sobota, 7 lipca 2012

Rozdział VIII


Demi od ponad pół godziny przyglądała się, jak jej chłopak szalał na parkiecie ze znajomymi. Nie tak wyobrażała sobie ich randkę. Dawno się nie widzieli, więc myślała, że spędzą ten wieczór sami w jakimś zacisznym i spokojnym miejscu, a nie w podrzędnym klubie z jego przyjaciółmi. W kącikach oczu zaczęły zbierać się jej łzy, ale zwalczyła w sobie chęć rozpłakania się, by nie stracić resztek godności, jakie jej zostały. Nie lubiła takich miejsc i on dobrze o tym wiedział, ale kolejny raz pokazał, że w ogóle nie liczy się z jej zdaniem. Spojrzała na zegarek. Było już późno, a ona umówiła się na nocowanie u Miley razem z nią i Seleną. Chciała tam się, jak najszybciej znaleźć i iść spać. Przecisnęła się przez tłum tańczących ludzi i podeszła do Darrena. Zauważyła, że wypił już kilka drinków i robił się co raz bardziej pijany. Chwyciła go za rękaw i poprowadziła w głąb sali.
- Co jest? – Spytał, przybliżając się do niej. Położył dłonie na jej talii i zaczął kierować nimi co raz niżej. Zadrżała od jego dotyku i nie były to przyjemne dreszcze.
- Chcę wrócić do domu. – Próbowała się od niego odsunąć, ale trzymał ją bardzo mocno. Nie lubiła, gdy był pijany, bo stawał się wtedy strasznie nachalny.
- Już? Dopiero zaczęliśmy się bawić… - Wyszeptał jej do ucha i znowu poczuła te niemiłe dreszcze na skórze.
- Przestań! – Wyrwała się z jego objęć, kiedy jego dłonie zaczęły niebezpiecznie błądzić po pośladkach dziewczyny.
- Wyluzuj, Dems. – Chciał pogłaskać ją po policzku, ale się odsunęła. – Mogłabyś czasami pozwolić mi się zabawić.
- Nie lubię, kiedy tak się zachowujesz. – Może i była chłodna w stosunku do niego, ale nie potrafiła się bardziej otworzyć. – Rozmawialiśmy o tym nie dawno, pamiętasz?
- Rozmowa jest rozmową, a potrzeby potrzebami. – Zrobił krok w jej stronę. – Jeśli mnie naprawdę kochasz to powinnaś o tym wiedzieć.
- Nie prawda! – Zaprotestowała, odsuwając się od niego. – Joe mówi, że jak się kogoś kocha, to się szanuje jego decyzje! – Pożałowała tych słów bardzo szybko. Darren nienawidził, kiedy wspominała swojego najlepszego przyjaciela. Zawsze wtedy robił się zły. Zobaczyła, że poczerwieniał na twarzy ze złości.
- Święty pan Jonas wie wszystko najlepiej, tak?! – Ścisnął ją mocno za nadgarstki aż zajęczała z bólu. – A może puszczasz się z nim?!
- Darren puść mnie! – Próbowała mu się wyrwać, ale z każdym jej ruchem jego dłonie zacieśniały się mocniej. – Joe jest moim najlepszym przyjacielem! Szanuje mnie i nigdy nie zaciągnąłby mnie do łóżka!
- Czy ty naprawdę jesteś ślepa i nie widzisz, jak on się ślini na twój widok?!
- Nie przesadzaj! Traktuje mnie normalnie, jak koleżankę! – Nie wspomniała mu o tym, że spali razem u niej w domu, bo uznała, że nie warto tego rozpamiętywać. I tak się więcej nie powtórzy.
- Koleżankę, którą ma ochotę przelecieć!
- On nie jest taki, jak… – Naprawdę w to wierzyła. Należał do facetów, którzy nie myśleli o dziewczynach tylko w jednej kategorii.
- Jak? – Przesunął uścisk wyżej, na jej ramiona. – Jak?! – Potrząsnął nią mocno, kiedy mu nie odpowiedziała.
- Jak ty! – Wyrwała mu się w końcu i jak najszybciej wybiegła z klubu. Usiadła na chodniku i rozpłakała się. Wszystko poszło nie tak dzisiejszego wieczoru. Chciała, by ktoś skutecznie poprawił jej humor. I mogła to zrobić tylko jedna osoba. Joe. Wygrzebała telefon z torebki i wybrała jego numer. Odczekała kilka sekund aż usłyszała jego głos. Poczuła ciepło rozchodzące się okolicach brzucha, ale zignorowała to.
- Cześć, Joe. Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale miałam kiepski wieczór i chcę wrócić do domu. – Gula w gardle urosła jej do niewyobrażalnych rozmiarów, gdy zaniepokojony zapytał co się stało. – Nic wielkiego. Idealny wieczór zamienił się w koszmar. Stoję przed tym nowym klubem w Beverly Hills. – Uśmiechnęła się do telefonu, kiedy powiedział jej, że zaraz będzie. – Do zobaczenia!
A teraz koszmar zamieni się w bajkę. 


Siedział  na tarasie  bezwiednie patrząc się w przestrzeń. W rękach trzymał wisiorek, który wczoraj znalazł na podłodze swojego samochodu.  Cały czas zastanawiał się co z nim zrobić. Wiedział, że powinien go oddać, jednak nie miał ochoty na kolejne spotkanie z jego właścicielką. Nie należał do ludzi lubiących ostre wymiany zdań, ale Selena po prostu doprowadzała go do szewskiej pasji. Dlaczego on za każdym razem szukała okazji do kolejnej kłótni? 
To pytanie cały czas nie dawało mu spokoju. Starał się unikać jej towarzystwa, jednak jakimś dziwnym przypadkiem za każdym razem na nią wpadał. W sumie mieli wspólnych znajomych, więc to nie był zbytnio dziwne, ale sytuacja na parkingu, była czymś o czym chciał jak najszybciej zapomnieć. Za każdym razem, kiedy przed oczami stawała mu ta feralna scena, robiło mu się gorzej. Czuł odrazę zarówno do niej jak i Owena. Jednak z drugiej strony było mu jej trochę żal. Pewnie nadal łudziła się, że do niej oddzwoni. Była naprawdę naiwna. W końcu jednak w takich tylko gustował jego kumpel.
W końcu zdecydował, ze odda jej go osobiście. Jednak nie dziś.  I tak pewnie nawet nie zorientowała się, że go zgubiła. Była zbytnio zajęta ciągłymi próbami skontaktowania się z Owenem. Nie żeby był zazdrosny czy coś. Po prostu wolał odłożyć ta wizytę na możliwie jak najpóźniejszy termin. Nie miał ochoty na kolejną kłótnię. Wstał z zajmowanej wcześniej ławki po czym ruszył w stronę auta, przedtem chowając zgubę w kieszeni spodni. Miał ochotę spędzić miły wieczór z kumplami z dala od wszelkich dziewczyn. A w szczególności tej jednej.
Mówią, że nikt nigdy nie zrozumie kobiet, a czy ktoś kiedykolwiek próbował zrozumieć niezdecydowanego faceta? 


- Demi dzisiaj nie będzie. – Miley odłożyła telefon i usiadła na łóżku obok Seleny. Wszystkie trzy miały nocować u panny Cyrus.
- Stało się coś? – Czarnowłosa oderwała się na chwilę od swojej komórki i spojrzała z zaciekawieniem na przyjaciółkę.
- Pokłóciła się z Darrenem i Joe zaprosił ją do kina. – Miles ucieszyła ta wiadomość. To znaczy współczuła Dems kolejnej szarpaniny z Brassem, ale dzięki temu dziewczyna miała okazję spędzić trochę czasu z kimś, komu naprawdę na niej zależało. Od dawna powtarzała, że w życiu nic nie dzieje się bez przyczyny.
- No to mam nadzieję, że będzie ją pocieszał długo i intensywnie. – Sel bardzo kibicowała tej dwójce. Nienawidziła tego dupka Darrena i najchętniej, gdyby miała taką możliwość, wysłałaby go na Marsa. Joe był stworzony dla jej najlepszej przyjaciółki. Rozumiał ją i coś w jego oczach mówiło, że traktuje ją wyjątkowo. I chociaż oboje nazywali siebie „tylko przyjaciółmi” to była pewna, że taki stan rzeczy nie potrwa długo. A jeśli będzie się przeciągał, to oni wszyscy im pomogą.
- Mimo wszystko wątpię, by zdradziła tego palanta. – Bo nie mogły zapomnieć, że Demi to Demi. Była wierna i oddana i musiałby się wydarzyć cud, by dzisiejszego wieczoru pomiędzy nią a Jonasem zaszło coś poważniejszego.
- Nie nazwałabym tego zdradą. – Selena znów przyłożyła telefon do ucha, i znów usłyszała charakterystyczny dźwięk automatycznej sekretarki. Wciąż łudziła się, że Owen odbierze i wytłumaczy jej wszystko. – Frajer i tak ją olewa, więc Demi tylko wyświadczy mu przysługę. – Blondyn dalej nie odbierał, więc zrezygnowana rzuciła telefon w kąt. – Po za tym nigdy nie wiadomo, co wydarzy się, kiedy zgasną światła, a oni będą siedzieć blisko siebie. – Spojrzały na siebie wymownie i zaczęły się śmiać.
- Owen wciąż milczy? – Miley zawsze zastanawiała się, co jej dwie przyjaciółki widzą w draniach bez serca. Nie mogłyby się związać z jakimiś normalnymi, miłymi chłopakami. Bracia Jonas byli tego najlepszym przykładem.
- Pewnie jest bardzo zajęty. – Próbowała przekonać siebie samą, ale z marnym skutkiem. Nie był zajęty. Po prostu najzwyczajniej w świecie miał ją gdzieś.
- Sama w to nie wierzysz… Mogłabyś znaleźć sobie jakiegoś fajnego chłopaka… Taki Nick na przykład…
- No wiesz co? Nawet o tym nie myśl!
Sama o nim myślisz Sel. Przyznaj się. 


Siedział wraz z Owenem oraz kilkoma innymi kolegami popijając piwo.  Tego właśnie było mu potrzeba. Zrelaksowania się po całym tygodniu  naprawdę przedziwnych i mało fortunnych zdarzeń. Chociaż obecność Owena trochę psuła mu humor. Cały czas obserwował jak odrzucał kolejne połączenia. Zapewne ona nadal próbowała się z nim skontaktować. Kiedy po raz kolejny usłyszał dzwonek telefonu kumpla nie wytrzymał, musiał się przewietrzyć. Wstał od stołu, po czym ruszył w kierunku  drzwi wyjściowych. Chwilę później jego płuca wypełnił dym papierosowy. Palenie nie było dla niego rzeczą, z której był jako szczególnie dumny jednak były skuteczne w zwalczaniu stresu. Bynajmniej w niwelowaniu jego skutków. Dosłownie kilka sekund później dołączył do niego Owen. Stali w milczeniu, które przerwało kolejne nadchodzące połączenie. Uparta sztuka.
- Ugh, to znowu ona. - Widział zdegustowaną minę przyjaciela. W końcu jednak miał to  o co doskonale się prosił, zostawiając ją bez słowa samą na tym parkingu.
- Kto? - Próbował udać zdziwienie, chciał się przekonać czy  pamięta chociaż jej imię. Widział, jak jego kolega zamyślił się na chwilę.
-Ymmm... Sarah, Sandra? Z resztą tą to akurat powinieneś pamiętać. - Widział lekkie zmieszanie na jego twarzy.
-Selena. Mógłbyś chociaż postarać się zapamiętać imiona lasek, z którymi sypiasz. - Pokiwał z politowaniem głową. - Chociaż musiałbyś sporo czasu spędzić na nauce. - Jego egoizm i narcyzm często doprowadzały go do szału. Miał zdecydowanie za wysokie mniemanie o sobie, a dziewczyny traktował jak kolejne zabawki. Jedyna miarą wartości jaką uznawał, była dla niego długość listy zdobyczy łóżkowych. Nick zdecydowanie dziękował Bogu, za to że taki nie był.
- No proszę psycholog od związków się znalazł. - Na jego twarz przystąpił ironiczny uśmiech. - Tyle, że ja nie potrzebuje twoich mądrości. - Czasem nie poznawał własnego kumpla i to była właśnie jedna z takich chwil.
-Ja przynajmniej mam się czym dzielić i nie zachowuje się jak zwykły dziwkarz.- Wiedział, że przesadził, jednak niezbyt mu to przeszkadzało. W końcu już od jakiegoś czasu chciał mu to powiedzieć prosto w twarz.  Wyminął Wrighta i ruszył w kierunku swojego auta. Nie miał ochoty słuchać jego dalszych bezsensownych wywodów. Już wystarczająco popsuł sobie humor. Wsiadł do samochodu mocno trzaskając drzwiami. Oparł głowę o kierownicę siedząc tak chwilę. Później wyciągnął z kieszeni mały srebrny przedmiot. Wisiorek, który nadal nie wrócił w ręce swojej właścicielki.
- Chyba przynosisz mi pecha, bo mam ostatnio przez ciebie same kłopoty. - Wyszeptał wpatrując się w malutką srebrną koniczynkę.
Najlepiej zgonić wszystko na wisiorek. Brawo za inteligencje, Nick.


- Naprawdę nie wiem, jak mam ci dziękować, Joe. – Stali razem w kolejce do kasy biletowej na nocny seans kinowy. Chciała z nim tylko porozmawiać, a on zaprosił ją do kina. Była mu bardzo wdzięczna za wsparcie, jakie jej okazywał.
- To drobiazg. W końcu od tego są przyjaciele. – Z każdym dniem co raz mniej lubił Darrena. Demi powinna być przy nim szczęśliwa, a nie z płaczem uciekać z randki. Gdyby była jego dziewczyną… Nie zapędzasz się trochę, Joe?
- Będę musiała ci się, kiedyś odwdzięczyć. – Uśmiechnęła się do niego, a on ze zdziwieniem stwierdził, że brakowało mu tego widoku od momentu, kiedy ją zobaczył. Nic nie mógł poradzić na to, że lubił jej uśmiech.
- Skoro nalegasz, to będzie cię drogo kosztować. – Zrobił poważną minę, ale widząc przerażenie na jej twarzy, roześmiał się, a po chwili ona dołączyła do niego. Kiedy przestali, popatrzył na nią i stwierdził, że nie chciałby się teraz znaleźć w żadnym innym miejscu niż ta niekończąca się kolejka po bilety. Zauważył, że włos przykleił się blisko kącików ust, więc nie wiele myśląc odgarnął go delikatnym ruchem dłoni. Przytrzymał palce trochę dłużej niż powinien w pobliżu ust dziewczyny. Chciał ją pocałować. Zastanawiał się, jak smakują jej usta. Nie wiele myśląc, pochylił się w jej stronę. Usłyszał, jak Demi nerwowo przełyka ślinę. Był tak blisko niej, że mógł policzyć piegi na jej nosie. Przymknęła oczy i czekała na jego kolejny ruch.
- Ej, gołąbeczki! Kupujecie te bilety czy nie? – Kobieta stojąca przy kasie patrzyła na nich ze zniecierpliwieniem. Odskoczyli od siebie w ekspresowym tempie. Demi czuła, że się czerwieni i myślała, że serce wyskoczy jej z piersi. Co to było? Brakowało kilku sekund, a całowałaby się z Joe, ze swoim najlepszym przyjacielem. Odruchowo dotknęła miejsca, gdzie wcześniej dotykał ją on.
- Tak… Już… Już… Może… Znaczy… Poproszę dwa bilety na… na…– Język mu się plątał i nie mógł pozbierać myśli. Nie powinien tak reagować na jej towarzystwo.
- Casablancę? – Kobieta podała mu jakiś tytuł, uśmiechając się przy tym tajemniczo.
- Niech będzie… - Może w sali kinowej dojdzie do siebie i przestanie myśleć o tym, co się nie wydarzyło, a czego tak bardzo pragnął.
Chyba żartujesz, Joe. Idziesz na najbardziej romantyczny film o bardzo późnej porze. Dobrze wiesz, jak to się skończy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz