Przez następny tydzień miał
serdecznie dosyć wszystkiego i wszystkich. Nie ruszył się nawet poza granice
swojego pokoju, nie mówiąc już o jakichkolwiek kontaktach na polu towarzyskim.
Ostatnimi czasy zupełnie nie potrafił zrozumieć samego siebie. Od pewnego czasu
zdarzało mu się to coraz częściej A już
w szczególności jeżeli chodziło o cokolwiek związanego z Demi. Wtedy ta sztuka
stawała jeszcze trudniejsza. Chyba raczej niemożliwa.
Właściwie to nawet on sam nie
wiedział dlaczego po raz kolejny jest zły na Demi. W końcu nie zrobiła nic
niewłaściwego. Czego, z resztą nie można było powiedzieć o jej chłopaku.
Chociaż, na całe szczęście, nie miał przyjemności po raz kolejny znoszenia jego
towarzystwa, to cały czas miał ochotę dokończyć to co zaczął ostatnim razem, przed czym powstrzymała go jedynie prośba
Dems. W przeciwnym wypadku nie skończyłby jedynie z rozbitym nosem. Agresja nie
jest wskazana, Joey.
W każdym razie bez przerwy
zastanawiał się co Demi widziała w tym idiocie. Nie dość że Brass nie mógł poszczycić
się choć zdawkową inteligencją czy też urodą, to jeszcze zachowywał się jak
ostatni palant. Miał w dupie wszystko i wszystkich, z nią samą na czele, a jej
to nawet nie przeszkadzało. Zupełnie jakby tego nie zauważała. Nie bądź zazdrosny.
- Proszę. – Burknął niezbyt miło,
nie podnosząc się nawet z łóżka, kiedy usłyszał pukanie do drzwi swojego
pokoju. Dalej nie miał najmniejszej ochoty na czyjekolwiek towarzystwo, dlatego
liczył na jak najszybsze pozbycie się intruza.
- Cześć Joe. – Zza drzwi z nieśmiałym
uśmiechem wychyliła się Demi. I chociaż był na nią zły, to na jego twarzy
momentalnie pojawił się uśmiech, nie mający w sobie nic nieszczerego. Tak jak zwykle z resztą.
- Wejdź. – Nie wiedział jak ona
to robiła, jednak za każdym razem kiedy tylko patrzył na nią wszelkie jej winy
odchodziły w niepamięć. Chociaż w sumie nigdy nic złego mu nie zrobiła. No
właśnie Joey…
- Znowu się nie odzywałeś. –
Widział jak na jej twarz wyraźnie posmutniała. A naprawdę nie lubił kiedy była
smutna. I to jeszcze z jego niezaprzeczalnej winy. Nie ładnie Joe, nie ładnie.
- Nie miałem zbytnio czasu bo
musiałem coś załatwić. – Nienawidził jej
okłamywać, a jednak robił to już po raz kolejny. I jednego mógł być pewien. Nie
czuł się z tym faktem zbyt dobrze. – Przepraszam.
- Kłamiesz. – Próbowała spojrzeć
mu prosto w oczy, ale Joe za wszelką cenę próbował uniknąć jej przesiąkniętego
smutkiem spojrzenia.
- Przecież cały czas jestem z
tobą szczery. - Wiedział, że zapewne nie był jedynym powodem jej smutków, a ten
idiota Darren po raz kolejny coś zmalował, ale to wcale nie zmniejszało jego
poczucia winy.
- Jesteś na mnie zły. – Bardziej
stwierdziła niż zapytała, dalej uważnie lustrując go wzrokiem. Widziała, że nie
czuł się z tym zbyt komfortowo. – Znowu zrobiłam coś nie tak, prawda?
- Nie zrobiłaś nic złego. –
Zaprzeczył momentalnie. Nie chciał, żeby obwiniała się z jego powodu.
- No to co takiego się stało?
Nie odpowiedział na zadane jej pytanie.
Siedział po prostu ze spuszczoną głową, próbując dokładnie wyważyć każde słowo.
Nie chciał jej zranić w żadnym wypadku, ale nie mógł też powiedzieć o co tak
naprawdę chodzi. Bo w sumie sam nie rozumiał samego siebie. W końcu byli
najlepszymi przyjaciółmi, a w takiej relacji nie istnieje coś takiego jak
zazdrość. Chyba. No co ty nie powiesz?
- Nic się nie stało, Dems. –
Chciał jakoś zgrabnie zmienić temat, jednak widząc jej karcące i zdecydowane
spojrzenie skapitulował. – Po prostu nie uważam, że Darren jest dla ciebie
odpowiedni…
- I ty też przeciwko mnie? – To
przelało czarę goryczy. Naprawdę nie lubiła, kiedy wszyscy wokół z Sel i Mils
na czele, próbowali za wszelką cenę
rozdzielić ją i Darrena. Przecież doskonale wiedzieli, że go kocha. I nic
więcej się nie liczyło. Bzdury! – Dlaczego zawsze musicie go krytykować?
- A nie uważasz, że skoro wszyscy
mówią ci to samo, to coś jest na rzeczy? – Cholernie zależało mu na ich
przyjaźni, ale wiedział też, że Demi musi wreszcie przejrzeć na oczy. Póki
jeszcze ten idiota nie odwalił czegoś gorszego od jego ostatnich wybryków.
- Nikt nie jest idealny, z resztą
ja go kocham i to jest najważniejsze. – Prawie wykrzyczała mu to w twarz, gdyż
znajdowali się bardzo blisko siebie. Zdecydowanie za blisko. Niebezpiecznie.
- Po prostu nie chcę, żeby on coś
ci zrobił. – Powiedział bardzo cicho wpatrując się wprost w jej oczy. Wreszcie
mógł być z nią szczery. W końcu kiedyś i tak musiałby jej to wszystko
powiedzieć.
- Nie musisz się o mnie martwić.
Wy wszyscy nie musicie tego robić. –
Nadal nie rozumiała Joe. W końcu Darren nie jest żadnym psychopatą,
czyhającym na jej życie. A jednak on zaliczał go do podobnej kategorii. –
Jestem już dużą dziewczynką i potrafię sobie radzić sama.
- Nie zaprzeczę. Ale daj sobie
pomóc.
- Ale ja nie potrzebuję… – Miała
ochotę dokończyć, ale jej przerwał.
- Potrzebujesz.
- Joe, proszę cię. – Jego głos
był tak przyjemnie delikatnie zachrypnięty. I chociaż była na niego naprawdę
zdenerwowana, to po prostu nie potrafiła zbyt długo się gniewać.
- Dlaczego ty musisz być taka
uparta? – Przejechał delikatnie dłonią po jej twarzy, odgarniając z jej pola
widzenia kilka niesfornych kosmyków. Wiedział, że nie powinien, ale po prostu
nie potrafił się powstrzymać.
- Ja wcale nie jestem uparta. –
Odwróciła wzrok w druga stronę, chcąc ukryć twarz oblaną rumieńcem.
Zdecydowanie za bardzo działał na nią dotyk Joe.
- Przemyśl sobie to co ci
powiedziałem, Dem. – Odsunął się od niej na bezpieczną odległość, widząc jej
wyraźne zmieszanie zaistniałą sytuacją. Wyglądała tak słodko i niewinnie kiedy
była zawstydzona. I właśnie za tą niewinność ją uwielbiał. I za jej wspaniały
uśmiech. I poczucie humoru. I… Nie zapędzaj się, Joey!
*
Nick czekał na Selenę w parku.
Miała być piętnaście minut temu, ale do tej pory się nie zjawiła. Zaczynał się
wkurzać, bo po jej telefonie, gnał tu, jak na złamanie karku, a ona bezczelnie
nie przychodziła. Chyba za główny cel postawiła sobie doprowadzenie go do
szaleństwa. I to na różne sposoby. Ale z drugiej strony bał się, że
mogło jej się coś stać. Było już ciemno, a po okolicy kręciły się różne typy.
Chociaż z temperamentem i charakterkiem Seleny to współczuł każdemu, kto
spróbuje z nią zadrzeć. Na samą myśl o rozwścieczonej dziewczynie, uśmiechnął
się do siebie.
- Hej! – Podeszła do niego,
wyrywając tym samym z zamyślenia. Usiadła obok niego na ławce, zachowując
minimalny dystans. – Przepraszam za spóźnienie, ale zagadałam się z Mils
i…
- W porządku. – Powiedział to, jak najbardziej obojętnym tonem, choć w głębi serca cieszył się, że widzi ją w jednym kawałku. W bardzo ładnym z resztą. – Po co chciałaś się spotkać?
- W porządku. – Powiedział to, jak najbardziej obojętnym tonem, choć w głębi serca cieszył się, że widzi ją w jednym kawałku. W bardzo ładnym z resztą. – Po co chciałaś się spotkać?
- Tak po prostu. – To nie była
cała prawda. Z bliżej nieokreślonych powodów chciała się z nim zobaczyć. Nie
mogła mu jednak o tym powiedzieć, bo jej duma za bardzo by na tym
ucierpiała.
- I kazałaś mi tu gnać przez pół miasta tylko dlatego, że miałaś taki kaprys?! – No teraz to się wkurzył. Myślał, że miała konkretny powód do spotkania, jak… jak… obmacywanie się gdzieś pod drzewem?
- I kazałaś mi tu gnać przez pół miasta tylko dlatego, że miałaś taki kaprys?! – No teraz to się wkurzył. Myślał, że miała konkretny powód do spotkania, jak… jak… obmacywanie się gdzieś pod drzewem?
- Po pierwsze to nie kazałam ci
gnać, a po drugie to nikt ci nie każe przybiegać na każde moje zawołanie,
robisz to z własnej nieprzymuszonej woli.
- Och, chciałabyś, żebym latał za
tobą, jak pies z wywieszonym jęzorem, ale tak nie będzie! – Nawet nie zauważył,
kiedy wstał. Zaczął w dziwaczny sposób wymachiwać rękoma i wydzierać się na
nią.
- Tak?! – Selena szybko podniosła
się z ławki, stając naprzeciwko chłopaka i krzyżując ręce na piersi. To już
robiło się nudne. Każda ich rozmowa kończyła się kłótnią.
- Tak!
- Świetnie!
- Świetnie!
Piorunowali się wzrokiem. Selena
była już zmęczona i nie miała ochoty na oglądanie jego twarzy, więc odwróciła
się na pięcie i ruszyła w stronę domu.
- Dokąd się wybierasz?! – Sam nie
wiedział czemu, ale ruszył za nią.
- Jak najdalej od ciebie! –
Wyrwała mu się, kiedy chwycił ją za ramię. Obiecała sobie, że jak następnym
razem najdzie ją ochota na spotkanie z nim, to prędzej zrobi sobie krzywdę niż
do niego zadzwoni. – Puszczaj mnie Jonas! – Krzyknęła, kiedy mocno złapał ją za
dłoń. – Nigdzie z tobą nie pójdę!
- Jeszcze zobaczymy! –
Poprowadził ją do swojego samochodu i na siłę wepchnął do środka. Trzasnął
drzwiami i usiadł za kierownicą. – Zapnij pasy.
- Nie!
- Zapnij!
- Nie!
Pochylił się nad nią i sam zabrał
się za zapięcie jej pasów. Może i miał jej dość, ale nie chciał mieć jej na
sumieniu w razie wypadku.
- Łapy przy sobie Jonas! –
Próbowała go odepchnąć, ale był za silny. Szarpali się przez chwilę i jak
zwykle żadne nie chciało odpuścić.
- Ostatnio nie miałaś nic
przeciwko!
- Musiałam być wtedy ślepa!
- Chyba nie powiesz, że ci się
nie podobało? – Odepchnął jej rękę i zapiął wreszcie ten cholerny pas,
spoglądając na nią z góry. – I po co było tyle krzyku?
Zajął miejsce po stronie kierowcy
i bez słowa ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Starał się skupić na drodze, ale jakoś nie
potrafił. Cały czas spoglądał w bok, podziwiając niespokojnie wiercącą się
Selenę. I chociaż bez przerwy mierzyła go iście morderczymi spojrzeniami, to on
cały czas wzbraniał się przed wybuchem niekontrolowanego śmiechu.
- Dokąd mnie chcesz wywieźć? –
Odpowiedziała jej jedynie głucha cisza, pomieszana z cichym rechotem lokowatego
idioty. – Zatrzymaj się, Jonas! – Wykrzyczała najgłośniej jak tylko
potrafiła.
- Dopiero, jak dotrzemy na
miejsce.
- Zatrzymaj się! – Ponowiła
rozkaz, który nie zrobił na młodszym Jonasie większego wrażenia.
- Nie! – Nie uraczył ją nawet
spojrzeniem dalej uśmiechając się pod nosem. Jak on uwielbiał ją doprowadzać do
szału. Powoli zaczął nawet uznawać to za nowe hobby.
- Jesteś cholernym dupkiem!
- Zdążyłem pogodzić się z tą
myślą.
- Co ty planujesz? – Selena miała
już dosyć ich kolejnej sprzeczki.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? –
Odwrócił na chwilę wzrok od jezdni i natrafił na jej wyczekujące spojrzenie. – Mam zamiar wywieźć cię do ciemnego lasu,
skrępować i zgwałcić.
Po raz kolejny w samochodzie
zapanowała głucha cisza. Selena nie odezwała się ani słowem, co bardzo
odpowiadało Nickowi. Rzadko kiedy była możliwość spędzenia chwili w ciszy i spokoju,
obok wiecznie zrzędzącej i niezadowolonej Gomez.
- I jak podoba ci się mój plan na
resztę dnia? – Uśmiechnął się do niej wrednie, wolną od kierownicy ręką dotykając jej policzka.
- Jeżeli dotkniesz mnie jeszcze
raz, to gwarantuje ci, że stracisz coś więcej niż tylko tą parszywą łapę.
- To się jeszcze zobaczy…
Zapowiada się ciekawe popołudnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz