Stał przed lustrem w swoim
pokoju, zastanawiając się co ma założyć na imprezę już od prawie godziny. Z
reguły lubił ład i porządek, a jego pokój był czysty i schludny, lecz nie tym
razem. W całym pomieszczeniu panował chaos, a praktycznie wszystkie meble i
sprzęty, które się tu znajdowały pokryte były ubraniami. Nie mógł się na
nic zdecydować i ciągle stał w martwym punkcie choć impreza zaczynała się
już za półtorej godziny. Właśnie w momencie, kiedy wzniósł wzrok ku górze
prosząc o wybawienie, próg sypialni przekroczył jego młodszy brat Nick.
Miał on szesnaście lat i był wysokim, dobrze zbudowanym, przystojnym
brunetem z burzą loków na głowie. Swoją droga dzięki swojej fryzurze zdobył
przydomek „Loczek”, który wcale mu nie przeszkadzał a wręcz podobał. Gdy
tylko przekroczył próg pokoju brata przeraził się ilością ubrań leżących
dosłownie wszędzie. Następnie przeniósł pełne dezaprobaty spojrzenie na Joe’go,
który stał przed lustrem z bezradną miną. Taki widok naprawdę go rozbawił, ale
zdawał sobie sprawę, ze jeżeli nie pomoże mu zaraz to nie dotrą na ta imprezę nawet
w przyszłym stuleciu.
-Powiem ci bracie ze masz
problemy jak nie jedna dziewczyna. Zachowujesz się co najmniej jakbyś szykował
się na rozdanie Oskarów czy coś.- powiedział przekopując się przez dywan usłany
z ubrań w celu dostania się do miejsca, w którym właśnie stał jego brat.
-Bardzo śmieszne. Widzę, ze masz
niezły ubaw.- powiedział podenerwowanym głosem.
-A tak na serio może pomóc ci
trochę, bo widzę, ze jeżeli nie to niedługo zginiesz pod sterta własnych ubrań
i w życiu nie dotrzemy na ta imprezę.- uśmiechnął się znów w kierunku
brata.
-Szczerze, to byłbym bardzo
wdzięczny.-powiedział, a na jego twarzy wreszcie można było zauważyć uśmiech.
Na te słowa "Loczek" podszedł do sterty ubrań stacjonujących na łóżku
Josepha po czym zaczął ją przekopywać ją, w poszukiwaniu stroju dla niego. Po
krótkiej chwili zastanowienia wybrał dla brata zestaw składający się z czarnego
T-shirtu, ciemnych jeansów i szarej marynarki, po czym bez słowa podał go
bratu. Ten szybko wziął wybrany przez brata strój i szybko zniknął za drzwiami
łazienki. Szybko przebrał się i wrócił z powrotem do pomieszczenia, które
opuścił przed chwilą, aby przejrzeć się w lustrze. Wyglądał naprawdę dobrze.
Trzeba było przyznać, ze jego młodszy braciszek znał się na rzeczy.
-No i teraz możesz się bracie
ludziom pokazać.- skomentował wygląd Joe’go Nick. Teraz tylko
zajmij się fryzurą, bo z tym ci chyba służyć radą nie muszę i ogarnij trochę
ten burdel.- mówiąc to pokazał na sterty ciuchów porozrzucanych po całym
pomieszczeniu, po czym wyszedł. Dopiero teraz dostrzegł przerażający bałagan
jaki panował w jego pokoju. Pomimo tego, ze naprawdę nie chciało mu się tego
robić sprzątnął szybko ubrania, po czym ułożył fryzurę i był praktycznie gotowy
do wyjścia. Została mu już tylko jedna rzecz, którą musiał zrobić przed
wyjściem. Podszedł do krzesła, na którym wisiały nadal jeszcze mokre jeansy
noszone przez niego dzisiejszego dnia w parku, po czym zaczął szukać czegoś w
jednej z kieszeni. W końcu wydobył z niej malutką, pomięta karteczkę, której właśnie
szukał, przeczytał adres, który był na niej napisany i na wszelki wypadek
schował ją do swojej kieszeni. Wreszcie mógł zejść na dół, gdzie jego brat ze
zniecierpliwieniem gotowy już id ponad piętnastu minut na niego czekał. Wziął
klucze od domu, które leżały na komodzie tuż przy drzwiach wyjściowych i
wreszcie wraz z Nicholasem opuścili mieszkanie. Szli nieznaną dotąd im okolicą,
mijając zupełnie obce im zabudowania i ludzi. Chociaż mieszkali tu już od
dłuższego czasu tej części miasta nie mieli jeszcze przyjemności
zwiedzić. W pewnym momencie starszy z braci skręcił w mniejszą, znacznie mniej
uczęszczaną uliczkę, a jego brat podążył za nim.
-Powiesz mi, kto urządza ta
imprezę, ze miałeś taki poważny problem z doborem stroju?- spytał nagle, lecz
nie usłyszał żadnej odpowiedzi od brata, który wyglądał jakby nad czymś cały
czas intensywnie myślał. W końcu Joe zatrzymał się i wyjął z kieszeni spodni
malutką, pomięta karteczkę, której treść szybko przeczytał i skierował się w
stronę mieszkania z numerem dwadzieścia cztery. Był to dosyć pokaźnej
wielkości, widocznie zadbany budynek posiadający ogromne, równie zadbane
podwórko. Podeszli do dużych dębowych drzwi, po czym Joseph nacisnął przycisk
dzwonka i obaj czekali, aż ktoś otworzy. Po krótkiej chwili usłyszeli kroki, a
potem drzwi otworzyła im nieznana dotąd Nicholasowi szatynka. Tym większym
zdziwieniem był dla niego sposób w jaki patrzyli na siebie jego brat i owa
dziewczyna, zupełnie ignorując jego obecność. Odchrząknął lekko, aby wreszcie
go zauważono, co zadziałało natychmiastowo.
- Cześć! – uśmiechnęła się do
starszego z braci, czując przypływ gorąca na policzkach, gdy odwdzięczył się
jej tym samym. – Wejdźcie. – zaprosiła ich do środka. Odurzył ich zapach
alkoholu, wymieszanego z perfumami i papierosami. Gdzieś obok nich, jakaś para
całowała się zachłannie. Brązowowłosa wywróciła jedynie oczami. Chyba
wiedziała, kto to. – Jestem, Demi… - wyciągnęła rękę do młodszego
chłopaka.
- Nick… - odwzajemnił jej gest i
uśmiechnął się do niej. Kątem oka spojrzał na brata. Joe próbował udawać, że
ogląda obrazy wiszące w holu, ale tak naprawdę obserwował ją.
- Bardzo się cieszę, że
przyszliście… - wprowadziła ich do dużego pomieszczenia, gdzie prawie wszyscy
byli już zalani, próbowali tańczyć, a część osób grała w piwnego ping ponga. –
Poznałabym was z moimi przyjaciółmi, ale naprawdę nie mam pojęcia, gdzie są… -
próbowała wypatrzeć z nad unoszącego się wszędzie dymu tytoniowego swoich braci
i chłopaka, ale nic nie widziała. Była na nich trochę zła, bo zostawili ją z
tym wszystkim samą. Miała się zabawić i wyluzować, a nie niańczyć pijane
towarzystwo. Kątem oka dostrzegła, jak Selena, jej najlepsza przyjaciółka
niezdarnie wbiega na górę z jakimś nieznanym jej chłopakiem. Musiała im
przerwać tą zabawę. – Muszę was zostawić na chwilę samych…
- Przepraszam, ale muszę wam przeszkodzić! Panu już dziękujemy! – odepchnęła chłopaka przyssanego do przyjaciółki, a ją złapała za rękę i zaprowadziła do swojej sypialni na pierwszym piętrze. Czarnowłosa ledwo trzymała się na nogach, dlatego Demi położyła ją w swoim łóżku. Zawsze było tak samo. Selena piła do nieprzytomności lądowała z kimś w łóżku, a później to ona, Demi musiała ją pocieszać. – Co ty znowu wyprawiasz?
- Przepraszam, ale muszę wam przeszkodzić! Panu już dziękujemy! – odepchnęła chłopaka przyssanego do przyjaciółki, a ją złapała za rękę i zaprowadziła do swojej sypialni na pierwszym piętrze. Czarnowłosa ledwo trzymała się na nogach, dlatego Demi położyła ją w swoim łóżku. Zawsze było tak samo. Selena piła do nieprzytomności lądowała z kimś w łóżku, a później to ona, Demi musiała ją pocieszać. – Co ty znowu wyprawiasz?
- Próbuje się dobrze bawić –
brązowowłosa zawsze zastanawiała się, że pomimo wypitych ogromnych ilości
alkoholu nigdy nie plątał jej się język. – Tobie radzę to samo…
- Miałaś się dzisiaj zachowywać…
- patrzyła, jak jej najlepsza przyjaciółka bawi się bransoletkami i zaczyna
kołysać to w jedną to w drugą stronę, nucąc tylko sobie znaną piosenkę.
- Demi… nie zrzędź! – rzuciła się
na łóżko i uderzyła głową w jego kant, co wywołało u niej salwę śmiechu.
- Nie ważne… Widziałaś gdzieś Darrena? – miała nadzieję, że Selena wygrzebię tak ważną dla niej informację z resztek pamięci, jakie pozostały w jej głowie dzisiejszego wieczoru.
- Nie ważne… Widziałaś gdzieś Darrena? – miała nadzieję, że Selena wygrzebię tak ważną dla niej informację z resztek pamięci, jakie pozostały w jej głowie dzisiejszego wieczoru.
- Nie obchodzi mnie, co robi twój
beznadziejny chłopak… - jeśli było coś, co mogło je poróżnić to właśnie Darren,
jej ukochany facet. Dziwiła się tylko dlaczego najbliżsi jej ludzie go nie
lubili. No, dobra może nie był zbyt miły, ale był naprawdę zabawny i zawsze był
przy niej. Oprócz dzisiejszego wieczoru, gdy zniknął, a ona nie wiedziała
gdzie. – Jesteś naprawdę ładna Dee… Mogłabyś sobie znaleźć naprawdę kogoś
fajniejszego…
- Pogadamy jutro, śpij już. – wyłączyła światło i zamknęła za sobą drzwi. Miała cholernie dość tej imprezy. Zeszła na dół. Postanowiła się przewietrzyć, więc zgrabnie wyminęła grupkę osób, grających w butelkę na środku pokoju. Otworzyła wielkie balkonowe drzwi i nim się spostrzegła jej płuca wypełniło świeże i rześkie powietrze. Oparła się o rzeźbioną balustradę i przymknęła na chwilę oczy. Cały świat mógłby teraz zniknąć. Było jej dobrze tak jak było.
- Hej… - znajomy, męski głos
wyrwał ją z lekkiego transu. Rozchyliła powieki i odwróciła się w stronę, z
której dochodził dźwięk. Uśmiechnęła się lekko na widok właściciela owego
głosu. Joe… Nie znała go za długo, ale zdążyła polubić. Miał w sobie coś
takiego, co sprawiało, że chciała się z nim zaprzyjaźnić. – Zmęczona? –
podszedł do niej, kiedy tylko ją zauważył. Źle się czuł w tym miejscu, bo
prawie nikogo oprócz, swojego brata, który swoją drogą też gdzieś zaginął i
niej, nie znał. Po za tym minął szmat czasu odkąd bawił się na jakiejkolwiek
imprezie. Wydawało mu się, że od tamtego czasu minęły lata świetlne, a on już
zapomniał, co oznacza dobra zabawa.
- Trochę, ale… - przerwała w pół
zdania, gdy z głośników dobiegł początek jej ulubionej piosenki. – Uwielbiam
ten kawałek! – cieszyła się, jak małe dziecko. Zaczęła skakać i piszczeć i było
w tym coś urzekającego. – Musisz ze mną zatańczyć! – pociągnęła go za rękę w
stronę pokoju, ale szybko jej się wyrwał.
- To nie jest dobry pomysł, bo ja… okropnie tańczę. – Nie kłamał. Nigdy nie poruszał się w rytm muzyki, a nogi plątały mu się za każdym razem, gdy chciał zrobić chociaż jeden sensowny krok. – Jestem beznadziejnym przypadkiem…
- To nie jest dobry pomysł, bo ja… okropnie tańczę. – Nie kłamał. Nigdy nie poruszał się w rytm muzyki, a nogi plątały mu się za każdym razem, gdy chciał zrobić chociaż jeden sensowny krok. – Jestem beznadziejnym przypadkiem…
- Nie może być jeszcze aż tak
źle. – zaśmiała się i ponownie chwyciła jego dłoń. – Proszę… Jeszcze dzisiaj
nie tańczyłam… - dodała widząc wahanie w jego oczach. Zrobiła słodką minę, na
co oboje zaczęli się śmiać.
- Dobra, wygrałaś… - poddał się.
Jak miał walczyć z kimś, kto jest dla niego tak miły i ma w sobie tyle
pozytywnej energii?
No i co z tego, że Demi kazała
jej spać? Jest młoda, piękna, ma nową sukienkę i ochotę na dobrą zabawę? To
chyba żaden grzech. Wyszła po cichu z pokoju, zataczając się od ściany do
ściany i chichocząc, co jakiś czas. Tylko czemu wszystko wokół niej tak dziwnie
wirowało? Szumiało jej w głowie, ale lubiła ten stan.
- Uuups… - przewróciła się,
zahaczając o swoje nogi w przepięknych, srebrnych szpilkach. Z trudem się
podniosła i nim zeszła ze schodów zaliczyła upadek jeszcze trzy razy. Musiała
się napić. Prawie na czworaka, ale udało jej się dotrzeć do kuchni, gdzie
siedziała większość osób, zdolnych jeszcze do prowadzenia jakiejkolwiek
konwersacji. Z dumą przyznała, że rozpoznaje niektóre twarze. – Hej, Romeo… podaj
mi piwo… - prawie położyła się na blacie stołu, podpierając ręką policzek.
- Jestem Nick, ale miło mi…
- jeśli było coś, czego Nick nie lubił w dziewczynach to ostre imprezowanie. Ta
tutaj na dodatek wyglądała, jak siedem nieszczęść. Krótka sukienka pokazywała
więcej i nie zostawiała nic wyobraźni, każdy jej włos kręcił się w inną stronę,
a jeden z jej butów musiał gdzieś po drodze stracić obcas. Koszmarny
widok.
- To imię wcale do ciebie nie
pasuje… Romeo… - była pijana i właściwie mogła mieć każdego, a wybrała
sztywniaka o kręconych włosach, palącego włoskiego papierosa. Nawet nie był w
jej typie. Miał kręcone włosy i wyglądał na grzecznego chłopca, a ona wolała
takich, którzy mieli po kilka tatuaży i palili coś mocniejszego. Zabrała mu
butelkę z piwem i upiła z niego łyk. Chciała się z nim podroczyć, ale ktoś jej
w tym przeszkodził.
- Tej pani już starczy… -
długowłosa dziewczyna w szerokich jeansach weszła do kuchni, trzymając za rękę
jakiegoś chłopaka. Selena miała dziwne wrażenie, że ich zna. Znajoma twarz
wyrwała jej piwo z ręki i oddała jej… towarzyszowi.
- Mileeeeeeeeey! – czarnowłosa
rzuciła się na nią, przypominając sobie, że to jedna z jej najlepszych
przyjaciółek. – Tęskniłam za tobą!
- Trevor, odwozi mnie do domu.
Jedziesz z nami? – Miała nadzieję, że jej przyjaciółka się zgodzi. Oczywiście
pojechałyby do niej, do Miley, bo Selena zapewne znowu nie wzięła kluczy.
Byłoby tak, jak po każdej imprezie w rodzinie Lovato. Miley wcześnie się zmywa,
bo w sobotę ma poranną zmianę w sklepie u rodziców, Demi wszystkiego pilnuje, a
Sel upija się do nieprzytomności. W południe, kiedy siedzą wszystkie trzy u
Miles, czarnowłosa nie wystawia głowy sponad muszli klozetowej, ona trzyma jej
włosy, a Dee prawi jej kazanie.
- Chcę zostać…
- Jesteś pewna? – nie powinna jej
zostawiać w takim stanie, z chłopakiem, którego pierwszy raz widzi na oczy, ale
wydawało jej się, że nie był szczególnie zainteresowany jej zalaną
przyjaciółką. Dziewczyna energicznie pokiwała głową, a Miley odpuściła. – To na
razie! – ucałowała ją jeszcze w czoło, poprawiła sukienkę, która wciąż
niebezpiecznie wędrowała ku górze i odeszła.
- Jak możesz to zaprowadź ją do
pokoju Dems… To ten z prawej na pierwszym piętrze… - Trevor poznał obu braci
dopiero dzisiaj na imprezie i stwierdził, że są całkiem spoko. Z tym Joe nawet
jego młodsza siostra tańczyła i chyba całkiem nie źle się bawiła. To tylko
potwierdzało jego tezę, że do szczęścia nie potrzebowała tego dupka,
Darrena.
- „Romeo czemu ty
jesteś Romeo”… - niósł ją na rękach do sypialni Demi. Nie chciał tego robić, bo
w sumie to nie była jego sprawa. Z drugiej jednak strony było mu jej trochę
żal. Dziewczyna już prawie nic nie kontaktowała i zasypiała, trzymając głowę na
jego ramieniu. Otworzył drzwi, wszedł do środka i położył ją na łóżku. Nim
zdążył się obrócić złapała go za kołnierz koszuli i przyciągnęła do siebie.
Miała ochotę go pocałować. On nie. Śmierdziała alkoholem i zachowywała się, jak
panienka, którymi zawsze gardził. Odepchnął ją mocno, tak że padła na łóżko w
lekkim szoku. Wyszedł. A ona wciąż tkwiła w tej samej pozycji z tą samą miną.
Demi ściągnęła swoje
sandałki na wysokim obcasie i ruszyła do przodu, kołysząc biodrami. Wciąż
trzymała chłopaka za rękę. Poruszała się w takt muzyki co raz odważniej i co
raz szybciej. Przymknęła oczy, a on starał się nie nadepnąć na jej stopę. Była,
jak w transie. Jak zahipnotyzowana kręciła się w kółko. Zdawało mu się, że
żaden jej ruch nie był przypadkowy. Zarzuciła włosami do tyłu i przyciągnęła do
siebie chłopaka, oplatając dłońmi jego szyję. Uśmiechnęła się do niego, a on
nie wiedząc, jak to jest bardziej możliwe, znalazł się jeszcze bliżej niej.
Załapał rytm i teraz razem poruszali się w jednym takcie. Trwało by to jeszcze
dłużej, ale piosenka się skończyła, a oni stracili równowagę i upadli na
podłogę, oddychając ciężko. Spojrzeli na siebie po czym wybuchnę li śmiechem.
Umiał się bawić, nie pijąc za wiele. Wiedziała, że właśnie znalazła
przyjaciela.
- Mówiłem, że jestem
beznadziejnym przypadkiem…
- Nie przeszkadzam wam? – wysoki,
dobrze zbudowany chłopak stał naprzeciwko nich, krzyżując ręce na piersi. Nie
lubił, jak jego dziewczyna dobrze się bawiła bez niego. Egoistyczne? Z całą
pewnością. Chore? Może trochę.
- Darren? – była w szoku, kiedy
go zobaczyła. Zapomniała o nim w czasie tego tańca. Miała okropne wyrzuty
sumienia, bo wiedziała, że widok, który zastał go rozzłości, a nie lubiła, gdy z
jej powodu chodził zły. Szybko się podniosła, zapominając o reszcie świata.
Podeszła do niego, modląc się w duchu, by nie zrobił jej awantury przy
wszystkich…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz