- To co robimy teraz? – spytał
Trevor po skończonym meczu. Razem z Patrickiem roznieśli Nicka i Joe’go w
drobny pył. Dzięki temu starszy Jonas miał do wykonania pewne zadanie, które
nie powinno sprawić mu problemu.
- Może chodźmy do nas? – Dems
odezwała się po raz pierwszy odkąd weszła na boisko. Joe ją onieśmielał i nic
nie mogła na to poradzić. Wciąż miała przed oczami to, jak prawie ją pocałował.
I wciąż czuła to samo podniecenie na myśl, jak bardzo przyjemny był jego dotyk
w tamtej chwili.A podobno kochasz swojego chłopaka… - Chyba, że macie
lepsze pomysły, to…
- Ja mam lepszy pomysł:
niech ta banda frajerów idzie gdzie chce, a ty pójdziesz ze mną. - Darren
stanął za nią, kładąc ręce na jej talii. Zadrżała i wcale nie był to przyjemny
dreszcz, którego powinna przecież doświadczyć.
- Co ty tutaj robisz? – Odwróciła
się w jego stronę i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Była zaskoczona jego
widokiem i ani trochę ją to nie cieszyło. Coś jest z tobą nie tak.
- Jak to co? Przyjechałem zabrać
gdzieś swoją ukochaną dziewczynę. – Przyciągnął ją bliżej i pocałował mocno w
usta, a za nim to zrobił spojrzał na Joe’go z triumfalnym uśmiechem. Jonas
zacisnął jedynie pięści, bo nie chciał się na niego rzucić i go zabić. Miley
wywróciła jedynie oczami, a Sel udała, że wymiotuje na widok przypływu czułości
pana Brassa. – Chodź… - odkleił się od niej i pociągnął za rękę w kierunku jego
samochodu.
- Wiesz, Darren, wolałabym jechać
do domu, bo nie za dobrze się dzisiaj czuje. – Kłamała, ale nie miała wyjścia.
Nie chciała nigdzie z nim jechać, bo nie chciała być z nim sama. Wtedy zawsze
robił się nachalny.
- Miałaś siłę przyjść dzisiaj na
to pieprzone boisko to znajdziesz ją, by jechać ze mną. – Jego głos był teraz
zimny i stanowczy. Demi zawsze się go wtedy bała, bo wiedziała czym to się może
dla niej skończyć. A dziś nie miała siły na kłótnię i walkę z nim. Zacisnął swoją
dłoń wokół jej nadgarstka aż syknęła z bólu. – Idziemy.
- Darren puść mnie! To boli! –
Krzyknęła głośniej niż chciała. Widziała, że jej bracia już szykują się, by jej
pomóc, ale ruchem głowy pokazała im, że załatwi to sama. Po kilku minutach
szarpaniny z chłopakiem, w końcu udało jej się wyswobodzić. – Nigdzie z tobą
nie pójdę, rozumiesz?! Chcę wrócić do domu!
- Jesteś moją dziewczyną!
- Ale nie jestem twoją
własnością, słyszysz?! Nie możesz traktować mnie, jak rzecz! Przyjeżdżasz,
kiedy chcesz, a jak ci się znudzę to rzucasz mnie w kąt!
- A jak mamy widywać się
częściej, kiedy ty wciąż spotykasz się z nimi?!
- A nie zastanawiałeś się
dlaczego wolę spędzać czas z nimi? Nie?! No to ci powiem: im na mnie zależy, a
tobie nie! Jesteś pieprzonym egoistą, Darren, który cały czas mnie rani!
- Za to Jonas znakomicie cię
pociesza! – Spojrzał na Joe, który już cały gotował się ze złości. Czekał tylko
na odpowiedni moment, by wkroczyć do akcji.
- Pewnie, że tak! Jest o wiele
lepszym przyjacielem niż ty kiedykolwiek byłeś chłopakiem!
Darren zamachnął się, by uderzyć
ją w twarz, ale nie zdążył. Joe rzucił się na niego i powalił na ziemię.
Uderzał go pięściami po twarzy i brzuchu. Wyładowywał na nim całą swoją złość.
Za dzisiejszą awanturę, za przerwany pocałunek, za to, że nie szanował Dems. Za
to co było i za to co będzie. Miał ochotę go rozszarpać, ale ten idiota nie
zasługiwał, by ktokolwiek gnił przez niego w więzieniu.
Demi krzyczała i prosiła, by
przestali, ale za nic mieli jej błagania. Żaden nie chciał odpuścić. Miley
trzymała Trevora i Patricka, którzy chcieli dołączyć do Joe’go i skopać tyłek
Brassa. Selena mocno ścisnęła Nicka za dłoń, gdy ten szykował się,
by pomóc bratu, kiedy to Darren walnął go mocno w twarz.
- Przestańcie! – Demi prawie
płakała. Czy oni muszą się bić? Nie znają innych metod rozwiązywania problemów?
– Do jasnej cholery przestańcie! – Wykrzyczała to tak głośno, jak potrafiła.
- Robię to tylko dla ciebie,
Dems. – Joe uspokoił się w jednej sekundzie. Oddychał nierównomiernie, ale czuł
ogromną satysfakcję i wewnętrzny spokój, że wreszcie mógł się wyładować na tym
palancie. Darren wyglądał okropnie, ale on pewnie też prezentował się nie
lepiej. Chłopak podniósł się z ziemi, a Brass zaraz za nim. Darren podszedł do
Dems, ale dziewczyna odsunęła się od niego.
- Chyba czas, żebyś wrócił do
domu. – Powiedziała cicho, lecz stanowczo. Nawet nie zaprotestował.
Zanim jednak odszedł w stronę
samochodu, zbliżył się do Jonasa i powiedział:
- Jeszcze cię dorwę… - Jonas miał
ochotę napluć mu w twarz, ale nie chciał wywoływać kolejnej awantury. Mierzyli
się przez chwilę wzrokiem aż Brass odszedł. W ciszy patrzyli, jak odjeżdża.
- Chyba powinniśmy już wracać i
zająć się tobą… Znaczy, twoimi ranami. – Demi odezwała się pierwsza, gdy po
samochodzie Darrena nie pozostał już ślad.
- Aua! To boli. – I
tak już od ponad dziesięciu minut wysłuchiwała jęków Joe, starając się opatrzyć
jego dosyć mocno rozcięty łuk brwiowy. Nie była to jednak łatwa
sztuka, zważywszy iż chłopak wiercił się niemiłosiernie i za wszelką cenę
unikał spotkania z wodą utlenioną. Jak dziecko…
Nie miała mu jednak tego za złe,
gdyż akurat wobec osoby Josepha miała niespożyte pokłady cierpliwości. Zupełnie
nie wiedziała skąd się to brało, po prostu nie potrafiła się na niego
gniewać. Za to Darrena miała ochotę udusić gołymi
rękami. Już od bardzo dawna nie była tak zła na nikogo. Po raz
kolejny okazał się z tej zdecydowanie gorszej strony i chociaż go kochała, to
nie miała ochoty widzieć go na oczy. Nie po tym co zrobił.
- Joseph siedź spokojnie! –
próbowała silić się na mocny i zdecydowany ton, jednak niewiele z tego wyszło.
Po raz kolejny przyłapała się na tym, że nie potrafiła być wobec niego
stanowcza i konsekwentna, co gorsza zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić.
- Przepraszam Dems. – Znowu to
samo. Doskonale wiedział jak odkupić u niej wszystkie swoje winy. Wystarczył
jeden mały, niepozorny gest i była jego. Rzecz jasna w czysto
metaforycznym znaczeniu. Zapewne wolałbyś, żeby było dosłownie…
- Nie masz za co. – W
tym momencie potraktowała brew Jonasa solidną dawką wody utlenionej, po czym
zakleiła starannie ranę plastrem. – Właściwie to chciałam ci
podziękować za wstawienie się za mną. – Doskonale wiedziała, że w całej tej
beznadziejnej sytuacji całkowita rację miał Joe, który bez wahania stanął w jej
obronie. Była mu za to bardzo wdzięczna mimo, że i tak nie obyło się
bez kłótni.
- Przepraszam, naprawdę nie
powinienem wdawać się z nim w dyskusje, a później mu oddawać.
- Właściwie to, wcale tak nie sądził. Można by nawet powiedzieć, że
cieszył się z lania jakie spuścił Brassowi. Tym bardziej czuł się
jakoś dziwnie dobrze, że w chwili obecnej Demi nie opatruje rozbitego nosa i
rozciętej wargi Darrena, tylko jest właśnie z nim. Męska duma, czyż
nie?
- To ja powinnam cię
przeprosić za niego. Wiem, zachował się jak palant i skończony dupek i jest mi
za niego okropnie wstyd. Ale spróbuj go zrozumieć, po prostu
ostatnio. – Zapewne jej monolog, mający na
celu usprawiedliwienie Darrena za wszelką cenę, trwałby jeszcze
dobrych kilkadziesiąt sekund gdyby nie palec wskazujący Joe, który
wylądował na jej ustach. Zamilkła w jednej chwili, po czym nim się obejrzała
znajdowała się już na jego kolanach. Podoba ci się, nie zaprzeczysz….
Z delikatnym uśmiechem na ustach
wpatrywał się prosto w jej oczy. Jedną ręką przytrzymywał ją w
pasie, drugą zaś wodził po jej ustach. Raz po raz
wyznaczał nowe szklaki, przesuwając opuszki palców po konturach jej
malinowych warg. Z lubością obserwował jej półprzymknięte powieki,
malutki zgrabny nosek i ściągnięte przyjemnością rysy. Jakby starał się
zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jej twarzy. Powoli przysunął swoja twarz
do jej, czekając na jakąkolwiek reakcje. Nie odsunęła się od niego nawet o
milimetr, co uznał za przyzwolenie do dalszego działania. Chciała
tego i tylko to się teraz liczyło. Zbliżył się jeszcze bardziej, chcąc wreszcie
dokonać tego, co, tym razem, zdawało się całkowicie nieuniknione ,
tradycji stało się zadość.
- Ruszcie się wreszcie bo nie
zamierz… - Trevor po szybkim wtargnięciu do kuchni zastygł w
bezruchu, zupełnie nie wiedząc co zrobić dalej . W międzyczasie jego siostra
jak oparzona zeskoczyła z kolan Joe, a ten wyżej wymieniony, zupełnie
zdezorientowany, wbił wzrok w podłogę. Demi wyglądała na całkowicie przerażoną
faktem przyłapania ich na gorącym uczynku natomiast Jonas jedynie
wpatrywał się w nią z chytrym uśmiechem. Trevor zaś po raz pierwszy pożałował
swojego, jakże doskonałego wyczucia czasu. – Jak skończycie to do nas dołączcie.
– wydukał niepewnie zupełnie zdezorientowany i jak najszybciej opuszczając
pomieszczenie, zostawił ich samych.
Jak
nie do trzech, to do ilu razy do cholery?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz