Ściemniało się już powoli, a
ulice Los Angeles pustoszały z każda minutą. Dochodziła dziewiętnasta - godzina
rozpoczęcia się corocznego maratonu filmowego, urządzanego w domu państwa
Lovato. Tym razem miał odbyć się on bez obecności najstarszego pokolenia, gdyż
akurat byli poza miastem. Dems wraz z Miley siedziały w kuchni, zajmując
się przygotowaniem przekąsek na resztę wieczoru. Napoje, chipsy, popcorn i
różnego rodzaju słodycze. W końcu nie mogli umrzeć z głodu. Męska część
domowników zajęła się natomiast przemeblowaniem salonu. Przeniesienie sofy
z jednego końca pokoju na drugi, przestawienie sprzętu, pozasuwanie zasłon oraz
zgaszenie świateł zdecydowanie dawało fantastyczny efekt. Do tego jeszcze
ściany pomalowane na głęboki odcień fioletu sprawiały, eż w pokoju panowała
atmosfera idealnie wpasowująca się w charakter nadchodzącego maratonu. W końcu
miał być to wieczór, w którym główną rolę odgrywają horrory. Odwalili kawał
dobrej roboty, to trzeba im było przyznać. Jednak aby można było zacząć oglądać
filmy, musieli pomóc dziewczynom przynieść wszystkie przekąski z
kuchni. Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia doszedł do nich
zapach prażonej kukurydzy, a chwile później spostrzegli Mils krzątającą się w
okolicach mikrofali oraz siostrę rozmawiającą z kimś przez telefon.
- Za ile będziecie?- spytała rozmówcę. - Przecież to tylko jeden dzień w roku, musicie przyjść. - Była lekko zaniepokojona. - No dobrze, w takim razie udanej zabawy. - Skończyła zrezygnowana. Natomiast cała reszta wpatrywała się w nią czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Selena i Owen nie przyjdą dziś, gdyż jak to ujęła, są bardzo zajęci i nie mają czasu.- Starała się zachować normalny ton. W końcu przyjaciółka często miewała takie wyskoki. Na szczęście każda jej „nowa miłość” przemijała tak samo szybko jak się zaczynała, a Sel wracała do normalności. Jeżeli w ogóle jej zachowanie można było kiedykolwiek nazwać normalnym. Całe jej rozmyślania przerwał dzwonek, oznajmujący przyjście gości. Niestety nikt nie kwapił się zbytnio, aby otworzyć im drzwi. W tym momencie woleli zająć się noszeniem przekąsek niż wpuszczeniem gości do środka. Na ten widok pokiwała tylko z politowaniem głową po czym ruszyła w kierunku drzwi frontowych. Przywitała się z braćmi po czym już we troje skierowali się do salonu. Pozostała już tylko jedna sprawa, a mianowicie usadzenie towarzystwa. Nick wraz z Patrickiem zajęli dwa duże fotele, znajdujące się po przeciwnych stronach sofy, Miley i Trevor usadowili się pod ścianą, gdzie mogli spokojnie zając się sobą oraz mieć doskonały widok na resztę towarzystwa. Demetrii i Josephowi została tylko kanapa, wiec nie mieli dużego wyboru.
- Za ile będziecie?- spytała rozmówcę. - Przecież to tylko jeden dzień w roku, musicie przyjść. - Była lekko zaniepokojona. - No dobrze, w takim razie udanej zabawy. - Skończyła zrezygnowana. Natomiast cała reszta wpatrywała się w nią czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Selena i Owen nie przyjdą dziś, gdyż jak to ujęła, są bardzo zajęci i nie mają czasu.- Starała się zachować normalny ton. W końcu przyjaciółka często miewała takie wyskoki. Na szczęście każda jej „nowa miłość” przemijała tak samo szybko jak się zaczynała, a Sel wracała do normalności. Jeżeli w ogóle jej zachowanie można było kiedykolwiek nazwać normalnym. Całe jej rozmyślania przerwał dzwonek, oznajmujący przyjście gości. Niestety nikt nie kwapił się zbytnio, aby otworzyć im drzwi. W tym momencie woleli zająć się noszeniem przekąsek niż wpuszczeniem gości do środka. Na ten widok pokiwała tylko z politowaniem głową po czym ruszyła w kierunku drzwi frontowych. Przywitała się z braćmi po czym już we troje skierowali się do salonu. Pozostała już tylko jedna sprawa, a mianowicie usadzenie towarzystwa. Nick wraz z Patrickiem zajęli dwa duże fotele, znajdujące się po przeciwnych stronach sofy, Miley i Trevor usadowili się pod ścianą, gdzie mogli spokojnie zając się sobą oraz mieć doskonały widok na resztę towarzystwa. Demetrii i Josephowi została tylko kanapa, wiec nie mieli dużego wyboru.
Byli właśnie w trakcie oglądania
pierwszego z filmów. Początek nie był zbytnio porywający, jednak z każdą
kolejną minutą akcja rozkręcała się coraz bardziej. Prawie wszyscy z
zainteresowaniem przyglądali się poczynaniom bohaterów i zaciekawieniem czekali
na kolejne wydarzenia. Wszyscy prócz Miley. Jej uwagę przykuwał widok
przyjaciółki, która w momentach strachu wtulała się nieśmiało w ramiona bruneta
siedzącego obok. Co najciekawsze jemu wcale to nie przeszkadzało, a wręcz
sprawiało przyjemność. Co jakiś czas tylko głaskał ją po ramieniu, a ona z
każdym razem ufniej znajdowała schronienie w jego ramionach.
Zastanawiała się tylko nad
jednym. Dlaczego oni zupełnie nie zauważali faktu, że zachowują się jak para.
Jednak nie dziwiła się Demi. Potrzebowała ciepła i bezpieczeństwa, którego
nigdy wcześniej nie zaznała ze strony własnego chłopaka. Co ona by dała, żeby
to właśnie Joseph był na miejscu Darrena. Miły, opiekuńczy, dobrze wychowany i
do tego jeszcze widać było, że mu na niej zależy. Jeżeli tylko dostrzegliby to
co ich łączy, nic nie stanęłoby im na przeszkodzie. No ale niestety oni
wydawali się być ślepi. Szczególnie jeżeli chodzi o kierunek, w którym szły ich
relacje. Doszła do wniosku - szczęściu i ślepocie trzeba pomóc. Nieważne ile
miało jej zejść z ich uświadomieniem. Była pewna, że są tego warci. Spojrzała
wymownie w kierunku Patricka, lecz ten zupełnie nie zwracał uwagi na to co
dzieje się wokół. Liczyło się tylko to co za chwilę zrobi główny bohater.
Szkoda było jej mu przerywać, no ale ta sprawa wymagała poświęceń. Wyciągnęła
telefon z kieszeni po czym zaczęła pisać wiadomość: „ Wymyśl jakąś
bajeczkę i ulotnij się z Nickiem. My też za chwilę wyjdziemy. Nasze gołąbeczki
potrzebują prywatności”. - Wysłano. Nie musiała długo czekać na reakcje
chłopaka. Kiedy tylko przeczytał wiadomość zaśmiał się cicho po czym wydawało
się, że nad czymś usilnie myśli.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę na pizzę. - Wypalił nagle, na co reszta popatrzyła się na niego, jak na dziwaka. Jednak pewna dwójka od razu podłapała tą sugestię.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę na pizzę. - Wypalił nagle, na co reszta popatrzyła się na niego, jak na dziwaka. Jednak pewna dwójka od razu podłapała tą sugestię.
-My też, z chęcią.- Podchwyciła
temat para siedząca pod ścianą.
- Nick, przejdziesz się ze mną do
pizzerii? To niedaleko. – Spytał, na co chłopak, pokiwał twierdząco głową,
po czym chwilę później już ich nie było. Plan działał. Teraz tylko oni musieli
znaleźć jakąś dobrą wymówkę, aby zostawić ich samych.
- Kochanie, co ty na to żeby
zostawić ich samych? - Wyszeptała wprost do ucha swojego chłopaka.
- Jestem całkowicie za. Nie
będziemy im przeszkadzać. - Zaśmiał się lekko pod nosem na widok swojej siostry
wtulonej w starszego Jonasa. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą, a to był
naprawdę rzadki widok, szczególnie odkąd spotykała się z
Brassem. - W takim razie czas się zbierać.- Powiedział już
trochę głośniej, aby usłyszała ich dwójka siedząca na kanapie.
- Ale gdzie wy się zbieracie?
Przecież jeszcze nawet nie skończył się pierwszy film - Zapytała lekko
zawiedziona szatynka.
- Mils się źle czuje, odwiozę ją
do domu i wrócę.- skłamał, no ale w końcu nie mógł powiedzieć jej prawd. Na
szczęście jego siostra kupiła tą bajkę. Szybko zebrali swoje rzeczy i opuścili
mieszkanie zostawiając ich wreszcie samych. Teraz wystarczyło tylko czekać na
efekty. Ale jakich oni w ogóle efektów oczekiwali?
- To wcale nie chodziło o pizzę, prawda? – Nick zapytał Patricka, kiedy zamknęły się za nimi drzwi od domu.
- Pewnie, że nie, ale przyznaj
szczerze, że tak samo, jak i mi, nie chciało ci się patrzeć, jak twój brat robi
maślane oczka do mojej siostry. – Chłopak odpowiedział mu, po czym obaj się
zaśmiali.
- Żałuj, że nie widziałeś ich na
korcie. To był dopiero widok. – Młodszy z Jonasów przywołał w pamięci tamten
dzień. Dalej zastanawiał się czy Joe jest tak głupi i ślepy, że nie widzi, co
go łączyło z Demi czy może nie chciał tego widzieć i wolał udawać, że nic
pomiędzy nimi nie ma.
- Taaak. Słyszałem coś na ten
temat. – Drzwi znowu się otworzyły, a zza nich wyłoniła się Miley z Trevorem. Zapanowała
pomiędzy nimi cisza, a po chwili wszyscy wybuchnę li głośnym śmiechem.
- A co jeśli robimy sobie tylko
nadzieję? W końcu oboje są z kimś związani. – Trevor wypowiedział na głos swoje
wątpliwości. Bardzo im kibicował, ale Demi wciąż pozostała w związku z
Darrenem, a Joe też ma dziewczynę.
- Joe rozstał się z Ashley kilka
dni temu.
- Naprawdę? To świetnie! – Miles
chyba zbyt entuzjastycznie podeszła do tej wiadomości, bo chłopaki spojrzeli na
nią dziwnym wzrokiem. – To znaczy… Bardzo mu współczuję.
- Nie masz czego. I tak od dawna
im się nie układało, a zerwanie było tylko kwestią czasu. Oni nie pasowali do
siebie.
- Ciekawe, kiedy Demi stwierdzi
to samo i kopnie Darrena w tyłek… - Patrick, tak jak i cała reszta nie znosił
chłopaka Dems i miał nadzieję, że szatynka w końcu zrozumie, że nie jest z nim
szczęśliwa, a on ją tylko wykorzystuje.
- Z naszą drobną pomocą stanie
się to szybciej niż myślisz. – Mils była optymistką w tej kwestii. Wierzyła, że
jej przyjaciółka przejrzy na oczy i zobaczy kto tak naprawdę wart jest tego, by
go kochała. – Ale teraz dajmy im spokój i chodźmy stąd. – Złapała swojego
chłopaka za rękę i pożegnała się z pozostałymi.
Nick błąkał się po okolicy, nie
bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Naprawdę nie chciał zostawać z nimi sam. I
nie dlatego że nie lubił Demi, bo ją lubił, choć nie był z nią tak blisko
związany, jak jego starszy brat. Nawet trochę mu zazdrościł. Wpatrywali się w
siebie tak, że trudno było uwierzyć, że są tylko przyjaciółmi i nie łączy ich
nic głębszego. A on chyba po prostu nie wierzył w miłość. Żadna z dziewczyn, z
którymi się wcześniej spotykał nie przyprawiała go o szybsze bicie serca ani
nie doprowadzała do szaleństwa. Podobały mu się, ale to nie było coś na czym
można zbudować solidny związek. Kiedy przechodził obok starego, nieużywanego
parkingu, coś przykuło jego uwagę. Czarny samochód, który pożyczył Owenowi,
jednemu ze swoich najlepszych kumpli, by mógł zabrać swoją nową, kolejną
dziewczynę na randkę. Swoją drogą zastanawiał się, która mogła być tak naiwna i
głupia, by się z nim spotykać. Ze środka dobiegała głośna muzyka. Podszedł
bliżej i szybko pożałował tej decyzji. To była najbardziej żenująca rzecz,
jakiej doświadczył w całym swoim, siedemnastoletnim życiu. Właściwie to nie
bardzo wierzył w to, co widział. Znał Owena i wiedział, że nie będzie z nią
rozmawiał o sztuce, no ale mógł przynajmniej oszczędzić jego samochód. Miał
zamiar odejść i wyrzucić z pamięci to, jak jego najlepszy kumpel ściąga
sukienkę z czarnowłosej dziewczyny, ale zatrzymał się, gdy ona przypadkowo
odwróciła twarz w jego stronę. I to go dobiło. To nie mogła być ona. Każda,
byle nie ona. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Owen szybko opuścił
szybę.
- Nick!
- Jonas!
Powiedzieli jednocześnie. Chłopak
spojrzał na swojego kolegę. Wyglądał na zażenowanego całą sytuacją. Na Selenie
nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ani trochę się nie zarumieniła. Wyglądała
bardziej na złą, że im przerwano niż na zawstydzoną.
- Ja… nie będę wam przeszkadzał.
Cześć. – Nareszcie zrobił to, co powinien jakiś kwadrans temu. Usłyszał, jak
drzwi od samochodu otwierają się i ktoś szybko idzie za nim. Nie mógł to być
Owen, bo kroki były zbyt drobne i lekkie. A więc ona. Cudownie.
- Czemu ty zawsze musisz pojawiać
się tam, gdzie ja?! – Nie mogła za nim nadążyć, więc zaczęła biec powoli,
uważając, by nie pokaleczyć gołych stóp. Buty zostały gdzieś w środku pojazdu.
– Ja wiem, że ludziom cierpiącym na brak własnego życia towarzyskiego
przychodzą różne pomysły do głowy, ale przestań za mną łazić!
- Nie pochlebiaj sobie… Nie
śledzę cię. – Zatrzymali się gdzieś na chodniku. Było już całkiem ciemno, ale
dobrze widział jej sylwetkę. Krótka sukienka nie pozostawiała wiele wyobraźni,
ale Owen lubił dziewczyny proste w obsłudze. Dosłownie i w przenośni. –
Powinnaś już wracać, bo twój chłopak się pewnie niecierpliwi.
- To nie twoja sprawa, co robię,
gdzie i z kim! – Wyczuła sarkazm w jego słowach, więc postanowiła zaatakować.
Jakim prawem odzywał się do niej w ten sposób?! Nadęty burak.
- Teoretycznie nie, ale Owen to
mój kolega, a samochód należy do mnie. – Widział, jak jej oczy rozszerzają się
ze zdziwienia i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. – Pewnie zdążył
naopowiadać ci te swoje bajki o wyścigach rajdowych? – Zaśmiał się przez
chwilę. Był wredny, ale ona doprowadzała go do furii całą swoją osobą.
- Gdybym wiedziała, że to twój
samochód nawet bym do niego nie wsiadła! – Rzeczywiście chwalił się wyścigami i
zdobytymi pucharami, a ona była tak naiwna i wpatrzona w niego, że we wszystko
uwierzyła.
- Gdybym wiedział, że chodzi o
ciebie nigdy bym mu go nie pożyczył. – Przez chwilę w ciszy siłowali się na
spojrzenia. Selena zamierzała już odejść, ale powstrzymał ją, odzywając się
pierwszy. – Lubisz to, prawda? Lubisz, jak cię nie szanują? – Nie wiedział
czemu o to pyta. Znając życie jego kolega już dawno się zmył. Nie dostał czego
chciał i zdążył się ulotnić. A ona i tak pewnie będzie do niego wydzwaniać.
- A ty to niby, co?! Że niby mnie
szanujesz, tak?! – Nie rozpłacz się Sel, tylko się przy nim nie rozpłacz,
bo upadniesz już na samo dno… Mocno zacisnęła pięści i kontynuowała dalej.
– „Oni”, jak sam ich nazwałeś przynajmniej są dla mnie mili, nie patrzą na mnie
z wyższością i nie próbują na każdym kroku udowodnić mi, że nie jestem nic
warta! – Odwróciła się na pięcie i odeszła, nie czekając na jego odpowiedź.
- Jego tam nie ma, wiesz?
Odjechał już. – Poczekał kilka minut aż dziewczyna wróciła z przygnębioną miną.
Starała się ukryć łzy, ale nie za dobrze jej to wyszło. Cały czas trzymała
telefon przy uchu, łudząc się, że on odbierze. Sam wyjął telefon i zadzwonił po
taksówkę. No przecież nie pozwoli jej włóczyć się samej po mieście, bo tej
wariatce mogą przyjść różne dziwne pomysły do głowy. Przez cały ten czas nie
odzywali się do siebie i udawali, że na siebie nie patrzą. To znaczy ona
udawała, bo on naprawdę się na nią nie gapił. Po kilku chwilach, ciągnących się
w nieskończoność taksówka nareszcie przyjechała. – Chodź. – Złapał
ją za rękę i otworzył jej drzwi. Opierała się trochę, więc delikatnie ją popchnął.
- Nie chcę z tobą jechać, bo
jeszcze mnie gdzieś wywieziesz! – Założyła ręce na piersi i spojrzała na niego
wojowniczo. Nic jej nie odpowiedział, zamknął drzwi i podszedł do kierowcy.
- Proszę zawieźć ją, gdzie będzie
chciała. – Wyjął studolarowy banknot i podał brodatemu mężczyźnie w średnim
wieku. On postanowił się przejść, bo i tak nie miał stąd daleko do domu.
Podała kierowcy adres swojego
domu i położyła głowę na oparciu fotela. Świetnie. Nie dość, że go nie lubi
to jeszcze teraz jest mu winna sto dolarów. Ciekawie, jak
je odda, skoro ostatnio stypendium naukowe ledwo starczało jej na utrzymanie
się. Miała się dzisiaj dobrze bawić, a czuła się gorzej niż bohaterowie
horrorów, które dzisiaj oglądali jej przyjaciele. Głupi Jonas. A może to
wcale nie jego wina?... A właśnie, że jego!
Wrócili do dalszego oglądania
filmu, nie czekając na resztę. Musieli przyznać, że akcja była coraz ciekawsza
i bardziej wciągająca, a co za tym idzie, akcje coraz częściej pojawiały
się przerażające zdarzenia i widoki. Szatynce coraz częściej zdarzało się
wtulać w ramiona przyjaciela siedzącego obok, a po pewnym czasie prawie wcale
nie odsuwała się od niego. Jemu zupełnie to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie
z uśmiechem reagował na jej bliskość. Za każdym razem kiedy tylko mocniej
przytulała się do niego, delikatnie głaskał ją po włosach, uspokajając. Sama
nie wiedziała, kiedy ostatnio czuła się tak bezpiecznie w towarzystwie
jakiegokolwiek chłopaka. Jednak zrobiło jej się trochę głupio, bo w końcu to
był jej przyjaciel, a w dodatku miał dziewczynę.
- Przepraszam za okupowanie
twojego ramienia, ale ja po prostu strasznie boje się horrorów. - powiedziała
lekko speszona i niechętnie odsunęła się od niego.
- Jeżeli chodzi o ciebie to
zawszę chętnie użyczę ci ramienia. - Odpowiedział jej z zabójczym uśmiechem. -
Ale skoro boisz się horrorów, to możemy przerwać seans na trochę.
- Z wielką chęcią.- Naprawdę
ucieszyła się z faktu zakończenia maratonu. - Za rok nie dam się namówić na
horrory. Będziemy oglądać komedie romantyczne.- Powiedziała z udawaną powagą,
jednak dosłownie chwilę później oboje śmiali się wniebogłosy.
Naprawdę uwielbiała spędzać z nim
czas. Zawsze potrafił ją rozbawić i nigdy się nie nudzili. A kiedy tylko
potrzebowała pocieszyciela zawsze służył pomocą, wspierał ją w każdej podjętej
decyzji. Była niewiarygodna szczęściarą, że go spotkała. Takiego przyjaciela
można byłoby ze świecą szukać. Z resztą nadawał się nie tylko
na przyjaciela. Szkoda tylko, że tego nie zauważała. A może po
prostu bała się przyznać? Tego nie wiedział nikt, włącznie z nią samą.
- A właśnie, zapomniałam zapytać,
co tam u Ashley? - Po chwili jednak pożałowała tego pytania, widząc zachowanie
Joe. Momentalnie posmutniał, chociaż starał się udawać, że wszystko porządku.
Może i był dobrym aktorem, ale jego oczy były bezwzględne. Zdradzały każdy
szczegół jego samopoczucia, czy tego chciał czy nie.
- Szczerze to nie wiem i mało
mnie to obchodzi.- Odpowiedział, ale kiedy zaskoczone spojrzenie przyjaciółki
dosłownie przeszywało go na wylot postanowił sprecyzować swoją wypowiedź. – Zerwałem z nią kilka dni temu. –
Powiedział, spuszczając wzrok na podłogę.
Nie chciał litości z niczyjej
trony, nie chciał obarczać jej swoimi problemami. Ten rozdział w jego życiu był
całkowicie zamknięty i był całkowicie pewien, że ona już nigdy w nim nie
zagości.
- A powiesz mi chociaż dlaczego
to już koniec? W końcu byliście parą dosyć długi czas. - Nie chciała go męczyć,
jednak ten fakt naprawdę ją nurtował.
- Zorientowałem się, że ten związek nie ma przyszłości. Torpedowała wszystkie
moje plany na przyszłość i chciała narzucić swoje za wszelką cenę. Chciała
zniechęcić mnie do śpiewania, a moich przyjaciół uważała za nic. -
Powiedział wszystko na jednym oddechu.
Szatynka postanowiła nie drążyć
dalej tematu byłej dziewczyny przyjaciela. Nie chciała psuć mu humoru.
Natomiast bardzo zaciekawił ją fakt, o którym kilka sekund wcześniej wspomniał
brunet. Śpiewanie. Nigdy dotąd nie wspomniał nawet jednym słowem o swojej
pasji. I tak właśnie nawiązała się długa rozmowa na ten temat. Nie wiedzieli
ile czasu spędzili na konwersacji, a mówiąc szczerze nawet ich to nie
obchodziło. Dowiedzieli się o sobie sporo nowych dotąd skrywanych faktów z ich
życia i rodziny. Później wrócili do maratonu. Tyle tylko, że zamiast
horroru postawili na komedię, zgodnie z wolą Demi. Musieli przyznać, że film
przez nich wybrany był naprawdę dobry, a co najważniejsze śmieszny. Świetnie
bawili się przy jego oglądaniu, a uśmiech nie znikał z ich twarzy nawet na
ułamek sekundy. Brunet z uwagą śledził scena po scenie poczynania bohaterów,
kiedy coś niespodziewanie oparło mu się na ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem,
gdy zorientował się, iż tym czymś była głowa jego śpiącej przyjaciółki. Nawet
nie wiedział kiedy zasnęła, w końcu jeszcze kilka minut temu śmiała się do
łez wraz z nim. Jednego na pewno nie mógł jej odmówić. Wyglądała słodko kiedy
spała i nie miał serca, aby jej obudzić. Dlatego tylko objął ją mocniej, aby
było jej wygodniej, a ona podświadomie wtuliła się w niego jeszcze bardziej.
Uśmiech sam cisnął mu się na twarz, kiedy patrzył, jaka jest bezbronna i
niewinna. Podobała mu się jej bliskość, temu nie mógł zaprzeczyć. Wrócił do
dalszego oglądania filmu, jednak co jakiś czas spoglądał kątem oka w jej
kierunku i głaskał po głowie, by dobrze spała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz