sobota, 7 lipca 2012

Rozdział III


- Nie najlepiej to wygląda… - Selena przyjrzała się fioletowemu siniakowi, który zagościł pod okiem Demi. Rozłożyła przed sobą wszystkie kosmetyki, jakie miała i starała się wybrać taki, który najlepiej zamaskuje ślad po uderzeniu.
- Ała! – Demi jęknęła z bólu, kiedy przyjaciółka dotknęła palcem obolałe miejsce. Dalej nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Nigdy nie myślała, że spotka ją coś takiego. Upokorzył ją i zmieszał z błotem. Mimo to ani na chwilę nie przestała go kochać. Co więcej, wydawało jej się, że kocha go jeszcze mocniej. Chyba naprawdę było z nią coś nie tak.
 - Wiedziałam od samego początku, że to palant! – Selena nałożyła na gąbkę odrobinę podkładu i starała się, jak najdelikatniej wetrzeć go w twarz przyjaciółki. Na nic to się zdało, bo dziewczyna i tak wykrzywiła usta w grymasie.
- Nie prawda! On jest dobry! – nie wiedziała czy bardziej przekonuje samą siebie czy Sel i Miles, która siedziała obok niej i gładziła ją po włosach. Zauważyła, jak dziewczyny wymieniają charakterystyczne spojrzenia. – O co wam chodzi?
- Dems o twoim chłopaku można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest dobry… - Miley spojrzała jej w oczy z zatroskaną miną. Miała ich powoli dość. Powinny ją wspierać, a nie najeżdżać na jej chłopaka.
- Gdyby był dobry, to teraz nie próbowałabym zamaskować tej fioletowej śliwy pod twoim okiem, tylko spokojnie leczyłabym kaca… - Demi przewróciła oczami. Czasami zdawało jej się, że przyjaciółki jej nie rozumieją. Nie próbowały nawet zacząć tolerować Darrena. Teraz pewnie tym bardziej tego nie zrobią.
- Powiedz mi tak szczerze, kiedy on zrobił dla ciebie coś miłego? – Miley spytała całkiem poważnie. Była przeciwna temu związkowi. Widziała, jak chłopak wykorzystywał jej przyjaciółkę. Razem z Seleną wymyślały mu mnóstwo niecenzuralnych przezwisk.
- On… Ja… My rzadko się widujemy i… - znowu go usprawiedliwiała, ale musiała to zrobić. Tak przecież zachowuje się lojalna dziewczyna wobec swojego chłopaka.
- Przestań gadać takie bzdury! – Selena przerwała jej te bezsensowne według niej tłumaczenia. – Ciągle go bronisz! Nie mógł, nie chciał, nie pamiętał, nie lubi! Bez przerwy musisz się za niego tłumaczyć!
- Wiem, ale…
- A pamiętasz twoje ostatnie urodziny? Nie przyszedł nawet na chwilę i nie złożył ci życzeń!
- Był zmęczony po pracy…
- A wasz wakacyjny wyjazd? W ostatniej chwili się rozmyślił i przez dwa miesiące siedziałaś w domu, bo wielki pan hrabia wolał pić piwo i imprezować z kolegami!
- Bo on od początku nie chciał jechać, a ja go strasznie namawiałam…
- A pamiętasz, jak złamałaś rękę i leżałaś w szpitalu i ani razu cię nie odwiedził… - Miley włączyła się do rozmowy, ale nie krzyczała tak, jak jej czarnowłosa przyjaciółka.
- Od dziecka nie znosi zapachu szpitala, mówił mi o tym… - znowu spojrzały na siebie tym samym wzrokiem. – Dziewczyny ja go kocham! Musicie to uszanować! – nie wytrzymała. Rozpłakała się. One widziały w nim potwora. A ona była po prostu zakochaną bez pamięci dziewczyną. Czy to tak ciężko zrozumieć? – Ja wiem, że on nie jest ideałem i daleko mu do księcia na białym koniu, ale kocham go i chcę z nim być. Nie możecie mi tego zabronić.
- Masz rację, nie możemy, ale obiecaj nam, że jeśli jeszcze raz powtórzy się taka sytuacja, to będziemy go mogły wykastrować? – Sel zmarszczyła brew, a z ust Demi wyrwał się niekontrolowany śmiech. Po raz pierwszy od kilku godzin używała swoich strun głosowych do czegoś innego niż płaczu. Po chwili przyjaciółki dołączyły do niej.
- Swoją drogą, ten Joe to fajny jest… - Miles poznała go  wczoraj, ale zdążyła wyrobić sobie o nim zdanie. Nie tylko na temat jego wyglądu, ale i charakteru. No i Demi się z nim dobrze bawiła, a to było dla niej najważniejsze.
- Joe to tylko przyjaciel… - jakiś cichy głosik w jej głowie podpowiadał jej, że mimo wszystko robiło jej się gorąco na jego widok. Odgoniła od siebie natrętną myśl i próbowała pozbyć się z pamięci widoku jego uśmiechniętej twarzy, skupiając się na czymś innym. – Z resztą on ma dziewczynę… Ashley… chyba... – co prawda nie wiele o niej mówił, ale wspomniał, jak ma na imię.
- Dziewczyna nie ściana, da się przesunąć… - Selena zacytowała znane powiedzenie. Demi miała już jej odpowiedzieć, ale usłyszała znaną melodię, wydobywającą się z jej torebki. Szybko wygrzebała z niej telefon i zobaczyła, kto dzwoni. Mimowolnie uśmiechnęła się do siebie.
- O wilku mowa… - dziewczyny przysunęły się bliżej niej, by podsłuchać o czym chłopak będzie chciał z nią pogadać. – Hej, Joe… Nie, nie musisz przepraszać, nie obudziłeś mnie. Dziękuję, już lepiej, nie masz się o co martwić… - zauważyła, jak nad jej głową przyjaciółki przedrzeźniają ją, robiąc maślane oczka. Szturchnęła każdą z nich w ramię. – No nie wiem czy dam radę się spotkać. – Szybko pokiwały głowami, żeby się zgodziła. – Dobrze, ale wezmę ze sobą przyjaciółki… Do zobaczenia! – rozłączyła się i spojrzała na nie. – Jesteście okropne i za karę musicie iść ze mną…
- Na mnie nie licz, muszę wracać do pracy, a później mam randkę z twoim bratem… - Miley pożegnała się z nimi, całując obie w policzki i wyszła.
Szatynka spojrzała na drugą towarzyszkę. Naprawdę nie chciała iść tam sama. Wiedziała, że jeśli tak by zrobiła, musiałaby słuchać kąśliwych uwag jednej, jak i drugiej. No i jeszcze pozostawała kwestia Darrena. Gdyby przypadkiem się dowiedział to nie byłby zadowolony, a wtedy stawał się nieobliczalny. Na jej twarzy właśnie widniał jeden z dowodów jego chwilowej niepoczytalności.
- Błagam, Dems! Pozwól mi zakopać się pod kołdrą i umrzeć z bólu głowy! – czarnowłosa złożyła ręce, jak do modlitwy i zrobiła minę zbitego psa. – Po za tym nie mam ochoty patrzeć, jak będziesz z nim flirtować…
- Po pierwsze, to trzeba było tyle nie pić… - podeszła do szafy i zaczęła przeglądać ubrania, wyrzucając je z jej środka wprost na podłogę. – A po drugie to nie mam zamiaru z nim flirtować… - zastanawiała się, skąd w ogóle Selenie przyszedł taki pomysł do głowy. Była ostatnią osobą, która kiedykolwiek z kimkolwiek flirtowała. Nie, żeby nie umiała, ale najzwyczajniej w świecie nie miała na to ochoty. Nawet z Joe. Nawet!, szepnął znowu ten sam złośliwy głosik w jej głowie. Czyli Joseph to ktoś więcej niż tylko przyjaciel?, uderzyła się dłonią w czoło, chcąc się go pozbyć.  Nie wiedziała tylko, co jest bardziej natrętne. Ten głos czy obraz oczu Joe wpatrzonych w nią wczoraj w czasie tańca. Powinna wziąć długą, gorącą kąpiel.
- Musisz założyć okulary, bo i tak będzie widać siniaka… - obie spoglądały teraz w lustro. Rzeczywiście ślad po uderzeniu był tak duży, że nie dało się go przykryć w całości. – No chyba, że chcesz, żeby wspaniały rycerz Joe zobaczył co ci się stało i wyrwał cię z okrutnych ramion złego Darrena… A później będziecie żyć długo i szczęśliwie!
Demi spojrzała na nią z pewnym powątpiewaniem.
- Naprawdę nie powinnaś pić…


Poprawiła przyciemniane okulary i spojrzała przed siebie. Znajomy chłopak pomachał do niej. Cieszyła się, że znowu go widzi. Przynajmniej na chwilę zapomni o tym, co się stało. Pociągnęła przyjaciółkę za ramię i ruszyła w stronę stolika, przy którym siedział.
- Hej! - nie wiedział, jakim cudem, ale samą swoją osobą poprawiła mu humor. Rano pokłócił się z Ash o kolejną bzdurę i chciał to odreagować.
- Cześć! - coś skręciło się w jej żołądku, kiedy na niego spojrzała. Staliby tak pewnie dłużej, wpatrując się w siebie gdyby nie ciche pochrząkiwanie Seleny, próbującej przypomnieć o swojej obecności. – Właśnie! Joe to moja najlepsza przyjaciółka, Selena… - uścisnęli sobie ręce po czym usiedli przy stoliku, zakrytym wielkim parasolem.
- Właściwie Joe to czuję się, jakbym znała cię nie od dziś… Demi wiele o tobie opowiadała… Wstała dzisiaj rano i powiedziała nam, jak świetnie się z tobą wczoraj bawiła i jak dobrym pocieszycielem jesteś… - Demi kopnęła ją z całej siły w kostkę. Przyjaciółka spojrzała na nią  z miną „zaufaj mi wiem, co robię”. Za każdym razem, kiedy czarnowłosa tak myślała działo się zupełnie na odwrót.
- Ja też się z nią dobrze bawiłem… - znowu się do niej uśmiechnął, a jej policzki przybrały barwę szkarłatu. Miała ochotę zakopać się pod ziemią i już nigdy nie wychodzić. – Powiedzcie mi tylko jedno… Wiem, że pewnie nie znam się na modzie, ale po co wam te okulary? Nie ma dzisiaj słońca… - Sel zobaczyła, jak jej przyjaciółka natychmiastowo zbladła. Musiała coś szybko wymyślić.
- Po prostu cierpię na poimprezowy ból głowy i światło dzienne strasznie mnie wkurza, a Demi solidaryzuje się ze mną w bólu. – to była chyba najgłupsza rzecz, jaką zmyśliła, ale sądząc po minie chłopaka, kupił to. Jej rozważania przerwała postać, która do nich podeszła. Wysoki chłopak o kręconych włosach przywitał się z Joe a później z Demi. W końcu swoim wzrokiem namierzył ją. Była pewna, że gdzieś go już widziała. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały, ale on pierwszy odwrócił głowę.  – Czy my się przypadkiem nie znamy? – spytała, gdy Joe przedstawiał ich sobie.
- Wątpię… - zdziwił się, gdy ją zobaczył, chociaż prawie jej nie poznał. Wyglądała dzisiaj o wiele lepiej, bez makijażu i w rozpuszczonych włosach. Bardzo niewinnie, jak na kogoś kto kilkanaście godzin temu próbował zaciągnąć go do łóżka.
Nawet nie próbowała wsłuchiwać się w rozmowę ani tym bardziej w niej uczestniczyć. Obserwowała, jak Demi śmiała się z czegoś, co opowiadał czarnowłosy chłopak. Nie ona się nie śmiała! Ona chichotała, co chwila poprawiając włosy. Selena nie zauważyła, kiedy kelnerka przyniosła im coś do picia ani kto to dla niej zamówił. Upiła łyk ze szklanki i dopiero wtedy poczuła, że jest głodna. Niestety, jak po każdej imprezie musiała przejść na przymusowy detoks. Inaczej przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny nie wyszłaby z łazienki. Cały ten czas obserwowała chłopaka siedzącego naprzeciwko niej. Bawił się telefonem komórkowym, co jakiś czas wtrącając w rozmowę. Postanowiła, że się ulotni, kiedy Demi zaczęła się śmiać tak głośno, że goście kawiarni siedzący przy innych stolikach odwracali głowy, by zobaczyć, co się dzieje.
- Na mnie już czas. Powinnam być już w domu. – szatynka nie wierzyła w jej słowa. Selena nie wracała nigdy do domu, kiedy miała wolne. Właściwie to pokazywała się tam raz w tygodniu, by udowodnić swojej matce, że jeszcze żyje i ma się dobrze. Mieszkała trochę u niej i trochę u Miles. Dlatego to, co mówiła pachniało jej jednym, wielkim kłamstwem. Nie wiedziała tylko czym było spowodowane.
- Stąd masz kawał drogi. Poczekaj na mnie, to pójdziemy razem.
- Muszę spakować parę rzeczy i trochę mi się spieszy…
- W takim razie Nick, może cię podwieźć, a ja odprowadzę Demi do domu… - wtrącił się Joe. Jego młodszy brat nie był tym zadowolony, ale pokiwał głową na znak, że się zgadza. Wszystko było lepsze niż patrzenie na dwójkę ludzi, pomiędzy którymi rodzi się uczucie.
- Do zobaczenia wieczorem Dee – ucałowała przyjaciółkę w czoło i pomachała do chłopaka na pożegnanie. – Miło było cię poznać, Joe! 


Jeszcze nigdy nie czuła się tak niezręcznie w towarzystwie, jakiegokolwiek chłopaka. Od kiedy jechali samochodem nie odezwał się do niej ani nie spojrzał na nią ani razu. Ona, Selena Gomez była ignorowana przez chłopaka! I to jeszcze przez takiego, który nie był wcale najprzystojniejszy. Siedziała obok niego, a on ją olewał! Co było z nim nie tak?
- Wyspałaś się? – zmienił stację radiową, by posłuchać czegoś, co nie było sentymentalną balladą o nieudanym związku.
- Co? – zapytała wyrwana z lekkiego transu.
- Miałaś ciężką noc… - chciał dodać coś jeszcze, ale ugryzł się w język.
- Skąd ty… Aaa – przypomniała sobie, że to jego twarz widziała ostatnią wczorajszego wieczoru. Zaniósł ją do pokoju Demi i… zostawił samą. Nie była do tego przyzwyczajona. – To dlaczego skłamałeś, że mnie nie znasz?
- Bo znajomość z tobą nie jest dla mnie powodem do dumy.
Zabolało. Coś w środku niej zatrzęsło się niebezpiecznie. Policzyła w myślach do dziesięciu o wzięła głęboki oddech.
- Nie znasz mnie i nic o mnie nie wiesz… - nie była święta, ale nie było z nią jeszcze tak najgorzej. Dobrze się uczyła, dostawała nawet stypendium naukowe i była przewodniczącą szkolnego samorządu.
- Znam cię z opowieści, Seleno… - nie lubiła, gdy tak się do niej zwracano. A w jego ustach jej imię zabrzmiało, jak obelga. – Spałaś z połową moich kumpli ze szkoły…
- Gdzie chodzisz ?
- Do Riversride… - no tak, mogła się tego spodziewać. Uczył się w prywatnym liceum i woził sportowym samochodem. I rzeczywiście znała kilku chłopaków stamtąd, ale oczywiście w plotce ta liczba urosła do większych rozmiarów.
- Zatrzymaj się. – powtórzyła to jeszcze raz. – Zatrzymaj się! – powtórzyła nieco głośniej. Nie dojechali jeszcze na miejsce, ale wolała wysiąść niż patrzeć na niego. – Teraz ja ci coś powiem… Jesteś pieprzonym snobem, któremu rodzice płacą za szkołę! Żaden wyczyn! Nie przeżyłbyś ani jednego dnia bez karty kredytowej! A i powiedz swoim kolegom, że są ciency… I ty pewnie też!
- Skończyłaś? – nie czuł się urażony tym, co powiedziała. Słowa pustej panienki nie znaczyły dla niego zbyt wiele. 
- Jeszcze jedno… Pieprz się Jonas! – trzasnęła drzwiami i odeszła. Nim się obejrzał zniknęła gdzieś za zakrętem.


- Twoja przyjaciółka jest…
- Specyficzna, wiem…
- Chciałem powiedzieć zabawna, ale twoje określenie lepiej pasuje. – zaśmiali się znowu, nie wiadomo który już raz dzisiaj. Zostali sami, ale nie przeszkadzało im to w zupełności. – Demi mogę cię o coś zapytać? – powiedział poważniejszym głosem. Miał to zrobić już wcześniej, ale przy Nicku i Selenie nie chciał poruszać tego tematu.
- Śmiało. – uśmiechnęła się do niego zachęcająco.
- Pogodziłaś się z Darrenem? – zobaczył, że posmutniała w jednej minucie. Zaklął w duchu, że popsuł jej humor jednym pytaniem.
- Nie… - odparła, zaciskając gardło, by się nie rozpłakać. Dzwonił już dzisiaj do niej kilka razy, ale odrzucała wszystkie połączenia. Nie wyobrażała sobie, jak będzie wyglądać ich rozmowa. Kochała go, ale potrzebowała odpocząć od niego i wszystko przemyśleć. – Mam dla ciebie propozycję… Możemy o nim nie rozmawiać?
- Dobrze jeśli ty zgodzisz się na moją prośbę?
- Jaką?
- Zdejmij wreszcie te okulary…
- Czemu ci tak na tym zależy?
- Bo lubię ładnym dziewczynom patrzeć prosto w oczy… - powiedział uwodzicielskim tonem, ale widząc przerażenie na jej twarzy roześmiał się. – Zdejmuj je… - pokiwała głową, na znak, że tego nie zrobi, więc podszedł do niej i sam je ściągnął. Schyliła głowę, żeby nie zobaczył sińca pod okiem. Na próżno, jednak. Zauważył. – Pokaż… - ukucnął przed nią i chwycił delikatnie jej podbródek. Zobaczył fioletowy ślad po uderzeniu. – Demi czy to…
- Nie! – zaprzeczyła trochę za szybko.
- Na pewno? – nie wierzył jej. Nie znał Darrena i nie chciał go oceniać, ale po wczorajszym wieczorze, mógł się po nim spodziewać wszystkiego. – Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim…
- Naprawdę… Selena otworzyła szafkę, a ja tego nie zauważyłam i uderzyłam się o drzwiczki. Naprawdę – powtórzyła, widząc, że go nie przekonuje. – Zrobiło się już późno i powinnam wracać do domu. – odpowiedziała po kilku minutach milczenia.
- Odprowadzę cię, tak jak obiecałem… - zawołał kelnerkę i poprosił o rachunek. – Demi wiesz, że jeśli to on ci to zrobił to…
- Wiem, Joe, wiem… - zrobiła coś czego się po sobie nie spodziewała. Podeszła do niego, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz