sobota, 7 lipca 2012

Rozdział XI


- Demi, Demi, Demi, prooooszę! – Selena złożyła ręce w błagalnym geście, próbując przekonać przyjaciółkę, by poszła z nią na mecz, jaki bliźniaki organizowali z Jonasami. Niby nie zależało jej jakoś bardzo, żeby iść, a ale z drugiej strony chciała. I nie robiła tego dla Nicka. Chciała pomóc Dems w przejrzeniu na oczy. A taki mecz to była idealna okazja. 
- Nie marudź, Sel. Dobrze wiesz, że sport mnie nudzi. – Demi próbowała skupić się na kolejnym wypracowaniu z historii, ale marnie jej to szło. Pokłóciła się z Darrenem o kolejną głupotę, unikała Joe od czasu ich kolejnego prawie pocałunku, a Sel zrzędziła od ponad godziny. – Nie pójdę i koniec tematu.
- No, ale co ci szkodzi? Powinnaś się cieszyć, bo będziesz miała okazję spotkać się z Joe i porozmawiać z nim. – I robić inne ciekawe rzeczy, na jakie przyjdzie wam ochota, pomyślała, ale nie wypowiedziała na głos, by nie oberwać od Demi jakąś ciężką książką. 
- Po pierwsze to jeśli chcę z nim porozmawiać to dzwonię do niego albo spotykam się z nim w jakimś innym miejscu niż boisko. A po drugie to… to mam dużo nauki i nie mogę tracić czasu na głupoty. 
- A nie chciałabyś go zobaczyć bez koszulki? Przyznaj, że byś chciała. No chyba, że to dla ciebie widok powszedni i już przywykłaś… 
Demi zarumieniła się i schyliła głowę, by Selena tego nie zauważyła. Czasami miała takie sny, w których Joe nie miał koszulki. I spodni też. Właściwie to nic na sobie nie miał. Wstydziła się tych snów, ale nie miała na nie większego wpływu. 
- Nie chciałabym, bo  – zaczęła po chwili, układając sobie wcześniej w myślach, co chce powiedzieć – mam chłopaka, jakbyś zapomniała, a Joe nie pociąga mnie zupełnie, jako facet. – Hipokrytka! 
- Wcale? – Selena zaczęła grzebać w torebce, próbując znaleźć telefon. Musiała użyć najsilniejszego argumentu. 
- Wcale. – Hipokrytka do kwadratu!
- No to zobacz sobie to. – Pokazała jej zdjęcie, które zrobiła w czasie, gdy Joe został z nią na noc. – Wyglądacie razem słodko, dwa gołąbeczki. I wybacz, że to mówię, ale wtulona w niego nie wyglądasz, żeby cię nie pociągał, jako facet. 
Demi była zdziwiona, patrząc na to zdjęcie. Myślała, że oprócz niej i Joe’go nikt o tym nie wie. Jak widać myliła się. Po raz kolejny z resztą.
- To jeszcze o niczym nie świadczy. – Próbowała się ratować, ale marnie jej to szło. Patrząc na to zdjęcie, każdy kto ich nie zna, wziąłby ich za zakochanych w sobie ludzi. 
- Obie dobrze wiemy, że nie masz racji. – Selena dobrze się bawiła, widząc zakłopotaną minę przyjaciółki. – I wiemy też, co zrobisz…
- Pójdę na mecz, bo inaczej opublikujesz gdzieś to zdjęcie. – Znała Selenę od lat i wiedziała do czego jest zdolna. A po za tym nie chciała, by Darren je zobaczył.
- Grzeczna dziewczynka. Ale naprawdę wyglądacie tu słodko. Joe trzyma cię w objęciach, jak jakiś super bohater…
- Och, zamknij się już! 

Na meczu może wiele się wydarzyć…

Od przeszło dziesięciu minut wraz z Nickiem czekali na Patricka i Trevora na płycie boiska, niedaleko domostwa rodziny Lovato. Może sam Joseph nie był szczególnym fanem uprawiania sportów wyczynowych przy trzydziestostopniowym upale, jednak po długich namowach zgodził się na pomysł chłopaków. Ostatnimi czasy brakowało mu okazji do spożytkowania swojej energii w jakimś pozytywnym celu, więc uznał to za dobry sposób. 
Miał nadzieje że choć trochę uda mu się przy tym zrelaksować i zapomnieć o istnieniu pewnego intruza, którego od kilku dni szczerze ledwo tolerował. Mimo, iż nie lubił rozwiązywać jakichkolwiek konfliktów siłą, to na sam widok szanownego pana Brassa dostawał białej gorączki. Resztkami sił powstrzymywał się, by nie skancerować mu tej jego szpetnej gęby. I wcale nie chodziło mu o jego pieprzone wyczucie czasu sprzed kilku dni, ani też o to że był zazdrosny. Co to, to nie.
Jesteś tego w stu procentach pewien, Joe?  
Był tak zajęty wymyślaniem kolejnych jakże twórczych epitetów dotyczących Brassa, że stracił dosłownie kontakt z rzeczywistością. Nie zauważył nawet pojawienia się Trevora i Patricka, którzy to zjawili się na miejscu z malutkim spóźnieniem. 
- No to co chłopaki, zaczynamy? – Spytali równo, co z resztą bardzo często im się zdarzało. Nick ochoczo skinął głową, lecz jego starszy brat zdawał się zupełnie nie słyszeć pytania. Wpatrywał się tylko tępo w przestrzeń nie zwracając uwagi na nic i nikogo wokół. Z resztą coraz częściej mu się to zdarzało. 
- Ej, śpiąca królewno wracamy do żywych. – powiedział już trochę głośniej Trevor, uderzając go lekko w tył głowy. Zadziałało. – Przestań tak ciągle myśleć o naszej siostrze bo to jest chore. – Uśmiechnął się wrednie, podając mu piłkę. 
- Macie zamiar grać, czy siedzieć na ławce i plotkować jak te stare baby w spożywczym przez cały dzień?- Spytał lekko podenerwowany, jak gdyby nie słysząc ostatniej uwagi Treva. Od ostatnich wydarzeń pomiędzy nim i Demi minął niespełna tydzień, a oni nie odezwali się do siebie nawet słowem. I mimo, że nadal był na nią zły, to jedno musiał przyznać. Cholernie za nią stęsknił.
Chłopaki jego zachowanie skwitowali jedynie cichym śmiechem. Joe zawsze zachowywał się tak, kiedy tylko wspominali cokolwiek o swojej siostrze. Zawsze starał się jak najszybciej skończyć temat i zająć się czymś innym, byleby nie rozmową na tematy związane z Demi. W jego przypadku była to całkowita norma. 
Przez jakiś czas jeszcze odpoczywali na ławeczce, tu przy linii bocznej boiska przyglądając się Josephowi. Biegał po całym boisku jak opętany, raz po raz starając się trafić do kosza. Niestety jednak dla niego z marnym skutkiem. W końcu zgodnie dołączyli do starszego Jonasa. 
- No to, zaczniemy wreszcie? – Spytał nadal siłując się z trafieniem do kosza i nawet nie zaszczycając ich spojrzeniem. Upór z jakim próbował osiągnąć cel był godny podziwu, ale brak mu było szczęścia.
Albo chociaż chwili skupienia bez myślenia o niej…

 
Może i na początku Demi nie była zbyt pozytywnie nastawiona co do pomysłu Seleny, jednak teraz  odeszło to w niepamięć. Siedziały na trybunach od jakichś trzydziestu minut i pomimo żaru, dosłownie lejącego się z nieba było całkiem przyjemnie. Naprawdę miło było jej spędzić trochę czasu z całą paczką przyjaciół, gdyż ostatnio nie miała do tego zbyt wielu okazji. Nawet napięta sytuacja pomiędzy nią a Joe, po wydarzeniu sprzed tygodnia zdawała się powoli odchodzić w zapomnienie. Zupełnie jakby nigdy nic się nie stało. 
A chciałabyś żeby coś się wtedy stało? 
Siedziała pomiędzy  Miley i Seleną, starając się choć w niewielkim stopniu uczestniczyć w ich ożywionej konwersacji. Niewiele jednak dawały jej starania, gdyż jej uwagę cały czas odwracały zdecydowanie ciekawsze rzeczy dziejące się na boisku. I nie miało to bynajmniej w żadnym stopniu nic wspólnego z toczonym tam meczem. 
Nie była szczególną fanką koszykówki z resztą tak samo jak innych sportów i niezbyt interesowała ją rywalizacja chłopaków. Znalazła jednak w całej tej sytuacji jedną rzecz, która przypadła jej do gustu. Mianowicie Joseph. Może i nie było to normalne zachowanie wobec zwykłego przyjaciela, mimo wszystko odkąd tylko z dziewczynami dotarły na miejsce nawet razu nie spuściła z niego wzroku. Czyli kim właściwie dla ciebie jest Joe
Na to pytanie również sama chciałaby znać odpowiedź. Oczywiście oficjalna wersja, którą znali jej bracia, dziewczyny i Nick wyrażała całkowitą jasność co do łączących ich relacji, jednak sama Demi miała co do tego niewielkie wątpliwości. W końcu po raz kolejny o mało co nie pocałowała Joe. To zdecydowanie nie pasowało do wizji zwykłych przyjaciół, chociaż trudno było jej się do tego przyznać. 
- Dems, co powiesz na małą rundkę po sklepach, kiedy mecz się skończy? – Spytała uśmiechnięta jak nigdy Selena. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor, którego chyba nikt ani nic we wszechświecie nie potrafiłby zepsuć. – Demi?! – Spróbowała raz jeszcze, trochę głośniej  jednak nie uzyskała żadnej odpowiedzi. 
- Nie warto się męczyć, nawet jeżeli wykrzyczałabyś jej to wprost do ucha nie usłyszałaby. Wyłączyła się jakieś dwadzieścia minut temu. – Zaśmiała się  po raz kolejny przyglądając się Demi, śledzącej dosłownie każdy najmniejszy ruch Josepha, który właśnie rzucał gdzieś w kierunku linii bocznej swoją mokrą od potu koszulkę. 
- Coś mi się zdaje, że Jonasi mają marne szanse na wygraną. – odpowiedziała Selena przyglądając się uważnie Dems i całkowicie rozkojarzonemu Josephowi wpatrującego się w jej przyjaciółkę. Chociaż nie był to widok szczególnie dziwny, można by nawet powiedzieć, że w ich przypadku zupełnie normalny. 
- A ja myślę, że masz całkowitą rację. – Zaśmiała się głośniej widząc jak po raz kolejny rozkojarzony Danger daje się bez walki minąć Patrickowi. 

Naprawdę Joey, naprawdę? 
- Joe obudź się do jasnej cholery! – Wykrzyczał praktycznie wprost do jego ucha Nick. Obecność Demi wyraźnie szkodziła jego koncentracji. 
- To co, zgadzasz się na warunki zakładu? – spytali równo bliźniacy, uśmiechając się diabolicznie. Doskonale wiedzieli, iż Joseph zupełnie nie wiedział o czym mówili, co z resztą bardzo im odpowiadało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz