Podeszła niepewnie do swojego
chłopaka. Bez słowa wziął ja za rękę i pociągnął za sobą na
piętro. Bała się rozmowy z nim. Wiedziała, że zdarza mu się czasem
być agresywnym, a tym bardziej, że jego mina w tym momencie nie wyrażała nic
dobrego, miała powody do zmartwienia. Wciąż trzymając ją mocno za rękę wciągnął
ją do pierwszego lepszego pokoju, po czym zamknął drzwi. Stanął
przed nią z miną zabójcy, który właśnie stoi naprzeciw swojej ofiary. Demi
stała tylko i czekała kiedy zacznie kolejną awanturę, jednak on nadal stał w
milczeniu. Przez myśl przeszło jej, ze tym razem będzie inaczej, że opanuje się
i nie będzie jej robił scen zazdrości, jak miał to w zwyczaju. Jednak szybko
spotkała się z rzeczywistością kiedy wreszcie wybuchł.
-Powiesz, dlaczego mi to robisz?-
zapytał mocno podniesionym głosem, patrząc na wystraszoną
dziewczynę.- No powiesz mi wreszcie?- wypowiadając te słowa podniósł głos
jeszcze bardziej.
- Ale o co ci chodzi?- niepewnie
spojrzała mu w oczy, które nadal wyrażały niepohamowany gniew wobec jej osoby.
- O ciebie i o tego palanta, z
którym leżałaś na podłodze. Nie ma to jak zabawianie się z innym kolesiem,
wiedząc, że nieopodal stoi twój chłopak no, nie?- spytał z lekkim poirytowaniem
w głosie nadal mierząc wzrokiem szatynkę, która z każdym
wypowiedzianym przez niego słowem wyglądała na coraz bardziej
przerażoną.
- Przecież z Josephem nic mnie
nie łączy to tylko mój przyjaciel, a skoro ty wyszedłeś sobie bez słowa, on
bawił się ze mną. Z Reszta to ty powinieneś mi się tłumaczyć gdzie zniknąłeś, a
nie ja tobie.- powiedziała bardzo cicho obawiając
się jego reakcji.
- Po pierwsze to odwal się od
tego gdzie byłem. To tylko i wyłącznie moja sprawa. A po drugie to nie chcę cię
już więcej widzieć razem z tym idiotom, a jak nie uszanujesz tego to mu te
śliczne białe ząbki powybijam.
- Proszę cię zostaw Joe w
spokoju. I Mówię ci to po raz kolejny. On jest tylko moim przyjacielem. Nie
możesz mi zakazać się z nim spotykać.- powiedziała trochę
pewniej broniąc swojego… przyjaciela. Pomimo tego ze znała go
dopiero kilka godzin mogła śmiało go tak nazwać.
- Powiedziałem już co miałem
powiedzieć i zdania nie zmienię. Więc czcze tylko raz go zobaczę w twoim
towarzystwie to nie chciałbym być w jego skórze.
- Nie będziesz rządził z kim mogę
się spotykać a z kim nie.- powiedziała po raz kolejny, po czym miała
zamiar wyjść z pomieszczenie, lecz jego dłoń złapała ja za
nadgarstek i gwałtownie odwróciła w jego kierunku.- Nie bądź tego taka pewna.-
powiedział wściekle, a następnie zrobił cos czego zupełnie się nie spodziewała.
W jednej chwili uderzył ją z całej siły w twarz, po czym wybiegł z
pomieszczenie trzepiąc drzwiami. W tej samej chwili osunęła
się po ścianie i zaczęła płakać. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co
przed chwilą zrobił jej chłopak. Przecież nigdy się tak nie zachowywał. Co
prawda zdarzało mu się urządzać jej awantury i robić sceny zazdrości, jednak
jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło się aby podniósł na nią rękę. Łzy
mimowolnie ciekły po jej policzkach, a ona sama nie znała sposobu żeby temu
zapowiedz. Chciała być teraz z dala od tego miejsca, od tej całej imprezy, no i
przede wszystkim od Darrena. Podniosła się, po czym skierowała się w
stronę schodów prowadzących na parter, gdzie aktualnie odbywała się impreza.
Przyspieszonym krokiem dotarła do drzwi frontowych, mając nadzieję,
ze nikt nie zauważy jej wyjścia. Kiedy tylko przekroczyła próg, od
razu skierowała się w stronę parku. Było to dla niej miejsce, które pozwalało
jej odpocząć od wszystkich z otoczenia, przemyśleć pewne
sprawy. Chciała się wyciszyć, i uniknąć palących pytań swoich
przyjaciółek, co się stało, gdyż miejsce po uderzeniu zapewne nie wyglądało
zbyt dobrze. Szybko dotarła do miejsca, gdzie jeszcze dziś rano
spotkała Joe. No właśnie Joseph, to właśnie on był powodem całego
tego zamieszania. Jednak nie winiła go, w końcu Darren niejednokrotnie już
bywał zazdrosny o każdego chłopaka, z którym miała jakikolwiek kontakt. Przez
jej głowę przelatywały tysiące myśli i wspomnień związanych z Darrenem.
Każda z nich wywoływała u niej jeszcze większy napad płaczu.
Od chwili kiedy
Darren zaciągnął ją na górę siedział, spoglądając w
stronę schodów, czekając kiedy z nich zejdzie. Bał się o nią. W końcu to z jego
powodu szanowny pan Brass urządzał jej teraz na górze ostrą
awanturę. Sam nie wiedział o co mu chodziło. W końcu nie robili z
Demi nic złego, tylko tańczyli. Jednak jego mina nie wyglądała zbytnio dobrze.
Wyrażała rozwścieczenie względem jego i Demetrii. Nagle
jego rozmyślania przerwał widok Darrena, wybiegającego z domu. Jednak
dziewczyna nadal nie schodziła. Po kilku minutach oczekiwania stracił
cierpliwość i już miał zamiar pójść zobaczyć co się z nią dzieje, jednak szybko
dostał odpowiedź. Demetria zeszła ze schodów i ruszyła szybkim krokiem w
kierunku wyjścia. Nie wyglądała zbyt dobrze. Łzy ciekły jej strumieniami po
policzkach, a z imprezowego makijażu zostały tylko czarne smugi na jej twarzy.
Kiedy tylko dotarła do drzwi frontowych bez zastanowienia wybiegła z domu.
Wiedział, wiedział, ze musi za nią iść, ze go potrzebuje. Szybko podniósł się z
fotela, na którym siedział i ruszył za szatynką. Kiedy tylko przekroczył próg
mieszkania, wiedział dokąd iść. Wiedział, ze Demi właśnie teraz będzie chciała
odizolować się od świata i porozpaczać w samotności. A jedynym miejscem
pozwalającym na to był park, a dokładniej miejsce, gdzie się poznali. Ruszył
więc przyspieszonym krokiem w tamtym kierunku. Mijał kolejne opustoszałe już o
tej godzinie alejki. W końcu było już grubo po północy. Kiedy
zbliżał się do miejsca gdzie jeszcze dzisiaj rano sam użalał się nad sobą
usłyszał ciche szlochanie. Od razu wiedział do kogo ono należy. Przeszedł
jeszcze kilkanaście kroków i w ciemnościach zauważył kontury osoby, siedzącej
na ławce. Po cichu podszedł do niej i postanowił ujawnić swoją obecność.
- Wszystko w porządku- zapytał
ciepłym głosem, na co dziewczyna wzdrygnęła nerwowo i odwrócił głowę w jego
kierunku.
- W jak najlepszym- powiedziała
próbując ukryć to, ze płacze.
-Właśnie widzę. Resztki makijażu,
które jeszcze pozostały na twojej twarzy, i roztrzęsiony głos mówią jednak coś
zgoła innego.- powiedział troskliwym głosem, po czym usiadł na ławce obok niej.
-Nic mi nie jest. Po prostu muszę
jakoś odreagować moja kłótnię z Darrenem.
-Przepraszam cię za tą całą
akcję, w końcu to przeze mnie była ta cała kłótnia. No bo wiesz…- chciał
dokończyć jednak ona mu przerwała.
- Nie masz za co przepraszać
przecież nie zrobiłeś niczego złego, tylko mój chłopak jest czasami zbyt
nerwowy.- ostatnie słowa wypowiedziała już trochę ciszej i smutnym głosem, co
bez problemu spostrzegł Joseph.
-Często zdarza mu się robić ci
takie awantury o nic?- spytał z lekkim zaciekawieniem.
-Ostatnio coraz częściej. Na
początku byliśmy szczęśliwą parą. Jednak teraz coś zaczęło się psuć. Zaczął
często znikać wieczorami, przestał być tym chłopakiem, w którym się zakochałam.
No ale w końcu nawet najlepszy związek ma swoje wzloty i upadki.- powiedziała
to patrząc się w dal.
- W sumie masz rację. Ale ludzie
w dobrym związku nie kłócą się o byle błahostkę. A czy on, no wiesz, czy
kiedykolwiek podniósł na ciebie rękę?- spytał.
-Jeszcze nigdy mu się to nie
zdarzyło.- skłamała. Nie chciała się jeszcze bardziej użalać nad sobą, i
wykorzystała fakt, że panował mrok, więc Joe nie mógł zobaczyć śladu, które
zostało po uderzeniu jej chłopaka.
-Ma szczęście bo wtedy ze mną
miałby doczynienia- powiedział próbując lekko rozweselić szatynkę, co po części
mu się udało, gdyż powoli się uspokajała, a łzy nie spływały jej już po
policzkach. Kiedy już całkowicie uspokoiła się, zaczęli rozmawiać om wszystkim
i o niczym. On opowiadał o swoim bracie, szkole oraz
zaczął mówić swojej dziewczynie, Ashley. Szybko zmienił jednak temat, a jego
głos trochę posmutniał, co zauważając szatynka postanowiła nie drążyć dalej tematu.
Później, dla odmiany to ona zaczęła opowiadać o ciekawych aspektach ze swojego
życia, o swoich braciach, przyjaciółkach no i o rodzicach. Nawet nie wiedzieli
kiedy minęło ponad dwie godziny, i powoli zaczęło się ochładzać. Impreza w domu
szatynki dobiegła końca zapewne niedługo po ich wyjściu, dlatego postanowili
wróci ć już do swoich domów. Zanim jednak Joseph ruszył w kierunku swojego
mieszkania, odprowadził swoją towarzyszkę, po czym upewniając się że na pewno
weszła do domu sam wrócił do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz