piątek, 31 sierpnia 2012

Rozdział XIII


Nick nie wiedział czemu to robi. Od godziny mógł siedzieć w domu, tymczasem włóczył się z Seleną po mieście. Było już ciemno i robiło się chłodno, ale dziewczynie zupełnie to nie przeszkadzało. Szła po chodniku, śpiewając pod nosem jedną z tych popularnych ostatnio piosenek, które ciągle leciały w radiu. Spoglądał na nią, co chwila. Wyglądała ładnie z włosami związanymi w koński ogon i lekko zarumienionymi policzkami. Od czasu tamtego pocałunku nie zamienili ze sobą ani słowa, chociaż widywali się często. Zawsze jednak ktoś im towarzyszył. Teraz byli sami, ale rozmowa też im się nie za specjalnie kleiła. Ścisnął mocno łańcuszek, znajdujący się w tylnej kieszeni jego spodni, jakby chciał się upewnić, że wciąż się tam znajduje. Poczuł ulgę, kiedy wyczuł pod palcami małą koniczynkę. Mógł teraz jej go oddać, ale nie miał odwagi. Lubił, kiedy milczała i była w miarę zadowolona o wiele bardziej niż chwile, w których kipiała ze złości. Jesteś tego pewien? 
- Czemu oni są tacy niedomyślni? – spytała Selena, zatrzymując się przed sklepową witryną. Milczenia nie mogła już znieść, więc wybrała w miarę neutralny temat, przez który się nie pokłócą i nie skończy się tak jak ostatnio. Po za tym naprawdę irytowało ją zachowanie przyjaciół i chciała im pomóc. 
- Kto? – Szok, jaki spowodowała, odzywając się do niego wbił go w ziemię i zupełnie nie miał pojęcia o kim mówiła. 
- Demi i Joe oczywiście. – Przewróciła oczami w odpowiedzi na jego głupie pytanie. Nie chciała być nie miła, ale nie mogła się powstrzymać. – Robią do siebie te maślane oczka, ale nie, oczywiście nic ich nie łączy. 
- No wiesz, Joe to jest… - Chciał zabłysnąć inteligentną odpowiedzią, ale nie wiedział, co dokładnie powiedzieć. – Joe. – Spojrzała na niego z politowaniem. Chyba nie tego od niego oczekiwała. Postanowił się zreflektować. – Ludzie po prostu czasem nie dostrzegają, że to co najważniejsze, znajduje się tuż obok. – Po tym, co powiedział ponownie między nimi nastała cisza. 
- Tak! Tak masz rację. – Selena po chwili odzyskała zimną krew. Czuła, że to nie tyczyło się tylko Demi i Joe, ale również w jakiś dziwny i irracjonalny sposób ich. Wariatka! – I dlatego musimy coś z tym zrobić. 
- My? – Chyba zaczynał wkurzać ją tymi dziwnymi pytaniami, ale naprawdę nie miał ochoty mieszać się w nieswoje sprawy.  - Raczej nie powinniśmy się w to wtrącać. 
- Musimy się wtrącić, bo inaczej te dwa osły będą krążyć wokół siebie do emerytury, a tego to nawet człowiek tak tolerancyjny jak ja nie przeżyje. 
- A nie uważasz, że powinni sami zadecydować o tym, jak ma wyglądać ich życie? – Niebezpiecznie zauważył, że zaczynała go irytować. Przez cały wieczór udawało im się nie denerwować siebie nawzajem i teraz miało się to zmienić w kolejną awanturę. 
- Nie pozwolę na to, by Dems zmarnowała sobie życie tylko dlatego, że boi się zaryzykować. – Oczywiście wiedziała, że Nick nie będzie w stanie jej zrozumieć. Nie sądziła jednak, że brak mu zdolności myślenia. 
- A może najpierw powinnaś spytać ją o zdanie? 
- Dobrze wiem, jakie jest jej zdanie. – Założyła ręce na piersi, jak robiła zawsze, kiedy coś ją wkurzało. Jonas był mistrzem w podnoszeniu jej ciśnienia. 
- Zawsze jesteś taka mądra? – Przysunął się bliżej niej. Od tamtego pamiętnego wieczoru nie byli tak blisko siebie. 
- A ty taki ograniczony? - Przez cały czas patrzyła mu prosto w oczy. Nie bała się go. Nie był dla niej żadnym przeciwnikiem. 
Spojrzał na jej usta i nerwowo przełknął ślinę. Skoncentruj się Nick. 
- Przekonaj mnie, to może zmienię zdanie. 
Zaśmiała się głośno i nim zdążył się zorientować pociągnęła go za koszulkę i pocałowała namiętnie. Bawiła się jego wargami, przygryzając je delikatnie, z każdą chwilą pogłębiając pieszczotę. I choć ciężko było jej się do tego przyznać, nie robiła tego tylko dlatego, by coś na nim wymusić.
Zaskoczyła go tym i przez dobrą chwilę nie wiedział, co się dzieje. Odzyskał jednak rozum i jak na prawdziwego faceta przystało przejął kontrolę nad sytuacją. Popchnął ją na ścianę jednego ze sklepów, nie przestając całować. Jego ręce błądziły po jej ciele i czuł, jak wbijała mu paznokcie w kark. Pragnął jej. Pragnął dziewczyny, która była zaprzeczeniem wszystkiego, w co do tej pory wierzył. Oplotła nogi wokół jego pasa, a on zszedł z pocałunkami niżej, na jej szyję. Słyszał jej ciche pojękiwania, co jeszcze bardziej zachęciło go do działania. I pewnie by kontynuowali, gdyby nie grupka chłopaków, przechodząca obok nich i gwiżdżąca głośno na ich widok. Oderwali się od siebie, choć niechętnie. Znów oddychali ciężko. I znów nie wiedzieli, co powiedzieć. 
- To do zobaczenia jutro… - wyswobodziła się z jego uścisku i odsunęła na bezpieczną odległość. Miała zarumienione policzki i bardzo tego nie chciała. Uciekła nim zdążył ją zatrzymać.
Nick stał jeszcze przez chwilę w tym samym miejscu, trzymając ręce w kieszeniach spodni i patrzył na malejącą sylwetkę Seleny. Czuł się dziwnie po tym, co się przed chwilą działo. 
Nie ma to jak użycie solidnych argumentów. 

  
Mimo, iż pogoda trochę pokrzyżowała im plany i tak bawili się doskonale. Siedzieli właśnie w jednej z niewielkich kręgielni znajdujących się w ich najbliższej okolicy, ciesząc się odrobiną spokoju oraz swoim towarzystwem. Wszyscy bezsprzecznie uwielbiali to miejsce. Może nie należało ono do najpopularniejszych, jednak miało swój własny i niepowtarzalny klimat. Zdecydowanie ciekawszy niż jakiś podrzędny, śmierdzący dymem bar. Zależy jeszcze dla kogo. 
Bliźniacy, którzy zdecydowanie lubili znajdować się w centrum uwagi, zabawiali całe towarzystwo coraz to nowymi historyjkami, świetnie się przy tym bawiąc. Miley, choć troszeczkę nieobecna, również wydawała się dobrze bawić. Nawet  Nick i Selena, co wydawało się to dotąd wręcz niemożliwe, zaczęli tolerować własne towarzystwo. I wszystko byłoby normalne gdyby nie pewien drobny szczegół. Mianowicie Joe i Demi zupełnie ignorujący swoją obecność, co z resztą wszyscy bez problemu zauważyli. 
Od jakiegoś czasu wydawali się być całkowicie nieobecni jakby zupełnie nie interesując się rozmową reszty przyjaciół. Siedzieli naprzeciw siebie w zupełnej ciszy nie odzywając  się ani jednym słowem, co jakiś czas tylko ukradkowo na siebie spoglądając. Patrząc na to wszystko z boku, można było dojść do tylko jednego wniosku. Wyglądali i zachowywali się jak para przedszkolaków, która solidnie nabroiła i została złapana na gorącym uczynku. Problem w tym, że nikt zbytnio nie wiedział o co chodzi im tym razem. No prawie nikt. 
- No to co, może zagramy wreszcie? - Zaproponował pewny swego Nick. Od małego on i Joseph spędzali na kręgielni sporo czasu i byli nawet całkiem nieźli. Z resztą kochał rywalizacje. Gorzej jeśli chodziło o przegrywanie. 
- Z chęcią, tylko trzeba ustalić składy drużyn. - Diaboliczny uśmiech na twarzy Seleny zdecydowanie nie był zapowiedzią niczego dobrego.
- W takim razie ja, Patrick i Trevor kontra reszta świata. - Nick może nie był wielkim fanem zabaw w swatkę, szczególnie jeżeli chodziło o Joe,  ale postanowił pomóc trochę dziewczynom. Czyli jednak dobra łapówka, nie jest zła. - Pasuje wszystkim? - Nie usłyszawszy żadnego sprzeciwu podążył w stronę jednego z pustych torów. 

 Z ogromnym przygnębieniem obserwowała, jak Nick po raz kolejny radzi sobie z całym kompletem za jednym uderzeniem. Mecz trwał już przeszło  godzinę, a jej nawet razu nie udało się zbić wszystkich kręgli. I to bynajmniej nie z powodu braku umiejętności, bo akurat na kręgielni bywała stosunkowo często. Miała po prostu maleńkie problemy z koncentracją. W sumie to już nic nowego.
Jej pokłady cierpliwości i resztki wiary w siebie malały z każdym kolejnym nieudanym podejściem. Miała serdecznie dosyć dzisiejszego dnia, jednocześnie pragnąc by jak najszybciej skończyły się jej męki. Do tego po raz kolejny nadeszła jej kolej. Czas wreszcie skończyć ten cyrk. Niechętnie wzięła kulę starając się przygotować mentalnie na klęskę. Nie potrzebowała kolejnej okazji do skompromitowania drużyny. I tak dzisiaj udało jej się to już parokrotnie. W końcu to przez nią przegrywali.
Bez większej wiary czy namysłu rzuciła swoją dzisiejszą ostatnią kulę. Nie mogła na pewno zbłaźnić się już bardziej, jednak nie liczyła też na cuda. Tym większe było jej zdziwienie kiedy wszystkie kręgle zostały zbite. Za jednym uderzeniem. Po raz pierwszy od bardzo dawna cieszyła się jak dziecko. W dodatku z tak błahego powodu. Brawo Dems. Powoli cofasz się w rozwoju.
W nagłym przypływie radości, zupełnie nie panując nad swoimi czynami rzuciła się w objęcia Joe. I po raz kolejny poczuła to dziwne ciepło, kiedy tylko znajdował się w jej pobliżu. Do tego jeszcze zapach perfum, który tak uwielbiała. Skup się Dems! Doskonale zdawała sobie sprawę, że to trwa zdecydowanie za długo, jednak nie miała wystarczająco dużo silnej woli by odsunąć się od niego. Tylko przyjaciele? 
- Hej gołąbeczki, koniec migdalenia. - Patricka wyraźnie bawiła cała ta sytuacja. Z resztą nie tylko jego. - Jeżeli macie ochotę na takie zabawy, to oszczędźcie nam takich widoków chociaż. -  Zadziałało. Joe i Demi momentalnie odskoczyli od siebie, z winą dosłownie wymalowaną na twarzach.
- Przecież my wcale się nie... 
- Tylko winni się tłumaczą. - Nicholas zabłysnął lekko przytłumionym intelektem, włączając się do rozmowy. I chociaż z początku nie miał zbytniej ochoty na zabawę w swatkę, to miał z tego wiele radości. Oraz dodatkowe korzyści, również w pewnym stopniu związane z zabawą. 
- Ale my nic nie zrobiliśmy. - Tym razem Joseph spróbował swojego szczęścia, mając nadzieje, na szybkie zakończenie tematu. Nadzieja matką głupich. 
- Dzisiaj może i  nie, ale myślę, że ostatnio nie było to tak… -  Trevor widząc spanikowane twarzy swojej siostry i starszego Jonasa zlitował się nad nimi. Nie chciał wspominać o  ostatnim incydencie, którego był świadkiem. Oni sami pogrążali się wystarczająco. 
- No proszę was. Zajmijcie się pożyteczniejszymi rzeczami. -  Powiedział stanowczo Joseph starając się po raz kolejny dzisiaj zmienić niewygodny dla  niego i jego przyjaciółki temat. Nie miał ochoty na dodatkowe tłumaczenia na temat tego co prawie stało się kilka dni wcześniej. Był pewien, że Demi również nie ma na to zbytniej ochoty. - Z resztą weźcie się za grę. To nie wieczorek zwierzeń. 
- No już dobrze, dobrze. Przestań być taki nerwowy Joey. - Mils nie mogła powstrzymać się od komentarza. Lubiła jak ci dwoje próbowali wmawiać wszystkim wokół i samym sobie, że nic między nimi się nie dzieje. W końcu nikt nie był ślepy. Nikt prócz tych dwóch upartych osłów. 
- Przepraszam ale muszę odebrać. - Powiedziała szybko Demi i oddaliła się od przyjaciół, odbierając połączenie. - Co tym razem, Darren? 
Nikomu zbytnio nie przeszkadzał chwilowy brak szatynki. No prawie nikomu. Joseph wyraźnie stracił swój dobry humor. Na sam wydźwięk imienia szanownego pana Brassa wyraźnie podenerwowany wyszedł z kręgielni, nie zaszczycając nikogo żadnymi wyjaśnieniami. 
- Chyba ktoś tu m alergie na pewnego osobnika. - Stwierdziła Selena wybuchając głośnym i niepohamowanym śmiechem. - A ty Trevor masz nam chyba coś do powiedzenia?  - No to teraz się zacznie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz