sobota, 7 lipca 2012

Rozdział II


Podeszła niepewnie do swojego chłopaka. Bez słowa wziął ja za rękę i pociągnął za sobą na piętro.  Bała się rozmowy z nim. Wiedziała, że zdarza mu się czasem być agresywnym, a tym bardziej, że jego mina w tym momencie nie wyrażała nic dobrego, miała powody do zmartwienia. Wciąż trzymając ją mocno za rękę wciągnął ją do pierwszego lepszego pokoju, po czym zamknął  drzwi. Stanął przed nią z miną zabójcy, który właśnie stoi naprzeciw swojej ofiary. Demi stała tylko i czekała kiedy zacznie kolejną awanturę, jednak on nadal stał w milczeniu. Przez myśl przeszło jej, ze tym razem będzie inaczej, że opanuje się i nie będzie jej robił scen zazdrości, jak miał to w zwyczaju. Jednak szybko spotkała się z rzeczywistością kiedy wreszcie wybuchł.
-Powiesz, dlaczego mi to robisz?- zapytał  mocno podniesionym głosem, patrząc na wystraszoną dziewczynę.- No powiesz mi wreszcie?- wypowiadając te słowa podniósł głos jeszcze bardziej.
- Ale o co ci chodzi?- niepewnie spojrzała mu w oczy, które nadal wyrażały niepohamowany gniew wobec jej osoby.
- O ciebie i o tego palanta, z którym leżałaś na podłodze. Nie ma to jak zabawianie się z innym kolesiem, wiedząc, że nieopodal stoi twój chłopak no, nie?- spytał z lekkim poirytowaniem w głosie nadal mierząc wzrokiem  szatynkę, która z każdym wypowiedzianym przez niego słowem  wyglądała na coraz bardziej przerażoną.
- Przecież z Josephem nic mnie nie łączy to tylko mój przyjaciel, a skoro ty wyszedłeś sobie bez słowa, on bawił się ze mną. Z Reszta to ty powinieneś mi się tłumaczyć gdzie zniknąłeś, a nie ja tobie.- powiedziała bardzo cicho  obawiając się  jego reakcji.
- Po pierwsze to odwal się od tego gdzie byłem. To tylko i wyłącznie moja sprawa. A po drugie to nie chcę cię już więcej widzieć razem z tym idiotom, a jak nie uszanujesz tego to mu te śliczne białe ząbki powybijam.
- Proszę cię zostaw Joe w spokoju. I Mówię ci to po raz kolejny. On jest tylko moim przyjacielem. Nie możesz mi zakazać się z nim spotykać.- powiedziała trochę pewniej  broniąc swojego… przyjaciela. Pomimo tego ze znała go dopiero kilka godzin mogła śmiało go tak nazwać.
- Powiedziałem już co miałem powiedzieć i zdania nie zmienię. Więc czcze tylko raz go zobaczę w twoim towarzystwie to nie chciałbym być w jego skórze.
- Nie będziesz rządził z kim mogę się spotykać a z kim nie.- powiedziała po raz kolejny, po czym  miała zamiar wyjść z pomieszczenie, lecz jego  dłoń złapała ja za nadgarstek i gwałtownie odwróciła w jego kierunku.- Nie bądź tego taka pewna.- powiedział wściekle, a następnie zrobił cos czego zupełnie się nie spodziewała. W jednej chwili uderzył ją z całej siły w twarz, po czym wybiegł z pomieszczenie  trzepiąc drzwiami. W tej samej chwili osunęła się  po ścianie i zaczęła płakać. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą zrobił jej chłopak. Przecież nigdy się tak nie zachowywał. Co prawda zdarzało mu się urządzać jej awantury i robić sceny zazdrości, jednak jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło się aby podniósł na nią rękę. Łzy mimowolnie ciekły po jej policzkach, a ona sama nie znała sposobu żeby temu zapowiedz. Chciała być teraz z dala od tego miejsca, od tej całej imprezy, no i przede wszystkim od Darrena.  Podniosła się, po czym skierowała się w stronę schodów prowadzących na parter, gdzie aktualnie odbywała się impreza. Przyspieszonym krokiem  dotarła do drzwi frontowych, mając nadzieję, ze nikt nie zauważy jej wyjścia.  Kiedy tylko przekroczyła próg, od razu skierowała się w stronę parku. Było to dla niej miejsce, które pozwalało jej odpocząć od wszystkich z otoczenia, przemyśleć pewne sprawy.  Chciała się wyciszyć, i uniknąć palących pytań swoich przyjaciółek, co się stało, gdyż miejsce po uderzeniu zapewne nie wyglądało zbyt dobrze.  Szybko dotarła do miejsca, gdzie jeszcze dziś rano spotkała Joe. No właśnie Joseph,  to właśnie on był powodem całego tego zamieszania. Jednak nie winiła go, w końcu Darren niejednokrotnie już bywał zazdrosny o każdego chłopaka, z którym miała jakikolwiek kontakt. Przez jej głowę przelatywały  tysiące myśli i wspomnień związanych z Darrenem. Każda z nich wywoływała u niej jeszcze większy napad płaczu.


Od chwili kiedy Darren  zaciągnął ją na górę siedział,  spoglądając w stronę schodów, czekając kiedy z nich zejdzie. Bał się o nią. W końcu to z jego powodu szanowny pan Brass urządzał jej teraz na górze ostrą awanturę.  Sam nie wiedział o co mu chodziło. W końcu nie robili z Demi nic złego, tylko tańczyli. Jednak jego mina nie wyglądała zbytnio dobrze. Wyrażała rozwścieczenie względem  jego i Demetrii.  Nagle jego rozmyślania przerwał widok Darrena, wybiegającego z domu. Jednak dziewczyna nadal nie schodziła. Po kilku minutach oczekiwania stracił cierpliwość i już miał zamiar pójść zobaczyć co się z nią dzieje, jednak szybko dostał odpowiedź. Demetria zeszła ze schodów i ruszyła szybkim krokiem w kierunku wyjścia. Nie wyglądała zbyt dobrze. Łzy ciekły jej strumieniami po policzkach, a z imprezowego makijażu zostały tylko czarne smugi na jej twarzy. Kiedy tylko dotarła do drzwi frontowych bez zastanowienia wybiegła z domu. Wiedział, wiedział, ze musi za nią iść, ze go potrzebuje. Szybko podniósł się z fotela, na którym siedział i ruszył za szatynką. Kiedy tylko przekroczył próg mieszkania, wiedział dokąd iść. Wiedział, ze Demi właśnie teraz będzie chciała odizolować się od świata i porozpaczać w samotności. A jedynym miejscem pozwalającym na to był park, a dokładniej miejsce, gdzie się poznali. Ruszył więc przyspieszonym krokiem w tamtym kierunku. Mijał kolejne opustoszałe już o tej godzinie alejki. W końcu było już grubo po północy.  Kiedy zbliżał się do miejsca gdzie jeszcze dzisiaj rano sam użalał się nad sobą usłyszał ciche szlochanie. Od razu wiedział do kogo ono należy. Przeszedł jeszcze kilkanaście kroków i w ciemnościach zauważył kontury osoby, siedzącej na ławce. Po cichu podszedł do niej i postanowił ujawnić swoją obecność.
- Wszystko w porządku- zapytał ciepłym głosem, na co dziewczyna wzdrygnęła nerwowo i odwrócił głowę w jego kierunku.
- W jak najlepszym- powiedziała próbując ukryć to, ze płacze.
-Właśnie widzę. Resztki makijażu, które jeszcze pozostały na twojej twarzy, i roztrzęsiony głos mówią jednak coś zgoła innego.- powiedział troskliwym głosem, po czym usiadł na ławce obok niej.
-Nic mi nie jest. Po prostu muszę jakoś odreagować moja kłótnię z Darrenem.
-Przepraszam cię za tą całą akcję, w końcu to przeze mnie była ta cała kłótnia. No bo wiesz…- chciał dokończyć jednak ona mu przerwała.
- Nie masz za co przepraszać przecież nie zrobiłeś niczego złego, tylko mój chłopak jest czasami zbyt nerwowy.- ostatnie słowa wypowiedziała już trochę ciszej i smutnym głosem, co bez problemu spostrzegł Joseph.
-Często zdarza mu się robić ci takie awantury o nic?- spytał z lekkim zaciekawieniem.
-Ostatnio coraz częściej. Na początku byliśmy szczęśliwą parą. Jednak teraz coś zaczęło się psuć. Zaczął często znikać wieczorami, przestał być tym chłopakiem, w którym się zakochałam. No ale w końcu nawet najlepszy związek ma swoje wzloty i upadki.- powiedziała to patrząc się w dal.
- W sumie masz rację. Ale ludzie w dobrym związku nie kłócą się o byle błahostkę. A czy on, no wiesz, czy kiedykolwiek podniósł na ciebie rękę?- spytał.
-Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło.- skłamała. Nie chciała się jeszcze bardziej użalać nad sobą, i wykorzystała fakt, że panował mrok, więc Joe nie mógł zobaczyć śladu, które zostało po uderzeniu jej chłopaka.
-Ma szczęście bo wtedy ze mną miałby doczynienia- powiedział próbując lekko rozweselić szatynkę, co po części mu się udało, gdyż powoli się uspokajała, a łzy nie spływały jej już po policzkach. Kiedy już całkowicie uspokoiła się, zaczęli rozmawiać om wszystkim i o niczym.  On opowiadał o swoim bracie,  szkole oraz zaczął mówić swojej dziewczynie, Ashley. Szybko zmienił jednak temat, a jego głos trochę posmutniał, co zauważając szatynka postanowiła nie drążyć dalej tematu. Później, dla odmiany to ona zaczęła opowiadać o ciekawych aspektach ze swojego życia, o swoich braciach, przyjaciółkach no i o rodzicach. Nawet nie wiedzieli kiedy minęło ponad dwie godziny, i powoli zaczęło się ochładzać. Impreza w domu szatynki dobiegła końca zapewne niedługo po ich wyjściu, dlatego postanowili wróci ć już do swoich domów. Zanim jednak Joseph ruszył w kierunku swojego mieszkania, odprowadził swoją towarzyszkę, po czym upewniając się że na pewno weszła do domu sam wrócił do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz