Jedna…
Druga…
Trzecia…
Setna…
Tysięczna…
Krople deszczu z coraz większą zawziętością otulały jego wyczerpane ciało. Stróżki chłodnej wody spływały mu po twarzy. Były jak dotyk ukojenia po bardzo długim i ciężkim dniu. Ukojenia, którego tak rozpaczliwie teraz pragnął.
Druga…
Trzecia…
Setna…
Tysięczna…
Krople deszczu z coraz większą zawziętością otulały jego wyczerpane ciało. Stróżki chłodnej wody spływały mu po twarzy. Były jak dotyk ukojenia po bardzo długim i ciężkim dniu. Ukojenia, którego tak rozpaczliwie teraz pragnął.
Nie miał pojęcia, ile już tak
stoi w bezruchu, natarczywie wpatrując się w przestrzeń. Szczerze mówiąc, wcale
go to nie obchodziło. Najzwyczajniej w świecie miał ochotę pobyć sam. Ponapawać
się swoją samotnością, swoim cierpieniem po stracie tak bliskich mu osób. Życie
już nieraz dało mu porządnie w kość, ale ostatnio doznał najbardziej dotkliwego
uderzenia. Dokładnie dwa miesiące temu, w dniu jego urodzin los zabrał mu dwie
najważniejsze osoby, na których zawsze mógł polegać, jego rodziców. Po ich
śmierci musiał zająć jedyną osobą, która pozostała w jego życiu,
mianowicie jego młodszego brata Nicka. Ulewa zacinała wciąż mocniej
i mocniej, a on stał i parzył. Ot tak, po prostu. Stał i patrzył. Nie czuł mokrej
koszuli przylepiającej mu się do ciała. Nie czuł dreszczy wstrząsających nim
raz po raz ani zimnych podmuchów wiatrów smagających go z każdej strony.
Chociaż od śmierci rodziców minęło już prawie dwa miesiące bardzo ciężko to
przeżywał i nadal nie mógł się z tym pogodzić. Miał wrażenie, że to
wszystko przeżywa ktoś inny, ktoś stojący obok niego. Ale przecież nikt przy
nim nie stał. Nikt. Po raz kolejny. W jego sercu zapanowało uczucie
pustki. Wszechogarniającej. Nieprzezwyciężonej. Takiej, która atakuje
znienacka jak podstępna choroba i odbiera człowiekowi wszystko, nie tylko chęć
życia czy radość, ale też marzenia, nadzieję, a nawet złudzenia. Nie miał nic.
Zupełnie nic… Nigdy nie rozumiał przysłowia i ludzi mówiących mu, że pieniądze
i sława szczęścia nie dają, ale od chwili, gdy Bóg zabrał mu rodziców zrozumiał
to doskonale. Do czasu nieszczęśliwego zdarzenia był znanym na całym
świecie muzykiem, przed którym stała wielka i długa kariera, lecz porzucił to
wszystko i przeprowadził się do małego miasteczka aby odciąć się od świateł
jupiterów i błyskiem fleszów. Wtedy dopiero zobaczył, że wszyscy jego
„przyjaciele” zadawali się z nim tylko dla rozgłosu. Chciał teraz
porozmawiać z kimkolwiek i zwierzyć się ze swoich trosk, ale nie miał z kim.
Mógłby porozmawiać ze swoim bratem, ale widział że jemu również jest ciężko i
nie chciał obciążać go jeszcze swoimi problemami . Nagle usłyszał za sobą
odgłos cichych kroków, a dosłownie ułamek sekundy później stanęła obok niego
nieznajoma dziewczyna. Była bardzo ładna, miała długie brązowe włosy i była na
oko w jego wieku no i co tu dużo mówić od razu przypadła mu do gustu.
-Dobre miejsce na wylewanie swych
smutków.- powiedziała cicho zwracając się do chłopaka.
-Dobre, Dobre. A ty skąd o tym
wiesz?- spytał.
-Bo sama zawsze tu przychodzę kiedy
chcę coś sobie przemyśleć, albo po prostu gdy mam potrzebę pobyć
sama.-powiedziała uśmiechając się lekko.
-Ostatnio ja też coraz częściej
tu bywam. A tak w ogóle to jestem Joe.-uśmiechnął się delikatnie, lecz jego
oczy nadal były smutne co bez problemu zauważyła brunetka.
-A ja jestem Demetria, ale mów mi
Demi.- odpowiedziała mu po chwili. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi
niezręczna cisza, którą po jakimś czasie postanowiła przerwać brunetka.
-Widzę, że coś cie gnębi.-
powiedziała cicho.
-Jak to zauważyłaś?- zapytał z
zaciekawieniem.
-Może próbujesz zgrywać dobrą
minę do złej gry, ale z twoich oczu można czytać jak z otwartej książki. Może
opowiedz mi co cię gnębi, podobno to najlepsze lekarstwo na smutki.–
uśmiechnęła się zachęcająco.
-Szczerze to nie
chciałbym Cię zanudzać moimi historiami, ale jeżeli chcesz to nie ma
sprawy.- wypuścił ze świstem powietrze.-Byłem obiecującym muzykiem, przed
którym widniała wielka kariera, ale pieprzony los zabrał sprawił, że moi
rodzice zginęli w wypadku samochodowym, po którym wszyscy moi pseudo
przyjaciele odwrócili się ode mnie i do teraz nie miałem nawet nikogo, komu
mógłbym zwierzy cię ze swoich trosk.- opowiedział jej w skrócie całą
swoją historię, lecz z każdym wypowiadanym słowem jego głos coraz bardziej się
łamał.
- Wiem co to znaczy, gdyż jeden z
moich starszych braci zginął wypadku samochodowym rok temu.-
wyszeptała cicho ku zaskoczeniu bruneta- Ale trzeba żyć dalej to właśnie
uświadomili mi moi przyjaciele i rodzina. Przecież na pewno masz kogoś dla kogo
budzisz się co rano, no nie?- wygłosiła swój monolog, a chłopak patrzył
się prosto w jej oczy jak zaczarowany.
-No tak mam młodszego brata. Może
masz rację, może powinienem zacząć wszystko od początku…- powiedział gdy
wreszcie oderwał wzrok od oczu szatynki.
- A na dobry początek zapraszam
cie do mnie na małą imprezę dzisiaj wieczorem.- powiedziała w odpowiedzi z
uśmiechem na ustach.
-Nie chciałbym robić ci kłopotu…-
powiedział lekko zmieszany ale ona nie dała mu dokończyć …
-Na pewno nie robisz mi kłopotu.
I nie zapomnij zabrać ze sobą brata.- posłała mu piękny uśmiech, po
czym wyjęła jakąś karteczkę z kieszeni i położyła mu ją na dłoni.
Brunet od razu przeczytał tekst który był na niej napisany. Był to jakiś adres,
ale nie wiedział o co chodzi. Już miał się pytać czego lub kogo to adres gdy
szatynka odpowiedziała na trapiące go pytanie.
-To mój adres. Impreza zaczyna
się o 20 więc liczę, że przyjdziesz ze swoim bratem na czas.-mówiąc to
uśmiechnęła się już po raz kolejny patrząc w jego oczy.
-Oczywiście, że przyjdę.-
odpowiedział jej odwzajemniając uśmiech.
- No to ja się zbieram, bo w
końcu trzeba przygotować dom na domówkę, no nie?- zaśmiała się lekko.
- No oczywiście że tak. No to co
do zobaczenia wieczorem.- powiedział tym razem już ze szczerym uśmiechem, który
zagościł wreszcie na jego twarzy. Ona odwzajemniła jego uśmiech i rozeszli się
w swoje strony zapewne w stronę swoich domów. W drodze do swojego domu cały
czas myślał o brunetce o pięknych brązowych oczach i zniewalającym uśmiechu.
Była dla niego jak dar z nieba, który przywrócił mu chęć do dalszego życia.
Wiedział że to będzie prawdziwa przyjaźń, a może coś więcej? To pokaże tylko
czas i przeznaczenie, które jest im pisane….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz