo właściwie nie miała nad czym. Po prostu bez przerwy w wyobraźni analizowała każdą pojedynczą scenę z ostatnich kilku godzin. Chociaż najchętniej wymazałaby z pamięci wszystkie wydarzenia z ostatniej nocy i nigdy więcej już do nich nie wracała. Raz po raz rozglądała się po owitym całkowitą ciemnością pomieszczeniu. Jej oczy, przyzwyczajone już do braku światła wychwytywały pojedyncze szczegóły. Idealnie zasłane łóżko, wszystko na swoim miejscu. Było aż za czysto, ale musiała. Zaraz po tym, kiedy wyszedł wysprzątała cały pokój, zmieniła pościel i wzięła kolejny, długi prysznic, licząc na to, że pomoże jej to poradzić sobie z ogromem zdarzeń, które z każdą kolejną sekundą zamiast łagodnieć, coraz bardziej przytłaczały. A ona zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić. 
Na całe szczęście udało jej się jakimś cudem pozbyć Miley i Seleny, które na wszelkie możliwe sposoby próbowały wyciągnąć z niej co się stało. Zdziwiła się, że tak łatwo uwierzyły w bajeczkę, że jest zmęczona i tak po prostu odpuściły. Została sama. Na własne życzenie. Samotna pośród setek sprzecznych uczuć i myśli. Wiedziała doskonale, że tej nocy nie zmróży oka. Nie po tym wszystkim co się wydarzyło. Spojrzała po raz kolejny kątem oka na nocny stolik znajdujący się nieopodal parapetu, tuż pod ścianą. Na samym jego brzegu leżał srebrny zegarek. Znalazła go kilka godzin wcześniej, obok łóżka, kiedy to za wszelką cenę próbowała uwolnić się od wspomnień dnia poprzedniego. Zapewne nawet nie zorientował się, że go tutaj zostawił. W końcu wybiegł z domu, jak strzała. I wcale mu się nie dziwiła.
Tego ranka zdecydowanie nie zasłużył na takie potraktowanie. Teraz o tym wiedziała, ale nie potrafiła inaczej. Po prostu nie mogła znieść jego obecności. Wiedziała, że popełnili ogromny błąd, idąc o krok za daleko. Joe był jej przyjacielem. Najlepszym. Uwielbiała spędzać z nim czas i ceniła go za wszystkie rzeczy, które dla niej zrobił. Zawsze był wtedy, kiedy go najbardziej potrzebowała, a tym jednym głupim wybrykiem przekreślili to wszystko. Zatarli granice przyjaźni i nie było już odwrotu. Bo wszystko zostało już powiedziane. Te dwa najważniejsze słowa, których z rana tak bardzo żałowała, teraz zdawały się obojętne. To wszystko było inne. Nie tak nagłe, niedojrzałe i zaślepione, jak w przypadku jej związku z Darrenem. Zupełnie ją to dezorientowało. 
Ale niezależenie od wszystkiego, należały mu się przeprosiny, to wiedziała doskonale. Po raz kolejny przejechała palcem po ekranie telefonu, jednak szybko cofnęła dłoń. Już kilkukrotnie tego wieczora wybierała jego numer. Nie potrafiła, jednak zdobyć się na naciśnięcie zielonej słuchawki. Pragnęła by to wszystko okazało się złym snem. Chciała obudzić się z niego jak najprędzej, najlepiej w ramionach swojego najlepszego przyjaciela. Jednak doskonale wiedziała, że to niemożliwe. Teraz musiała przemyśleć to wszystko raz jeszcze. Bo dobrze wiedziała ile ma do stracenia...

7 komentarzy:

  1. Czy Demi przypadkiem nie za dużo myśli? I na dodatek głupio. Mam nadzieję,że szybko zatęskni za Joe, a te jej wątpliwości ulecą w siną dal. Przecież ona go kocha. No i żeby Joseph nic głupiego nie zrobił w tym pubie. Czekam na nn i na to, że się spotkają i pogadają. Niech już Demi nie ucieka przed miłością. Oczywiście rozdział świetny, tylko jakoś szybko się skończył. BUUU. Pozdrawiam M&M

    OdpowiedzUsuń
  2. dobry rozdział, mam nadzieję ze joe nie zrobi niczego głupiego, ciekaqe co bd z demi :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, nie wieżę! Ja myślałam że już wszystko będzie cacy a Dems wyskakuje z czymś takim! Mam nadzieję że będą ze sobą... Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  4. TY.... zaskoczyłaś mnie i to bardzo ale czekam na kolejny nn <3
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. ZABIJE!
    Jak ty to mogłaś zrobić ?! Oni powinni być razem! ;_____;
    Demi ty lepiej tyle nie myśl bo nie wychodzi Ci to zbyt dobrze ;__;
    Rozdział jest świetnie napisany, no ale nie ma Jemi ;__________;
    Nie wytrzymam miesiąca do nn! :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Dlaczego Demi tak potraktowała Joe? Przecież go kocha a on ją.Mam nadzieje że Joe nie zrobi nic głupiego a Demi odważy się z nim porozmawiać. Natalia

    OdpowiedzUsuń
  7. świetny rozdział :) niech Demi i Joe w końcu będą razem :) już się nie mogę doczekać następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń