sobota, 7 lipca 2012

Rozdział VI


Ściemniało się już powoli, a ulice Los Angeles pustoszały z każda minutą. Dochodziła dziewiętnasta - godzina rozpoczęcia się corocznego maratonu filmowego, urządzanego w domu państwa Lovato. Tym razem miał odbyć się on bez obecności najstarszego pokolenia, gdyż akurat byli poza miastem. Dems wraz z Miley siedziały w kuchni, zajmując się przygotowaniem przekąsek na resztę wieczoru. Napoje, chipsy, popcorn i różnego rodzaju słodycze. W końcu nie mogli umrzeć z głodu. Męska część domowników zajęła się natomiast przemeblowaniem salonu. Przeniesienie sofy z jednego końca pokoju na drugi, przestawienie sprzętu, pozasuwanie zasłon oraz zgaszenie świateł zdecydowanie dawało fantastyczny efekt. Do tego jeszcze ściany pomalowane na głęboki odcień fioletu sprawiały, eż w pokoju panowała atmosfera idealnie wpasowująca się w charakter nadchodzącego maratonu. W końcu miał być to wieczór, w którym główną rolę odgrywają horrory. Odwalili kawał dobrej roboty, to trzeba im było przyznać. Jednak aby można było zacząć oglądać filmy, musieli pomóc dziewczynom przynieść wszystkie przekąski z kuchni.  Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia doszedł do nich zapach prażonej kukurydzy, a chwile później spostrzegli Mils krzątającą się w okolicach mikrofali oraz siostrę rozmawiającą z kimś przez telefon.

- Za ile będziecie?- spytała rozmówcę. - Przecież to tylko jeden dzień w roku, musicie przyjść. -  Była lekko zaniepokojona.  - No dobrze, w takim razie udanej zabawy. - Skończyła zrezygnowana. Natomiast cała reszta wpatrywała się w nią czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia. - Selena i Owen nie przyjdą dziś, gdyż jak to ujęła, są bardzo zajęci i nie mają czasu.- Starała się zachować normalny ton. W końcu przyjaciółka często miewała takie wyskoki. Na szczęście każda jej „nowa miłość”  przemijała tak samo szybko jak się zaczynała, a Sel wracała do normalności. Jeżeli w ogóle jej zachowanie można było kiedykolwiek nazwać normalnym. Całe jej rozmyślania przerwał dzwonek, oznajmujący przyjście gości. Niestety nikt nie kwapił się zbytnio, aby otworzyć im drzwi. W tym momencie woleli zająć się noszeniem przekąsek niż  wpuszczeniem gości do środka. Na ten widok pokiwała tylko z politowaniem głową po czym ruszyła w kierunku drzwi frontowych. Przywitała  się z braćmi po czym już we troje skierowali się do salonu. Pozostała już tylko jedna sprawa, a mianowicie usadzenie towarzystwa. Nick  wraz z Patrickiem zajęli dwa duże fotele, znajdujące się po przeciwnych stronach sofy,  Miley i Trevor usadowili się pod ścianą, gdzie mogli spokojnie zając się sobą oraz mieć doskonały widok na resztę towarzystwa. Demetrii i Josephowi została tylko kanapa, wiec nie mieli dużego wyboru. 
Byli właśnie w trakcie oglądania pierwszego z filmów. Początek nie był zbytnio porywający, jednak z każdą kolejną minutą akcja rozkręcała się coraz bardziej. Prawie wszyscy z zainteresowaniem przyglądali się poczynaniom bohaterów i zaciekawieniem czekali na kolejne wydarzenia. Wszyscy prócz Miley. Jej uwagę przykuwał widok przyjaciółki, która w momentach strachu wtulała się nieśmiało w ramiona bruneta siedzącego obok. Co najciekawsze jemu wcale to nie przeszkadzało, a wręcz sprawiało przyjemność. Co jakiś czas tylko głaskał ją po ramieniu, a ona z każdym razem ufniej znajdowała  schronienie w jego ramionach.
Zastanawiała się tylko nad jednym. Dlaczego oni zupełnie nie zauważali faktu, że zachowują się jak para. Jednak nie dziwiła się Demi. Potrzebowała ciepła i bezpieczeństwa, którego nigdy wcześniej nie zaznała ze strony własnego chłopaka. Co ona by dała, żeby to właśnie Joseph był na miejscu Darrena. Miły, opiekuńczy, dobrze wychowany i do tego jeszcze widać było, że mu na niej zależy. Jeżeli tylko dostrzegliby to co ich łączy, nic nie stanęłoby im na przeszkodzie. No ale niestety oni wydawali się być ślepi. Szczególnie jeżeli chodzi o kierunek, w którym szły ich relacje. Doszła do wniosku - szczęściu i ślepocie trzeba pomóc. Nieważne ile miało jej zejść z ich uświadomieniem. Była pewna, że są tego warci. Spojrzała wymownie w kierunku Patricka, lecz ten zupełnie nie zwracał uwagi na to co dzieje się wokół. Liczyło się tylko to co za chwilę zrobi główny bohater. Szkoda było jej mu przerywać, no ale ta sprawa wymagała poświęceń. Wyciągnęła telefon z kieszeni po czym zaczęła pisać wiadomość: „ Wymyśl jakąś bajeczkę i ulotnij się z Nickiem. My też za chwilę wyjdziemy. Nasze gołąbeczki potrzebują prywatności”. - Wysłano. Nie musiała długo czekać na reakcje chłopaka. Kiedy tylko przeczytał wiadomość zaśmiał się cicho po czym wydawało się, że nad czymś usilnie myśli.
- Nie wiem, jak wy, ale ja mam ochotę na pizzę. - Wypalił nagle, na co reszta popatrzyła się na niego, jak na dziwaka. Jednak pewna dwójka od razu podłapała tą sugestię.
-My też, z chęcią.- Podchwyciła temat  para siedząca pod ścianą.
- Nick, przejdziesz się ze mną do pizzerii? To niedaleko. – Spytał, na co chłopak, pokiwał twierdząco głową, po czym chwilę później już ich nie było. Plan działał. Teraz tylko oni musieli znaleźć jakąś dobrą wymówkę, aby zostawić ich samych.
- Kochanie, co ty na to żeby zostawić ich samych? -  Wyszeptała wprost do ucha swojego chłopaka.
- Jestem całkowicie za. Nie będziemy im przeszkadzać. - Zaśmiał się lekko pod nosem na widok swojej siostry wtulonej w starszego Jonasa. Wyglądała na naprawdę szczęśliwą, a  to był naprawdę rzadki widok, szczególnie odkąd spotykała się z Brassem. -  W takim razie czas się zbierać.- Powiedział już trochę głośniej, aby usłyszała ich dwójka siedząca na kanapie.
- Ale gdzie wy się zbieracie? Przecież jeszcze nawet nie skończył się pierwszy film - Zapytała  lekko zawiedziona szatynka.
- Mils się źle czuje, odwiozę ją do domu i wrócę.- skłamał, no ale w końcu nie mógł powiedzieć jej prawd. Na szczęście jego siostra kupiła tą bajkę. Szybko zebrali swoje rzeczy i opuścili mieszkanie zostawiając ich wreszcie samych. Teraz wystarczyło tylko czekać na efekty. Ale jakich oni w ogóle efektów oczekiwali?


- To wcale nie chodziło o pizzę, prawda? – Nick zapytał Patricka, kiedy zamknęły się za nimi drzwi od domu.
- Pewnie, że nie, ale przyznaj szczerze, że tak samo, jak i mi, nie chciało ci się patrzeć, jak twój brat robi maślane oczka do mojej siostry. – Chłopak odpowiedział mu, po czym obaj się zaśmiali.
- Żałuj, że nie widziałeś ich na korcie. To był dopiero widok. – Młodszy z Jonasów przywołał w pamięci tamten dzień. Dalej zastanawiał się czy Joe jest tak głupi i ślepy, że nie widzi, co go łączyło z Demi czy może nie chciał tego widzieć i wolał udawać, że nic pomiędzy nimi nie ma.
- Taaak. Słyszałem coś na ten temat. – Drzwi znowu się otworzyły, a zza nich wyłoniła się Miley z Trevorem. Zapanowała pomiędzy nimi cisza, a po chwili wszyscy wybuchnę li głośnym śmiechem.
- A co jeśli robimy sobie tylko nadzieję? W końcu oboje są z kimś związani. – Trevor wypowiedział na głos swoje wątpliwości. Bardzo im kibicował, ale Demi wciąż pozostała w związku z Darrenem, a Joe też ma dziewczynę.
- Joe rozstał się z Ashley kilka dni temu.
- Naprawdę? To świetnie! – Miles chyba zbyt entuzjastycznie podeszła do tej wiadomości, bo chłopaki spojrzeli na nią dziwnym wzrokiem. – To znaczy… Bardzo mu współczuję.
- Nie masz czego. I tak od dawna im się nie układało, a zerwanie było tylko kwestią czasu. Oni nie pasowali do siebie.
- Ciekawe, kiedy Demi stwierdzi to samo i kopnie Darrena w tyłek… - Patrick, tak jak i cała reszta nie znosił chłopaka Dems i miał nadzieję, że szatynka w końcu zrozumie, że nie jest z nim szczęśliwa, a on ją tylko wykorzystuje.
- Z naszą drobną pomocą stanie się to szybciej niż myślisz. – Mils była optymistką w tej kwestii. Wierzyła, że jej przyjaciółka przejrzy na oczy i zobaczy kto tak naprawdę wart jest tego, by go kochała. – Ale teraz dajmy im spokój i chodźmy stąd. – Złapała swojego chłopaka za rękę i pożegnała się z pozostałymi.


Nick błąkał się po okolicy, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Naprawdę nie chciał zostawać z nimi sam. I nie dlatego że nie lubił Demi, bo ją lubił, choć nie był z nią tak blisko związany, jak jego starszy brat. Nawet trochę mu zazdrościł. Wpatrywali się w siebie tak, że trudno było uwierzyć, że są tylko przyjaciółmi i nie łączy ich nic głębszego. A on chyba po prostu nie wierzył w miłość. Żadna z dziewczyn, z którymi się wcześniej spotykał nie przyprawiała go o szybsze bicie serca ani nie doprowadzała do szaleństwa. Podobały mu się, ale to nie było coś na czym można zbudować solidny związek. Kiedy przechodził obok starego, nieużywanego parkingu, coś przykuło jego uwagę. Czarny samochód, który pożyczył Owenowi, jednemu ze swoich najlepszych kumpli, by mógł zabrać swoją nową, kolejną dziewczynę na randkę. Swoją drogą zastanawiał się, która mogła być tak naiwna i głupia, by się z nim spotykać. Ze środka dobiegała głośna muzyka. Podszedł bliżej i szybko pożałował tej decyzji. To była najbardziej żenująca rzecz, jakiej doświadczył w całym swoim, siedemnastoletnim życiu. Właściwie to nie bardzo wierzył w to, co widział. Znał Owena i wiedział, że nie będzie z nią rozmawiał o sztuce, no ale mógł przynajmniej oszczędzić jego samochód. Miał zamiar odejść i wyrzucić z pamięci to, jak jego najlepszy kumpel ściąga sukienkę z czarnowłosej dziewczyny, ale zatrzymał się, gdy ona przypadkowo odwróciła twarz w jego stronę. I to go dobiło. To nie mogła być ona. Każda, byle nie ona. Ich spojrzenia skrzyżowały się na chwilę. Owen szybko opuścił szybę.
- Nick!
- Jonas!
Powiedzieli jednocześnie. Chłopak spojrzał na swojego kolegę. Wyglądał na zażenowanego całą sytuacją. Na Selenie nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ani trochę się nie zarumieniła. Wyglądała bardziej na złą, że im przerwano niż na zawstydzoną.
- Ja… nie będę wam przeszkadzał. Cześć. – Nareszcie zrobił to, co powinien jakiś kwadrans temu. Usłyszał, jak drzwi od samochodu otwierają się i ktoś szybko idzie za nim. Nie mógł to być Owen, bo kroki były zbyt drobne i lekkie. A więc ona. Cudownie.
- Czemu ty zawsze musisz pojawiać się tam, gdzie ja?! – Nie mogła za nim nadążyć, więc zaczęła biec powoli, uważając, by nie pokaleczyć gołych stóp. Buty zostały gdzieś w środku pojazdu. – Ja wiem, że ludziom cierpiącym na brak własnego życia towarzyskiego przychodzą różne pomysły do głowy, ale przestań za mną łazić!
- Nie pochlebiaj sobie… Nie śledzę cię. – Zatrzymali się gdzieś na chodniku. Było już całkiem ciemno, ale dobrze widział jej sylwetkę. Krótka sukienka nie pozostawiała wiele wyobraźni, ale Owen lubił dziewczyny proste w obsłudze. Dosłownie i w przenośni. – Powinnaś już wracać, bo twój chłopak się pewnie niecierpliwi.
- To nie twoja sprawa, co robię, gdzie i z kim! – Wyczuła sarkazm w jego słowach, więc postanowiła zaatakować. Jakim prawem odzywał się do niej w ten sposób?! Nadęty burak.
- Teoretycznie nie, ale Owen to mój kolega, a samochód należy do mnie. – Widział, jak jej oczy rozszerzają się ze zdziwienia i przez chwilę nie wiedziała, co odpowiedzieć. – Pewnie zdążył naopowiadać ci te swoje bajki o wyścigach rajdowych? – Zaśmiał się przez chwilę. Był wredny, ale ona doprowadzała go do furii całą swoją osobą.
- Gdybym wiedziała, że to twój samochód nawet bym do niego nie wsiadła! – Rzeczywiście chwalił się wyścigami i zdobytymi pucharami, a ona była tak naiwna i wpatrzona w niego, że we wszystko uwierzyła.
- Gdybym wiedział, że chodzi o ciebie nigdy bym mu go nie pożyczył. – Przez chwilę w ciszy siłowali się na spojrzenia. Selena zamierzała już odejść, ale powstrzymał ją, odzywając się pierwszy. – Lubisz to, prawda? Lubisz, jak cię nie szanują? – Nie wiedział czemu o to pyta. Znając życie jego kolega już dawno się zmył. Nie dostał czego chciał i zdążył się ulotnić. A ona i tak pewnie będzie do niego wydzwaniać.
- A ty to niby, co?! Że niby mnie szanujesz, tak?! – Nie rozpłacz się Sel, tylko się przy nim nie rozpłacz, bo upadniesz już na samo dno… Mocno zacisnęła pięści i kontynuowała dalej. – „Oni”, jak sam ich nazwałeś przynajmniej są dla mnie mili, nie patrzą na mnie z wyższością i nie próbują na każdym kroku udowodnić mi, że nie jestem nic warta! – Odwróciła się na pięcie i odeszła, nie czekając na jego odpowiedź.
- Jego tam nie ma, wiesz? Odjechał już. – Poczekał kilka minut aż dziewczyna wróciła z przygnębioną miną. Starała się ukryć łzy, ale nie za dobrze jej to wyszło. Cały czas trzymała telefon przy uchu, łudząc się, że on odbierze. Sam wyjął telefon i zadzwonił po taksówkę. No przecież nie pozwoli jej włóczyć się samej po mieście, bo tej wariatce mogą przyjść różne dziwne pomysły do głowy. Przez cały ten czas nie odzywali się do siebie i udawali, że na siebie nie patrzą. To znaczy ona udawała, bo on naprawdę się na nią nie gapił. Po kilku chwilach, ciągnących się w nieskończoność taksówka nareszcie przyjechała.  – Chodź. – Złapał ją za rękę i otworzył jej drzwi. Opierała się trochę, więc delikatnie ją popchnął.
- Nie chcę z tobą jechać, bo jeszcze mnie gdzieś wywieziesz! – Założyła ręce na piersi i spojrzała na niego wojowniczo. Nic jej nie odpowiedział, zamknął drzwi i podszedł do kierowcy.
- Proszę zawieźć ją, gdzie będzie chciała. – Wyjął studolarowy banknot i podał brodatemu mężczyźnie w średnim wieku. On postanowił się przejść, bo i tak nie miał stąd daleko do domu.
Podała kierowcy adres swojego domu i położyła głowę na oparciu fotela. Świetnie. Nie dość, że go nie lubi to  jeszcze teraz jest mu winna sto dolarów.  Ciekawie, jak je odda, skoro ostatnio stypendium naukowe ledwo starczało jej na utrzymanie się. Miała się dzisiaj dobrze bawić, a czuła się gorzej niż bohaterowie horrorów, które dzisiaj oglądali jej przyjaciele. Głupi Jonas. A może to wcale nie jego wina?... A właśnie, że jego!

Wrócili do dalszego oglądania filmu, nie czekając na resztę. Musieli przyznać, że akcja była coraz ciekawsza i bardziej wciągająca, a  co za tym idzie, akcje coraz częściej pojawiały się przerażające zdarzenia i widoki. Szatynce coraz częściej zdarzało się wtulać w ramiona przyjaciela siedzącego obok, a po pewnym czasie prawie wcale nie odsuwała się od niego. Jemu zupełnie to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie z uśmiechem reagował na jej bliskość. Za każdym razem kiedy tylko mocniej przytulała się do niego, delikatnie głaskał ją po włosach, uspokajając. Sama nie wiedziała, kiedy ostatnio czuła się tak bezpiecznie w towarzystwie jakiegokolwiek chłopaka. Jednak zrobiło jej się trochę głupio, bo w końcu to był jej przyjaciel, a w dodatku miał dziewczynę.
- Przepraszam za okupowanie twojego ramienia, ale ja po prostu strasznie boje się horrorów. - powiedziała lekko speszona i niechętnie odsunęła się od niego.
- Jeżeli chodzi o ciebie to zawszę chętnie użyczę ci ramienia. - Odpowiedział jej z zabójczym uśmiechem. - Ale skoro boisz się horrorów, to możemy przerwać seans na trochę.
- Z wielką chęcią.- Naprawdę ucieszyła się z faktu zakończenia maratonu. - Za rok nie dam się namówić na horrory. Będziemy oglądać komedie romantyczne.- Powiedziała z udawaną powagą, jednak dosłownie chwilę później oboje śmiali się wniebogłosy.
Naprawdę uwielbiała spędzać z nim czas. Zawsze potrafił ją rozbawić i nigdy się nie nudzili. A kiedy tylko potrzebowała pocieszyciela zawsze służył pomocą, wspierał ją w każdej podjętej decyzji. Była niewiarygodna szczęściarą, że go spotkała. Takiego przyjaciela można byłoby ze świecą szukać. Z resztą nadawał się nie tylko na  przyjaciela. Szkoda tylko, że tego nie zauważała. A może po prostu bała się przyznać? Tego nie wiedział nikt, włącznie z nią samą.
- A właśnie, zapomniałam zapytać, co tam u Ashley? - Po chwili jednak pożałowała tego pytania, widząc zachowanie Joe. Momentalnie posmutniał, chociaż starał się udawać, że wszystko porządku. Może i był dobrym aktorem, ale jego oczy były bezwzględne. Zdradzały każdy szczegół jego samopoczucia, czy tego chciał czy nie. 
- Szczerze to nie wiem i mało mnie to obchodzi.- Odpowiedział, ale kiedy zaskoczone spojrzenie przyjaciółki dosłownie przeszywało go na wylot postanowił sprecyzować swoją wypowiedź.  – Zerwałem z nią kilka dni temu. – Powiedział, spuszczając wzrok na podłogę.
Nie chciał litości z niczyjej trony, nie chciał obarczać jej swoimi problemami. Ten rozdział w jego życiu był całkowicie zamknięty i był całkowicie pewien, że ona już nigdy w nim nie zagości. 
- A powiesz mi chociaż dlaczego to już koniec? W końcu byliście parą dosyć długi czas. - Nie chciała go męczyć, jednak ten fakt naprawdę ją  nurtował.
- Zorientowałem się, że ten związek nie ma przyszłości. Torpedowała wszystkie moje plany na przyszłość i chciała narzucić swoje za wszelką cenę. Chciała zniechęcić mnie do  śpiewania, a moich przyjaciół uważała za nic. - Powiedział wszystko na jednym oddechu. 
Szatynka postanowiła nie drążyć dalej tematu byłej dziewczyny przyjaciela. Nie chciała psuć mu humoru. Natomiast bardzo zaciekawił ją fakt, o którym kilka sekund wcześniej wspomniał brunet. Śpiewanie. Nigdy dotąd nie wspomniał nawet jednym słowem o swojej pasji. I tak właśnie nawiązała się długa rozmowa na ten temat. Nie wiedzieli ile czasu spędzili na konwersacji, a mówiąc szczerze nawet ich to nie obchodziło. Dowiedzieli się o sobie sporo nowych dotąd skrywanych faktów z ich życia i rodziny. Później wrócili do maratonu. Tyle tylko, że zamiast horroru postawili na komedię, zgodnie z wolą Demi. Musieli przyznać, że film przez nich wybrany był naprawdę dobry, a co najważniejsze śmieszny. Świetnie bawili się przy jego oglądaniu, a uśmiech nie znikał z ich twarzy nawet na ułamek sekundy. Brunet z uwagą śledził scena po scenie poczynania bohaterów, kiedy coś niespodziewanie oparło mu się na ramieniu. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zorientował się, iż tym czymś była głowa jego śpiącej przyjaciółki. Nawet nie wiedział kiedy zasnęła, w końcu jeszcze kilka minut temu śmiała się  do łez wraz z nim. Jednego na pewno nie mógł jej odmówić. Wyglądała słodko kiedy spała i nie miał serca, aby jej obudzić. Dlatego tylko objął ją mocniej, aby było jej wygodniej, a ona podświadomie wtuliła się w niego jeszcze bardziej. Uśmiech sam cisnął mu się na twarz, kiedy patrzył, jaka jest bezbronna i niewinna. Podobała mu się jej bliskość, temu nie mógł zaprzeczyć. Wrócił do dalszego oglądania filmu, jednak co jakiś czas spoglądał kątem oka w jej kierunku i głaskał po głowie, by dobrze spała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz