sobota, 7 lipca 2012

Rozdział XII


- To co robimy teraz? – spytał Trevor po skończonym meczu. Razem z Patrickiem roznieśli Nicka i Joe’go w drobny pył. Dzięki temu starszy Jonas miał do wykonania pewne zadanie, które nie powinno sprawić mu problemu.
- Może chodźmy do nas? – Dems odezwała się po raz pierwszy odkąd weszła na boisko. Joe ją onieśmielał i nic nie mogła na to poradzić. Wciąż miała przed oczami to, jak prawie ją pocałował. I wciąż czuła to samo podniecenie na myśl, jak bardzo przyjemny był jego dotyk w tamtej chwili.A podobno kochasz swojego chłopaka… - Chyba, że macie lepsze pomysły, to…
- Ja mam lepszy pomysł: niech ta banda frajerów idzie gdzie chce, a ty pójdziesz ze mną. - Darren stanął za nią, kładąc ręce na jej talii. Zadrżała i wcale nie był to przyjemny dreszcz, którego powinna przecież doświadczyć.
- Co ty tutaj robisz? – Odwróciła się w jego stronę i delikatnie wyswobodziła z jego objęć. Była zaskoczona jego widokiem i ani trochę ją to nie cieszyło. Coś jest z tobą nie tak.
- Jak to co? Przyjechałem zabrać gdzieś swoją ukochaną dziewczynę. – Przyciągnął ją bliżej i pocałował mocno w usta, a za nim to zrobił spojrzał na Joe’go z triumfalnym uśmiechem. Jonas zacisnął jedynie pięści, bo nie chciał się na niego rzucić i go zabić. Miley wywróciła jedynie oczami, a Sel udała, że wymiotuje na widok przypływu czułości pana Brassa. – Chodź… - odkleił się od niej i pociągnął za rękę w kierunku jego samochodu.
- Wiesz, Darren, wolałabym jechać do domu, bo nie za dobrze się dzisiaj czuje. – Kłamała, ale nie miała wyjścia. Nie chciała nigdzie z nim jechać, bo nie chciała być z nim sama. Wtedy zawsze robił się nachalny.
- Miałaś siłę przyjść dzisiaj na to pieprzone boisko to znajdziesz ją, by jechać ze mną. – Jego głos był teraz zimny i stanowczy. Demi zawsze się go wtedy bała, bo wiedziała czym to się może dla niej skończyć. A dziś nie miała siły na kłótnię i walkę z nim. Zacisnął swoją dłoń wokół jej nadgarstka aż syknęła z bólu. – Idziemy.
- Darren puść mnie! To boli! – Krzyknęła głośniej niż chciała. Widziała, że jej bracia już szykują się, by jej pomóc, ale ruchem głowy pokazała im, że załatwi to sama. Po kilku minutach szarpaniny z chłopakiem, w końcu udało jej się wyswobodzić. – Nigdzie z tobą nie pójdę, rozumiesz?! Chcę wrócić do domu!
- Jesteś moją dziewczyną!
- Ale nie jestem twoją własnością, słyszysz?! Nie możesz traktować mnie, jak rzecz! Przyjeżdżasz, kiedy chcesz, a jak ci się znudzę to rzucasz mnie w kąt!
- A jak mamy widywać się częściej, kiedy ty wciąż spotykasz się z nimi?!
- A nie zastanawiałeś się dlaczego wolę spędzać czas z nimi? Nie?! No to ci powiem: im na mnie zależy, a tobie nie! Jesteś pieprzonym egoistą, Darren, który cały czas mnie rani!
- Za to Jonas znakomicie cię pociesza! – Spojrzał na Joe, który już cały gotował się ze złości. Czekał tylko na odpowiedni moment, by wkroczyć do akcji.
- Pewnie, że tak! Jest o wiele lepszym przyjacielem niż ty kiedykolwiek byłeś chłopakiem!
Darren zamachnął się, by uderzyć ją w twarz, ale nie zdążył. Joe rzucił się na niego i powalił na ziemię. Uderzał go pięściami po twarzy i brzuchu. Wyładowywał na nim całą swoją złość. Za dzisiejszą awanturę, za przerwany pocałunek, za to, że nie szanował Dems. Za to co było i za to co będzie. Miał ochotę go rozszarpać, ale ten idiota nie zasługiwał, by ktokolwiek gnił przez niego w więzieniu.
Demi krzyczała i prosiła, by przestali, ale za nic mieli jej błagania. Żaden nie chciał odpuścić. Miley trzymała Trevora i Patricka, którzy chcieli dołączyć do Joe’go i skopać tyłek Brassa.  Selena mocno ścisnęła Nicka za dłoń, gdy ten szykował się, by pomóc bratu, kiedy to Darren walnął go mocno w twarz.
- Przestańcie! – Demi prawie płakała. Czy oni muszą się bić? Nie znają innych metod rozwiązywania problemów? – Do jasnej cholery przestańcie! – Wykrzyczała to tak głośno, jak potrafiła.
- Robię to tylko dla ciebie, Dems. – Joe uspokoił się w jednej sekundzie. Oddychał nierównomiernie, ale czuł ogromną satysfakcję i wewnętrzny spokój, że wreszcie mógł się wyładować na tym palancie. Darren wyglądał okropnie, ale on pewnie też prezentował się nie lepiej. Chłopak podniósł się z ziemi, a Brass zaraz za nim. Darren podszedł do Dems, ale dziewczyna odsunęła się od niego.
- Chyba czas, żebyś wrócił do domu. – Powiedziała cicho, lecz stanowczo. Nawet nie zaprotestował.
Zanim jednak odszedł w stronę samochodu, zbliżył się do Jonasa i powiedział:
- Jeszcze cię dorwę… - Jonas miał ochotę napluć mu w twarz, ale nie chciał wywoływać kolejnej awantury. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem aż Brass odszedł. W ciszy patrzyli, jak odjeżdża.
- Chyba powinniśmy już wracać i zająć się tobą… Znaczy, twoimi ranami. – Demi odezwała się pierwsza, gdy po samochodzie Darrena nie pozostał już ślad.
Nie ma to, jak zabawa w pielęgniarkę, prawda Demi?


- Aua! To boli. –  I tak już od ponad dziesięciu minut wysłuchiwała jęków Joe, starając się opatrzyć jego dosyć mocno rozcięty łuk brwiowy.  Nie była to jednak łatwa sztuka, zważywszy iż chłopak wiercił się niemiłosiernie i za wszelką cenę unikał spotkania z wodą utlenioną. Jak dziecko…
Nie miała mu jednak tego za złe, gdyż akurat wobec osoby Josepha miała niespożyte pokłady cierpliwości. Zupełnie nie wiedziała skąd się to brało, po prostu nie potrafiła się na niego gniewać.  Za to Darrena miała ochotę udusić gołymi rękami.  Już od bardzo dawna nie była tak zła na nikogo. Po raz kolejny okazał się z tej zdecydowanie gorszej strony i chociaż go kochała, to nie miała ochoty widzieć go na oczy. Nie po tym co zrobił.
- Joseph siedź spokojnie! – próbowała silić się na mocny i zdecydowany ton, jednak niewiele z tego wyszło. Po raz kolejny przyłapała się na tym, że nie potrafiła być wobec niego stanowcza i konsekwentna, co gorsza zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić.
- Przepraszam Dems. – Znowu to samo. Doskonale wiedział jak odkupić u niej wszystkie swoje winy. Wystarczył jeden mały, niepozorny gest i była jego. Rzecz jasna  w czysto metaforycznym znaczeniu.  Zapewne wolałbyś, żeby było dosłownie…
-  Nie masz za co. – W tym momencie potraktowała brew Jonasa solidną dawką wody utlenionej, po czym zakleiła starannie ranę plastrem.  – Właściwie to chciałam ci podziękować za wstawienie się za mną. – Doskonale wiedziała, że w całej tej beznadziejnej sytuacji całkowita rację miał Joe, który bez wahania stanął w jej obronie.  Była mu za to bardzo wdzięczna mimo, że i tak nie obyło się bez kłótni.
- Przepraszam, naprawdę nie powinienem wdawać się z nim w dyskusje, a później mu oddawać. -  Właściwie to, wcale tak nie sądził. Można by nawet powiedzieć, że cieszył się z lania jakie spuścił Brassowi.  Tym bardziej czuł się jakoś dziwnie dobrze, że w chwili obecnej Demi nie opatruje rozbitego nosa i rozciętej wargi Darrena, tylko jest właśnie z nim.  Męska duma, czyż nie?
-  To ja powinnam cię przeprosić za niego. Wiem, zachował się jak palant i skończony dupek i jest mi za niego okropnie wstyd. Ale spróbuj go zrozumieć, po prostu ostatnio.  – Zapewne jej monolog, mający na celu usprawiedliwienie  Darrena za wszelką cenę, trwałby jeszcze dobrych kilkadziesiąt sekund gdyby nie palec wskazujący Joe,  który wylądował na jej ustach. Zamilkła w jednej chwili, po czym nim się obejrzała znajdowała się już na jego kolanach.  Podoba ci się, nie zaprzeczysz….
Z delikatnym uśmiechem na ustach wpatrywał się prosto w jej oczy. Jedną ręką przytrzymywał ją w pasie,  drugą zaś  wodził po jej ustach. Raz po raz wyznaczał nowe szklaki,  przesuwając opuszki palców po konturach jej malinowych warg. Z lubością obserwował  jej półprzymknięte powieki, malutki zgrabny nosek i ściągnięte przyjemnością rysy. Jakby starał się zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jej twarzy. Powoli przysunął swoja twarz do jej, czekając na jakąkolwiek reakcje. Nie odsunęła się od niego nawet o milimetr, co uznał za przyzwolenie do dalszego działania.  Chciała tego i tylko to się teraz liczyło. Zbliżył się jeszcze bardziej, chcąc wreszcie dokonać tego, co, tym razem,  zdawało się całkowicie nieuniknione , tradycji stało się zadość.
- Ruszcie się wreszcie bo nie zamierz… - Trevor  po szybkim wtargnięciu do kuchni zastygł w bezruchu, zupełnie nie wiedząc co zrobić dalej . W międzyczasie jego siostra jak oparzona zeskoczyła z kolan Joe, a ten wyżej wymieniony, zupełnie zdezorientowany, wbił wzrok w podłogę. Demi wyglądała na całkowicie przerażoną faktem przyłapania ich na gorącym uczynku natomiast Jonas  jedynie wpatrywał się w nią z chytrym uśmiechem. Trevor zaś po raz pierwszy pożałował swojego, jakże doskonałego wyczucia czasu. – Jak skończycie to do nas dołączcie. – wydukał niepewnie zupełnie zdezorientowany i jak najszybciej opuszczając pomieszczenie, zostawił ich samych.
Jak nie do trzech, to do ilu razy do cholery?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz