wtorek, 25 września 2012

Rozdział XV

- Deeeeemi, no zgódź się! - Kiedy Selena przeciągała litery w imieniu przyjaciółki, to oznaczało tylko jedno: bardzo zależało jej na tym, by szatynka dała się namówić na jeden z tych szalonych pomysłów, które często miewała. A wyjazd do domku babci Mils na pewno do takich należał.-  Będzie fajnie. No Deeeeeeemi nie daj się dłużej prosić! - Spacerowały po parku, a mijający ich ludzie patrzyli na nie, jak na wariatki. I to wszystko przez drącą się w niebogłosy brunetkę.
- Wiesz, że nie mogę, bo umówiłam się z Darrenem, że ten weekend spędzimy razem, tylko we dwoje. - Z jednej strony cieszyła się, że będą mogli popracować nad swoim związkiem, a z drugiej przerażał ją fakt, że być może znów będzie nachalny i zabraknie jej argumentów, by mu odmówić.
- Pieprzyć Darrena!  Bo kto niby przejmowałby się takim palantem, jak on. Idiota nie zasługiwał, by traktować go jak człowieka. - Dobrze wiesz, że on w ostatniej chwili cię wystawi, a ty będziesz przez niego płakać. - Sel wiedziała o czym mówi. Scenariusz wciąż się powtarzał. Darren obiecywał, obietnic nie dotrzymywał, a Dems bardzo cierpiała.
- Tym razem tak nie będzie. - Naprawdę mocno w to wierzyła. I miała nadzieję, że tym razem nie skończy się tylko na jego obietnicach i naprawdę pobędą wspólnie, ciesząc się swoją obecnością.
 - Żebyś się nie zdziwiła. Ten gość ma zdolności do zadawania bólu ludziom, na których podobno mu zależy. I nie chodzi mi tylko o cierpienie psychiczne. - Chciała nawiązać do tego, jak ją uderzył, ale Dems udała, że nie słyszy. - Po za tym Joe na pewno będzie przykro, że nie pojechałaś z nami…
- Joe i ja…
- Tak wiem, jesteście tylko przyjaciółmi, słyszałam to milion razy, ale nawet jeśli powtórzysz to milion pierwszy, to i tak nie zmieni sposobu w jaki na siebie patrzycie. - Nie raz widziała te ich ukradkowe, czułe spojrzenia, które wymieniali, gdy myśleli, że nikt inny na nich nie patrzy.
- To nie prawda, my tylko… - nie zdążyła dokończyć, bo w z jej torebki dobiegł ich dźwięk telefonu. Wyszukała upragniony przedmiot i odebrała. - To Darren, poczekaj chwilę.
  Dems odeszła na bok, a Selena obserwowała, jak jej najlepszej przyjaciółce zmienia się wyraz twarzy ze szczęśliwego na smutny. Rozłączyła się i wróciła do niej, załamana i zdołowana.
- Jedzie na koncert z kolegami. - Powiedziała to tak załamanym tonem, że Selena powstrzymała się przed wypowiedzeniem „ A nie mówiłam”?.
- To wiesz, co teraz powinnaś zrobić. - Sel się ucieszyła, bo ten idiota wykonał prawie całą pracę za nią. Jeszcze trochę i sam wepchnie swoją dziewczynę w ramiona starszego Jonasa. Być może już w czasie ich krótkiego pobytu nad jeziorem.
- Pojadę z wami. - Nie miała zamiaru siedzieć samotnie w domu przez jego chorą niesłowność. Z przyjaciółmi dobrze spędzi czas. No i spotka się z Joe. Będzie mogła mu się wygadać, a on obejmie ją tym swoim silnym ramieniem i przytuli do siebie, a ona znów poczuje, jak przyjemnie pachnie jego skóra… Chyba się trochę zapędziłaś.


Nick szedł  ramię w ramię z Seleną przez jedną z parkowych alejek. W sumie miło było raz na jakiś czas wyrwać się gdzieś z dala od reszty przyjaciół, by nie musieć oglądać maślanych spojrzeń swojego brata, którymi bez przerwy obdarzał Demi. Powoli zaczynało się to już robić nudne. Co gorsze, nie zapowiadało się, aby szybko uległo to zmianie. Szczególnie jeżeli chodziło o dwójkę tak upartych osłów, jak Joe i Demi. Miał nadzieję, że przed emeryturą doczeka się, aż wreszcie się zejdą, bo wysłuchiwanie pijackich jęków brata na temat młodej Lovato robiło się męczące. Ale były też pewne plusy. A wizja spędzenia z Seleną całego popołudnia, zaliczała się do nich. Zwłaszcza jeżeli nie ograniczy się to jedynie to popołudnia…
- Jest naprawdę miło. - Pomyślał na głos, chowając telefon do kieszeni. Jednak nie był to chyba zbyt dobry pomysł, bo Selena obdarzyła go jedynie pozbawionym aprobaty rozbawionym spojrzeniem. Całkowicie normalne, Nicky.
- A jak miało być?
- No… - Zaczął mało składnie nie wiedząc, co ma powiedzieć, by jeszcze bardziej nie pogorszyć swojej sytuacji, a przy okazji zachować jakiekolwiek szanse na ciekawy wieczór w miłym towarzystwie.
- Hmmmm?
- Nieważne. - Odwrócił wzrok w przeciwnym do niej kierunku i ruszył przed siebie, nie czekając na niego.
Selena jedynie zaśmiała się pod nosem nad głupotą Jonasa, jednak mimo wszystko, w ciszy, podążyła za nim. Wbrew pozorom on wcale nie był taki zły. Może i nie był obdarzony urodą modela, ale przynajmniej był naprawdę zabawny i… zdolny jeżeli chodziło o pewne zagadnienia.
- Powiesz mi w końcu, gdzie mnie zabierasz?
- Nie.
- Proszę.
 Już powiedziałem. Nie. - Odpowiedział szybko i pewnie, a jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Naprawdę lubiła kiedy to robił, bo miał bardzo ładny uśmiech. Mimo to, w tym momencie miała ochotę go udusić.
- Ale dlaczego?
- Bo to ma być niespodzianka. -  Zaśmiał się po raz kolejny. Nie zważając na jej ostentacyjne jęki i przewracanie oczami pociągnął ją za rękę w kolejną aleje.
Szła za nim w ciszy i z każdą kolejną upływającą sekundą miała coraz większa ochotę udusić Jonasa. Robił to specjalnie. Ta cholerna kudłata świnia znów robiła jej na złość.  Doskonale wiedział, że nie należała do osób najbardziej cierpliwych, a mimo wszystko zawsze grał z nią w te pieprzone gierki. Nienawidziła niespodzianek i chciała dowiedzieć się, co tym razem szykował, a on jak zwykle musiał zabawić się jej kosztem. Co za cholerny pierdzielony idiota! Chyba nie znowu taki najgorszy.
- Powiedz mi wreszcie do cholery! - Stanęła przed nim z założonymi na piersi rękami jak małą rozkapryszona dziewięciolatka i zmierzyła go wyczekującym spojrzeniem.
- Dlaczego?
- Bo chcę wiedzieć, co ze mną zrobisz. - Nie obchodziło jej, że ludzie przechodzący obok nich, zatrzymują się i przyglądają z uwaga jej poczynaniom. Miała to całkowicie gdzieś. Za to, za wszelką cenę musiała dowiedzieć się, co tym razem wymyślił. Nieważne jaką cenę miałaby za to zapłacić.
- Zabrzmiało to dosyć dwuznacznie, nie powiem.
- Jonas! - Wymachiwała rękami we wszystkie możliwe strony, tak, że  grupka ludzi dotychczas ich obserwująca powiększyła się dwukrotnie.
- Słucham?
Właściwie to nie miał zbytniego zamiaru jej słuchać. Nie miał jednak zamiaru pozwalać jej na obrażanie siebie w obecności osób trzecich. Z resztą zdecydowanie wolał, kiedy siedziała cicho i zajmowała się czymś bardziej… pożytecznym. Tak, to zdecydowanie było dobre określenie.
- Ty pieprzona, ciotowata, zarozumiała, złośli... 
Pewnie kontynuowałaby swoją litanię przez kolejne kilkadziesiąt sekund, ale jej na to nie pozwolił. Zamiast tego szybko przyciągnął ją do siebie, i nie zważając na protesty pocałował. Na całe szczęście mimo początkowych oporów w końcu przestała się sprzeciwiać i siedziała cicho. Może nie był zbytnim fanem spokoju. Jednak odkąd poznał Selenę, była to jedna z rzeczy, którą cenił najbardziej.
- No widzisz, jak miło jest, kiedy chociaż przez chwilę siedzisz cicho?
Popatrzyła na niego wzrokiem, który gdyby mógł, zabijałby. Na szczęście jednak zdołał przywyknąć już do takiego wydźwięku ich relacji. Przynajmniej czasem nie wyzywała go i nie wściekała się bez powodu. A wtedy było naprawdę przyjemnie.
- Zamknij się Jonas!
- Czyli wreszcie jednak zaczęłaś rozumieć pojęcie ciszy.
Nie ma to jak całkowicie normalna randka, z całkowicie normalnymi i zrównoważonymi ludźmi. 

*

Joe stanął pod drzwiami domu Dems szczęśliwy, że wreszcie spędzi z nią trochę czasu sam na sam. Ostatnio albo ciągle się mijali albo ktoś im towarzyszył. Nie przeszkadzało mu to zupełnie, ale w pewnych momentach wolał być tylko z nią. Nawet nie wiedział czemu tak się działo , ale potrzebował jej. Potrzebował na nią patrzyć, gdy się uśmiecha, słuchać gdy coś opowiada i dotykać niby przypadkiem i tylko przez chwilę, ale jednak. Łapał się na tym, że często o niej myśli. O tym, co robi, gdzie jest, jak się czuje. Czuł się trochę, jak jej chłopak, odpowiedzialny za nią, chociaż wiedział, doskonale zdawał sobie sprawę, że nic prócz przyjaźni ich nie łączy i nigdy nie połączy. Nawet jeśli chciał czegoś więcej, to wciąż coś stawało im na przeszkodzie. A raczej ktoś. Przeklęty Brass. Dems twierdziła, że go kocha, a on zastanawiał się dlaczego. Co było w tym dupku takiego, że potrafił okręcić sobie wokół palca tak mądrą dziewczynę, jak ona? Wszyscy naokoło widzieli jaki on jest naprawdę, a ona nie. Już nie raz miał ochotę skopać temu palantowi tyłek, ale powstrzymywał się jedynie ze względu na prośby i błagania Dems. Ale i taki liczył na to, że kiedyś go dopadnie.
Zadzwonił dzwonkiem trzy razy, ale nikt mu nie otworzył, co mocno go zdziwiło, bo przecież Demi wiedziała, że przyjdzie. Nie czekając dłużej złapał za klamkę i wszedł do środka, ale zastała go jedynie cisza. Coś było nie tak.
- Dems?  Zawołał, ale nie dostał odpowiedzi, co jeszcze bardziej go zaniepokoiło. Przeszedł przez cały korytarz i zajrzał do kuchni, ale dziewczyny nie znalazł. Dopiero chwilę później dobiegł go szloch, dochodzący z salonu. Pognał tam czym prędzej i zastał dziewczynę, leżącą na sofie, wtuloną w poduszki i trzęsącą się od płaczu. - Demi, co się stało? -  Usiadł przy niej zmartwiony, widząc jak płacze. Spojrzała na niego i gdy myślał, że coś powie, ona rozpłakała się jeszcze mocniej. Instynktownie przytulił ją do siebie, a ona nie protestowała, tylko wtuliła się w niego mocno i pozwoliła głaskać po plecach. Po kilku minutach spędzonych w ciszy zaczęła miarowo oddychać, a z jej oczu nie wypływał już potok łez. - Powiesz mi, co się stało?
- Darren, był u mnie. Pokłóciliśmy się znowu i… wydaje mi się, że to już koniec! - Znów się rozkleiła. A Joe poczuł, że w tym momencie by go zabił. Zadawał by ciosy za każdą łzę, którą przez niego wylała.
Nie wiedząc, co innego może zrobić, złapał jej twarz w swoje dłonie i zmusił, by spojrzała na niego.
- Może to, co powiem wyda ci się okrutne, ale będziesz o wiele szczęśliwsza bez niego. - Ze mną, dopowiedział w myślach, ale już nie na głos.
- Nie prawda! Tylko z nim jestem szczęśliwa! Tylko przy nim coś znaczę! Wiem, że nie jest ideałem, ale go kocham i nie chcę się z nim rozstawać! - Wyrzucała z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Bez Darrena jej świat się rozsypie, a ona będzie musiała znosić, jak inni cieszą się z tego, że im nie wyszło. A tej porażki tym bardziej nie przeżyje, bo już dawno temu obiecała sobie, że za punkt honoru obierze sobie pokazać innym, że ten związek ma przyszłość i mimo burz jest mocny, a ich czeka wspólna przyszłość.
Jej słowa zabolały go. Powinien teraz wstać, życzyć jej spieprzenia sobie życia u boku tego idioty, wyjść i już nigdy nie wrócić. Tymczasem dalej z nią siedział, słuchał jej zapewnień o ich wielkiej miłości, a w gardle rosła mu gula, która nawet na chwilę nie chciała się zmniejszyć. Musiał spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Dla niej był jedynie przyjacielem. I to się nigdy nie zmieni.
- Posłuchaj, nie ważne czy z nim czy sama, jesteś wspaniała i znaczysz bardzo wiele dla tych, którzy cię kochają. Nie potrzebujesz go, by czuć się dobrze. - Uśmiechnął się do niej zachęcająco, ale nie przekonał jej.
- Ale on jest dla mnie ważny. Najważniejszy.
Najważniejszy, to słowo dźwięczało w jego uszach jeszcze bardzo, bardzo długo. Darren był dla niej najważniejszy, a on nie równał się z nim, pozostając jedynie zwyczajnym kolegą, nikim wyjątkowym w jej życiu.
- Ale ty nie jesteś najważniejsza dla niego. - Odezwał się oschle, wstając z kanapy i zakładając ręce na piersi. Nie chciał być brutalny, ale ktoś wreszcie musiał sprowadzić ją na ziemię. - Nie widzisz, że on się tobą bawi?
- Darren się mną nie bawi! - Stanęła obok Joe, piorunując go wzrokiem. Może i jej chłopak święty nie był, ale do najgorszych też nie należał. - On nie jest taki!
- No a jaki jest, Dems? No jaki? - Najbardziej wkurzało go to, że ona tak ślepo go broniła, w czasie gdy on pewnie dobrze bawił się z kolegami, nie martwiąc o nią i nie chcąc nawet się z nią pogodzić.
- On jest… jest… On ma po prostu taki styl bycia. - To nawet jak dla niej samej brzmiało śmiesznie. - Nie jest może zbyt czuły, ale wiem, że mnie kocha. No, Joe, chociaż ty bądź po mojej stronie. - Przylgnęła do niego, a on nie był w stanie jej odepchnąć, więc objął ją ramieniem. Nawet na chwilę nie pozwalała mu zapomnieć, że jest dla niego ważna. Najważniejsza.
- Czy ty musisz być tak cholernie uparta? - No i nie potrafił się na nią długo gniewać. Ona na niego chyba też nie. Tylko, że trudno było mu się skoncentrować, gdy czuł jej ciało blisko swojego. Mógł spróbować ją pocałować, ale to nie byłoby w porządku wobec niej. Zwłaszcza, że ona nie czuła do niego niczego specjalnego.
- Ale taką mnie właśnie kochasz.
Roześmiała się, a on spróbował podążyć jej śladem, choć wcale nie było mu do śmiechu. Nawet nie domyślała się prawdziwości swoich słów.
- No to, co Joe - Będziesz po mojej stronie i trochę odpuścisz Darrenowi?
- No dobra, ale pod jednym warunkiem - Nie mógł jej odmówić. W końcu byli przyjaciółmi. Tylko i aż przyjaciółmi. - Przestaniesz się w końcu martwić i pójdziesz ze mną na spacer.
- No więc chodźmy. - Złapała go za rękę i pociągnęła w stronę drzwi. Dziwnym sposobem, nie musiał robić za wiele, by poprawić jej humor. Równie dobrze mogliby siedzieć w domu i nie odzywać się do siebie, a ona i tak czułaby się lepiej. Ale skoro chciał iść z nią na spacer, to pójdzie. Bo zawsze spełnia życzenia swoich przyjaciół.
Chyba nie wszystkie.

2 komentarze:

  1. Wielki FOCH! Za brak info... =(
    A rozdział jest cudowny, szkoda tylko, że Dems nie wie, że kocha tylko Joe... To takie przykre...
    No Ale nie wolno się poddawać. Może wkrótce przyłapie Dareena na zdradzie? U... To by było boskie!
    Czekam na nn!
    Selcia<3

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie przeczytałam Wasze opowiadanie i muszę stwierdzić, że jest świetne. Trochę późno zajarzyłam, że czytam również Wasze pozostałe blogi i oczywiście wszystkie strasznie mi się podobają. Bardzo fajnie i lekko się je czyta i są naprawdę świetną odskocznią od codzienności. Czekam na nn - oczywiście nie mogę doczekać się wyjazdu i tego co tam będzie się działo. No i niech Demi wreszcie skończy ten toksyczny związek z Darrenem, bo mam wrażenie, że on jest tak trochę na zasadzie "zrobię babci na złość i odmrożę sobie uszy". Ona z nim będzie, aby udowodnić reszcie, że się mylili. Już wystarczy cierpienia Dems. Pozdrawiam. M&M

    OdpowiedzUsuń