- Jak to „nie przyznane”?! –
Selena wymachiwała listem, w którym oznajmiono jej, że więcej nie ma co liczyć
na stypendium naukowe. Kobiety pracujące w sekretariacie spojrzały na nią, a
później po kolei na siebie aż w końcu jedna z nich wstała i podeszła do niej,
biorąc od niej pismo i czytając uważnie.
- Szkoły na razie nie stać na
stypendia, więc zostały one wstrzymane na czas nieokreślony. – Zaczęła po
chwili znudzonym tonem, jakby informowała ludzi w kinie, w którym rzędzie mają
usiąść.
- Ale pani nic nie rozumie! Ono
jest mi potrzebne do życia! – I wcale tutaj nie przesadzała. Dzięki niemu
funkcjonowała w miarę normalnie i nie musiała pracować. Teraz chyba nie będzie
miała wyjścia.
- Rozumiem to skarbie, ale musisz
to przeboleć. Rodzice dadzą ci trochę większe kieszonkowe i po sprawie. –
Selena zacisnęła wargi, by nie odgryźć się tej nic nie rozumiejącej kobiecie
czymś o jej za dużym tyłku w zbyt obcisłych spodniach. Zamiast tego wzięła list
i bez pożegnania wyszła z gabinetu, trzaskając drzwiami. I chociaż bardzo
starała się być silna, nie wytrzymała i zanim zdążyła się zorientować, płakała,
jak dziecko.
A niech was wszystkich szlag…
Nick wszedł do kawiarni i
pierwszym, co mu się rzuciło w oczy była ona. Siedziała pochylona nad pustą
filiżanką i łzy spływały jej po policzkach. Coś, czego nie mógł racjonalnie
wytłumaczyć mocno ścisnęło go w środku i nie chciało puścić. Próbował odwrócić
wzrok, ale nie potrafił. Miał dobrą okazję, by oddać jej naszyjnik, ale uznał,
że to ani miejsce ani czas na to.
- Mandy, wiesz czemu tamta
dziewczyna płacze? – Spytał starej właścicielki przytulnej kawiarni. Znał ją
już od lat. Jako mały chłopiec, przychodził tu z rodzicami i Joe i do tej pory
lubił tu zaglądać, by pozbierać myśli.
- Nie, ale siedzi tak już od
kilku godzin.
Nick pomyślał, że pewnie Owen
znów ją wystawił do wiatru i dlatego teraz zalewa się łzami. Niektórzy to
naprawdę nie mają problemów. Jakaś dziwna siła pchnęła go w jej kierunku. Nie
wiedział czemu, ale podszedł do jej stolika.
- Świetnie, jeszcze
ty mnie dobij w tym cudownym dniu. – Zauważyła go już, gdy wszedł do
kawiarni, a później kątem oka obserwowała, jak rozmawia z tą staruszką.
Myślała, że ją zignoruje, a on oczywiście zrobił jej na złość i przylazł do
niej, by ją dręczyć swoimi złośliwymi uwagami. – Czego chcesz?
Nie odpowiedział, a tylko podał
jej chusteczkę. Wytarła oczy i nos, ale wciąż patrzyła na niego z zaciętą miną.
- Poważnie Jonas, czego chcesz?
- Pomyślałem, że moglibyśmy
zawrzeć rozejm.
Selena popatrzyła na niego, jak
na kogoś chorego umysłowo. Czy ten pieprzony Jonas zaproponował jej właśnie
zakopanie wojennego topora czy może się przesłyszała?
- Po co? – Wkurwianie tego
narcystycznego egoisty i prostaka skutecznie poprawiało jej humor i nie chciała
z tego rezygnować. Mógłby poprawiać ci humor w inny sposób.
- Po pierwsze to jest mi ciebie
żal, bo siedzisz taka zapłakana i wszyscy się na ciebie gapią, a po drugie
moglibyśmy chociaż spróbować się zaprzyjaźnić. Jak Demi i Joe.
- Nigdy nie będziemy przyjaźnić
się tak jak Demi i Joe, bo nam na sobie nie zależy, a im tak i to bardzo.
- To zawrzyjmy
dwudziestoczterogodzinną ugodę i pobawmy się w przyjaciół. – Wyciągnął do niej
rękę. Sam nie wiedział czemu to robi. Jak w większości przypadków, które
dotyczyły jej. – Masz coś do stracenia?
Chwyciła jego dłoń. Nie miała nic
do stracenia. Może będą udawać a może nawet będzie się dobrze bawić. Po
dzisiejszym dniu i tak nie mogła spodziewać się już nic gorszego.
A noc zapowiada się interesująco.
Siedzieli na masce jego
samochodu, gdzieś na parkingu, jedząc frytki i nie odzywając się do siebie.
Selena zastanawiała się, jak odda mu pieniądze, skoro była mu winna już ponad
sto dolarów, wliczając w to, tamtą nieszczęsną noc i taksówkę, za którą
zapłacił. Nick natomiast cały czas patrzył na nią, zastanawiając się, co ma
powiedzieć. Nic o niej nie wiedział, oprócz tego, że jest głośna, złośliwa i
irytująca. A to chyba nie najlepszy temat na rozpoczęcie rozmowy.
- To przez Owena, tak? – Zaczął
po chwili, mając dość tej przytłaczającej ciszy. – Przez niego płakałaś? –
Dodał, kiedy zobaczył, że ona nie bardzo rozumie o co mu chodzi.
- Nie płaczę przez facetów, bo
żaden nie jest tego wart. – Odpowiedziała nie zbyt przyjaznym tonem. – Tym
bardziej taki dupek, jak Owen.
- To w takim razie co się stało?
Nie odpowiedziała mu od razu.
Odgarnęła włosy z czoła, a on stwierdził, że jest ładniejsza niż mu się do tej
pory wydawało, a jej twarz jest mniej ździrowata niż myślał.
- Odebrano mi stypendium naukowe,
bo podobno szkoły na to nie stać. Nie jestem tak pusta, jak ci się wydaje. –
Powiedziała, kiedy spojrzał na nią zszokowany.
Pozytywnie go zaskoczyła. Nigdy
by się po niej tego nie spodziewał. Nie przypominała typowego kujona, a jednak.
- No wiesz, ale to chyba nie jest
koniec świata.
- Może dla ciebie, bo wozisz się
sportowym samochodem i nie martwisz o nic, ale dla mnie to wiele. – Nie chciała
być wredna, ale chłopak, który mieszka w wielkim domu i dostanie się na
najlepsze uczelnie ma już zapewnione za samo nazwisko. Co on może wiedzieć o
prawdziwym życiu? – Nie wiesz, co to problemy.
- Dobrze wiem, co to problemy, a
ty nie udawaj tak bardzo doświadczonej przez życie panienki, bo twoja sukienka
mówi o tobie raczej co innego.
Piorunowali się przez chwilę
wzrokiem i żadne nie chciało odpuścić. Selena spodziewała się, że tak się to
skończy. Po prostu nie mogli się znieść i nic tego nie zmieni. Odwróciła się na
pięcie i miała zamiar odejść, ale złapał ją za ramię i przytrzymał.
- Chyba zgłupiałaś, że chcesz
wracać sama o tak późnej porze! Tu jest niebezpiecznie!
- To nie jest twoja sprawa!
Jestem duża i potrafię o siebie zadbać!
- Nie udawaj, że jesteś taka
odważna, bo i tak ci nie uwierzę!
Szarpała się z nim przez chwilę,
aż wreszcie udało jej się wydostać spod jego silnego uścisku. Odeszła znów, ale
dogonił ją i chwycił ponownie, tym razem za nadgarstki. Zmusił ją, by na niego
spojrzała.
- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć,
że chcesz mnie zgwałcić!
- Chciałabyś!
- W twoich snach! – Chciała się
wyrwać, ale był za silny. – Pomocy! Na pomoc! – Zaczęła krzyczeć najgłośniej,
jak potrafiła.
Później wszystko potoczyło się
błyskawicznie. Nick przyciągnął ją bardzo blisko do siebie, tak blisko, że czuł
jak bije jej serce. Spojrzał na jej usta i nie wiele myśląc,
pocałował ją. Nie opierała się. Rozluźnił uścisk a ona zarzuciła mu ręce na
szyje. Całował ją zachłannie, szaleńczo, z pasją, jakby całowanie jej było
najbardziej naturalną rzeczą w jego życiu. Żadna dziewczyna nie doprowadzała go
do szaleństwa, tak jak ona to robiła za każdym razem, samą swoją obecnością.
- Odwiozę cię do domu.
– Wyszeptał, trzymając jej twarz w swoich dłoniach i stykając ich
czoła razem.
- Do Demi. Zawieź mnie do Demi. –
Czy ona właśnie całowała się z tym burakiem i narcyzem? W głowie wciąż jej się
kręciło i nie była w stanie sklecić dłuższego zdania, a nogi się pod nią
uginały. Pocałowała Jonasa. Pocałowała kogoś do kogo czuła obrzydzenie.
Pocałowała go i było jej z tym dobrze, choć sama nie wiedziała czemu.
To się chyba nazywa zakochanie,
nie sądzisz?
Praktycznie od samego rana
siedziała w domu całkowicie sama. Dziewczyny miały trochę spraw do załatwienia,
nawet bliźniacy gdzieś wyparowali. Ona natomiast siedziała sama wpatrując się
tępo w ekran swojego telefonu. I wbrew pozorom nie czekała na telefon od
Darrena. Do tego że czasem nawet całymi tygodniami nie odzywał się ani słowem
zdążyła się już przyzwyczaić.
Tak jak i do jego późniejszych głupich wymówek.
Tak jak i do jego późniejszych głupich wymówek.
Od samego rana czekała tylko na
jakąkolwiek wiadomość lub telefon od Joe. Swoją drogą zaczynała się
powoli trochę o niego martwić. Zawsze najwcześniej jak tylko mógł dzwonił lub
pisał. Stało się to dla nich pewnego rodzaju tradycją. Dzisiaj jednak
telefon od samego rana milczał, a było już grubo popołudniu. I może było to trochę
dziwne z jej strony, jednak stęskniła się za jego ciepłym głosem, mimo iż od
ich ostatniej rozmowy nie minęła nawet doba. W końcu wybrała numer i nacisnęła
zieloną słuchawkę.
- Cześć Joe. - Odezwała się,
kiedy po upływie kilku sygnałów raczył odebrać telefon. Poczuła przyjemne
ciepło kiedy odpowiedział jej tym samym. Zupełnie nie potrafiła wyjaśnić
dlaczego tak się działo, jednak jego głos dzisiaj tak przyjemnie zachrypnięty
potrafił błyskawicznie ją pocieszyć i uspokoić.- Może moglibyśmy spotkać się
dzisiaj, pogadać. Co ty na to?- Miała dzisiaj ogromną ochotę z nim
spotkać.
- Bardzo cię przepraszam Dems,
ale dzisiaj nie dam rady.- Od czasu wczorajszej rozmowy nie miał zbytniej
ochoty na kolejne takie tematy.- Bierze mnie chyba jakieś choróbsko i nie chcę
załatwić się jeszcze gorzej, albo jeszcze zarazić ciebie.- Nie lubił jej
okłamywać, ogólnie nie pochwalał krętaczy i nałogowych kłamców, jednak dzisiaj
nie potrafił inaczej.
- Szkoda. Miałam nadzieję, że
pogadamy sobie dzisiaj trochę.- Dosłownie widział jej zawiedzioną minę, której
z reszta tak nie lubił. Nie cierpiał kiedy była smutna, a dziś sam do tego
doprowadził. Nieładnie Joe, nieładnie…
- No nic. Następnym razem
nadrobimy dzisiejszy stracony czas.
- W takim razie do usłyszenia.
Wracaj do zdrowia, Joe.- Mimo iż było jej trochę przykro, to na sam wydźwięk
jego imienia uśmiechnęła się.
- Do usłyszenia, Dems.
Mimo, iż upewniła się, że z nim
wszystko w porządku nadal jednak odczuwała jakąś wewnętrzną potrzebę zobaczenia
się z nim. Nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie mogła wytrzymać
nawet jednego dnia bez jego towarzystwa, jego głosu, uśmiechu i tych cudownie
brązowych oczu i…
Chyba powinnaś przestać, w końcu masz chłopaka…..
Chyba powinnaś przestać, w końcu masz chłopaka…..
Nie potrafiła się powstrzymać, po
prostu nie mogła. Musiała go odwiedzić. Szybko ubrała swój ulubiony szary
sweterek, znalazła torebkę i w efekcie po pięciu minutach była gotowa do
wyjścia. Na zewnątrz było pogodnie i ciepło dlatego zdecydowała się spacerem
pokonać te kilka przecznic, które dzieliły ją od domu chłopaków. Kochała lato i
wielogodzinne przebywanie na świeżym powietrzu. Gdyby tylko mogła, spędzałaby
na dworze całe dnie. Odkąd była małym szkrabem marzyła o malutkim domku nad
morzem i o codziennych spacerach plażą. Na razie jednak jej marzenia musiały
trochę poczekać. Postanowiła, że najpierw skończy szkołę i studia, jednak
dołoży wszelkich starań aby spełnić to dziecięce marzenie.
W końcu po kilku minutach stanęła
przed drzwiami domu Josepha. Zanim jednak nacisnęła przycisk dzwonka, dobre
kilka minut zastanawiała się co odpowie mu, kiedy spyta się o powód jej
przyjścia. Wreszcie jednak pojęła decyzję i nacisnęła przycisk, oczekując, aż
ktoś otworzy jej drzwi. Nie musiała długo czekać, gdyż chwilę później w głębi
mieszkania kroki, a po krótkim czasie zza drzwi wychylił się wyraźnie
zaskoczony chłopak.
- Dems, co ty tu robisz? - Była
dzisiaj ostatnią osobą, którą spodziewał się dziś zobaczyć w progu swojego
domu. Mimo wszystko jednak, w jakiś dziwnie niewytłumaczalny sposób uciesz go
jej widok.
- Wpadłam na chwilę bo
naprawdę chciałabym z tobą porozmawiać i jakoś nie mogłam z tym poczekać.-
Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, czym całkowicie nieświadomie poprawiła mu
humor.
- W takim razie może wejdziesz do środka?- spytał posyłając jej szarmancki uśmiech. Swoją drogą musiała przyznać, że dziś wyglądał wyjątkowo przystojnie. Dwudniowy zarost i lekki nieład na głowie naprawdę mu pasowały. Mimo wszystko jednak w żadnym stopniu nie wyglądał na szczególnie chorego.
- W takim razie może wejdziesz do środka?- spytał posyłając jej szarmancki uśmiech. Swoją drogą musiała przyznać, że dziś wyglądał wyjątkowo przystojnie. Dwudniowy zarost i lekki nieład na głowie naprawdę mu pasowały. Mimo wszystko jednak w żadnym stopniu nie wyglądał na szczególnie chorego.
Bez słowa oboje ruszyli w
kierunku salonu, zahaczając jeszcze po drodze o kuchnię zabrali ze sobą dwie
szklanki soku pomarańczowego. Przez cały ten czas i następne pół godziny
panowała między nimi niezręczna cisza, przerywana jedynie przez żywiołowego
komentatora relacjonującego wydarzenia z meczu, który akurat leciał w
telewizji. On bezwiednie wpatrywał się w ekran, za wszelką cenę chcąc uniknąć
wszelkich niewygodnych pytań. Nadal czuł się niezręcznie po ich wczorajszej
wieczornej rozmowie. Ona zupełnie nie wiedziała jak ma rozpocząć jakąkolwiek
konwersacje. Pierwszy raz odkąd się poznali, żadne z nich nie potrafiło zacząć
rozmowy. W końcu jednak nieznośną dla obojga ciszę postanowiła przerwać
szatynka.
- Joe, czy ty jesteś na mnie
zły?- Spytała, skupiając na sobie uwagę bruneta. Przez chwilę wyraźnie
zastanawiał się co jej odpowiedzieć. Czyli jednak jest zły….
- Nie, nie jestem na ciebie
zły. Skąd ten pomysł?- Tym razem nie skłamał. Może i był zły, ale nie na nią.
Od zakończenia wczorajszego połączenia, jedyną osobą, którą miał teraz ochotę
dosłownie rozszarpać był Darren. W końcu ten idiota nie zasługiwał na
nią, w nawet najmniejszym stopniu. Demi potrzebowała czułego i kochającego
faceta, a nie bezczelnego damskiego boksera. Takiego jak… Jak ty,
Joe?
- Bo od wczorajszej rozmowy
zachowujesz się tak inaczej, unikasz mnie.- W tym momencie jej oczy posmutniały
wyraźnie, co błyskawicznie wychwycił Joseph.
- Przestań Dems. Przecież cię nie
unikam.- Uśmiechnął się lekko. Nie znosił patrzeć na to jak się smuci.
Delikatnie palcami podniósł jej podbródek, patrzyła mu prosto w oczy.- A
teraz uśmiechnij się, bo nie lubię patrzeć na to jak jesteś smutna.
Dziewczyna momentalnie wysłuchała
jego prośby i już po chwili mógł oglądać jej wspaniały uśmiech. Mimo to jednak
nie odsunął się od niej na milimetr, ani nie zabrał ręki którą podtrzymywał jej
podbródek. W jednym momencie zapragnął dokończyć to, co przerwano im ostatnim
razem, w kinie. Poczuć smak jej warg na swoich, mieć ją chociaż kilka chwil
tylko dla siebie, nie obawiając się, że tym razem ktoś znów im
przeszkodzi.
Przez chwilę jeszcze wpatrywali
się sobie w oczy, zupełnie nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół.
Oboje wiedzieli co zaraz miało się stać i chcieli dokończyć, to co niedawno im
przerwano. Wreszcie Joseph pochylił się delikatnie w kierunku Demi. Ta jedynie
zamknęła oczy i czekała z niecierpliwością na jego kolejny ruch. Jemu z
kolei nie spieszyło się zbytnio i dosyć powoli kierował się do celu. Najpierw
delikatnie zaczął muskać policzek, żeby później powoli jednak skutecznie przesuwać
się ku ustom przyjaciółki. Wreszcie po kilku sekundach dotarł do zamierzonego i
tak upragnionego miejsca. W momencie kiedy miało nastąpić, co wydawało się już
nieuniknione i niesamowicie przez nich wyczekiwane, kiedy ich usta dzieliły
dosłownie ułamki milimetra, o swoim istnieniu dał znać telefon szatynki.
- Ile razy można?- Wyszeptał w
usta dziewczyny poirytowany Joe. Demi momentalnie odsunęła się od niego, po
czym zaczęła nerwowo szukać wydającego dźwięki przedmiotu. Jednak nie była to
rzecz prosta, zważając na zawartość jej torebki i ręce, które trzęsły jej się
niemiłosiernie. W końcu jednak udało jej się wydostać telefon.
- Przepraszam Joe, naprawdę
przepraszam, ale muszę odebrać.- Powiedziała najciszej jak potrafiła, patrząc w
kierunku mocno zawiedzionego tym faktem Josepha. Chociaż w sumie trudno było mu
się dziwić.- Miło cię znowu słyszeć, Darren….- dalszej części rozmowy już nie
doczekał, gdyż z prędkością światła wypadł na taras z hukiem trzaskając
drzwiami. Cała ta romantyczna atmosfera, którą starał się stworzyć poszła z
dymem. Po raz kolejny.
Pieprzone szczęście, pieprzony
telefon, pieprzony Darren!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz